Lukas Podolski - zignorowany przez Polskę, pokochany przez Niemcy

Marek Wawrzynowski
Marek Wawrzynowski

Wszystko zaczęło się w czerwcu 2004 roku. Piłkarz dostał powołanie do kadry od Rudiego Voellera. W sparingu z Węgrami Niemcy przegrali wstydliwie, co było zapowiedzią klęski na Euro 2004 (Lukas zagrał w jednym meczu, z Czechami) i wielkiej zmiany w niemieckiej piłce.

Trzeba przyznać, że Podolski był jedną z najważniejszych twarzy drużyny prowadzonej najpierw przez Juergena Klinsmanna, a potem Joachima Loewa. Jego mecze ze Szwecją w 2006 roku oraz cztery lata później na mundialu w RPA z Anglią i z Argentyną to klasyki niemieckiej piłki. W tym pierwszym przypadku na mundialu w Niemczech gospodarze zagrali swój najlepszy mecz turnieju, a Polak z niemieckim paszportem strzelił dwa gole. W RPA strzelił z Anglią, a z Argentyną zagrał popisowo i zaliczył asystę przy bramce Miroslava Klose. Po meczu, jak gdyby nigdy nic, wszedł do szatni rywali i poprosił ich trenera, Diego Maradonę, o autograf dla syna.

Jeszcze w tym samym roku, w Bergheim, miejskie władze nazwały stadion jego imieniem i nazwiskiem.

Trzeba przyznać, że kariera reprezentacyjna Podolskiego była znacznie lepsza niż klubowa. Nie był w stanie odnaleźć się w wielkich klubach. Okres, który spędził w Bayernie Monachium, można skrócić do jednego słowa - nieporozumienie. W Arsenalu nie było źle, ale miejscowi chyba liczyli na więcej.

Przy wszystkich swoich sukcesach zawsze pozostał skromnym chłopakiem z Gliwic i Kolonii. Stał się na pewno dla tego drugiego miasta jednym z piłkarskich symboli. Słynny austriacki napastnik Toni Polster powiedział nawet, że Kolonia ma dwie atrakcje - katedrę oraz Podolskiego.

Stale Solbakken, który prowadził Koeln, przyznał: - W pewnym momencie zrozumiałem, że nie jestem trenerem FC Koeln, a FC Podolski. Tu o nim mówi się więcej niż o wszystkich pozostałych zawodnikach.

Z kolei burmistrz Fritz Schramma określił powrót piłkarza z Bayernu jako... jedno z ważniejszych wydarzeń w historii miasta.

Aż dziwne, że poza Kolonią sobie nie poradził tak, jakby chciał. Ale może właśnie to była ta tajemnica. Miejscowy normalny chłopak najlepiej czuł się w domu, z dala od reflektorów?

W kwietniu 2011 roku paparazzi i dziennikarze tabloidów obeszli się smakiem, gdy zajechali na wesele zawodnika. Zamiast hucznej imprezy była mała rodzinna uroczystość.

- Normalny chłopak. Nigdy nie odmawiał pomocy. Kiedy organizowaliśmy zbiórkę pieniędzy dla rodzin górników, którzy zginęli kilka lat temu w wielkiej tragedii, był pierwszym, który przysłał piłkarskie buty, koszulki, nawet więcej niż go prosiłem. Pamiętam, że poszło to na aukcji za bardzo ładną sumę. W innej sytuacji sam zabiegał o to, aby fundacja, z którą współpracuje, otwarła placówkę w Warszawie, na Pradze Północ, żeby wspomóc tutejsze dzieci. I chętnie na otwarcie "Arki" przyjechał - opowiada Piotr Koźmiński.

W ostatnich latach grał coraz mniej. Niemcy dzięki świetnemu systemowi szkolenia dorobili się fantastycznego pokolenia piłkarzy. Ostatni wielki show, nie licząc pożegnania z Anglią, dał podczas Euro we Francji, w miejscowości Evian les Bains, podczas konferencji prasowej. Było to krótko po tym, jak kamery przyłapały selekcjonera Joachima Loewa wkładającego sobie dłoń w majtki. W czasach mediów społecznościowych oczywiście stało się to tematem numer 1. Jeden z dziennikarzy zapytał o sprawę wprost na konferencji.

"Poldi" wyparował: - Nie ma tematu. Myślę, że osiemdziesiąt procent z was, ja również, też drapie się po jajach. To jest OK.

Sala wybuchnęła śmiechem. Tylko Podolski mógł coś takiego powiedzieć i tak rozładować sytuację.

Czy Łukasz Podolski to największy polski talent stracony dla naszej piłki?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×