Przechodził do Barcelony w glorii mistrza Europy i jednego z najciekawszych pomocników młodego pokolenia na Starym Kontynencie. O jego renomie niech świadczy fakt, że Duma Katalonii zapłaciła za niego 35 milionów euro, wygrywając walkę o piłkarza z Realem Madryt.
I choć jeszcze nie zakończył się jego pierwszy sezon w Barcelonie, w Katalonii nie brakuje głosów, że to jedne z najgorzej wydanych pieniędzy w ostatnich kilkudziesięciu latach. A w to, że Andre Gomes potrafi grać w piłkę, wierzy już tam chyba tylko Luis Enrique.
Najpierw statystyka. Na 15 spotkań, których mistrzowie Hiszpanii w tym sezonie nie wygrali, w aż 14 udział brał Andre Gomes. Portugalczyk jest niczym talizman dla rywali Barcelony - gdy tylko pojawia się na boisku, jego drużynę dosięga niemoc i apatia. Przesada? Nic z tych rzeczy.
Nie są to bowiem jedynie suche cyfry. Fakty są takie, że 23-latek prezentuje się fatalnie. W Valencii miewał mecze znakomite, także przeciwko Barcelonie. Przyjęcie kierunkowe piłki, balans ciała, szybkość, technika, dobry strzał - brzmi znajomo. Gomes miał coraz częściej zastępować w podstawowym składzie Blaugrany Andresa Iniestę, który notorycznie łapie kontuzje.
ZOBACZ WIDEO Stracona szansa i sensacyjna porażka Barcelony - zobacz skrót meczu z Malagą [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]
Jednak mający jedną zdrową nogę Iniesta jest w tym sezonie od niego lepszy. Gomes nie nadąża za akcjami kolegów, ustępuje pod względem szybkości podejmowania decyzji, a jego udane zagrania w tym sezonie można policzyć na palcach obu rąk. Trochę mało, jak na zapłacone 35 milionów euro.
I choć pomocnik notorycznie zawodzi oczekiwania kibiców i dziennikarzy, Luis Enrique regularnie wystawia go w podstawowym składzie. I choć skończyło się to lutową porażką 0:4 z Paris Saint-Germain, Gomes wciąż może liczyć na grę. W sobotę Barca doznała porażki z Malagą (0:2). Kto zajął miejsce w linii pomocy? Andre Gomes.
Choć wszyscy zawodnicy Barcelony zagrali tego wieczoru grubo poniżej oczekiwań, nikt nie był gorszy od Gomesa. Portugalczyk unikał gry, nie ryzykował, a celnie podawał zazwyczaj do najbliższej ustawionego rywala. A gdy już koledzy stworzyli mu świetną okazję, przez swoje powolne ruchy stracił piłkę. I naprawdę trudno pojąć, że przebywał na boisku ponad godzinę.
To, że Luis Enrique stoi murem za swoim zawodnikiem trudno krytykować. Jest to nawet godne pochwały. Jednak wystawianie teraz Gomesa w pierwszej "11" nie może przynieść nic dobrego. Trener robi tym krzywdę wszystkim, w tym samemu zawodnikowi.
Jest wręcz niewiarygodne, że mający duże umiejętności piłkarz, który prezentował się świetnie w Valencii, mając wokół lepszych partnerów, gra tak fatalnie. Każdy jego kolejny występ dowodzi, że artykuł mówiący o domaganiu się przez Leo Messiego odejścia Portugalczyka z Camp Nou, mógł nie być daleki od prawdy.
Nie ma wątpliwości, że po ukazaniu się wyjściowego składu Blaugrany na sobotnie spotkanie wielu fanów zakładów bukmacherskich odebrało jej szansę na sukces i postawili na gospodarzy. Wygrali dzięki temu poważne pieniądze. Kto jednak postawi na to, że Gomes zagra dobry mecz w barwach Barcelony?
We wtorkowy wieczór Barcelonę czeka pierwsze ćwierćfinałowe starcie z Juventusem Turyn w Lidze Mistrzów. I choć to mistrz Hiszpanii jest faworytem do awansu, Katalońscy kibice modlą się o zdrowie Andresa Iniesty.
Kibicuj "Lewemu" i FC Barcelonie na Eleven Sports w Pilocie WP (link sponsorowany)