Michał Czechowicz
- Premier League jest już stracona. To sprawa między Tottenhamem a Chelsea - powiedział hiszpański menedżer Manchesteru City na początku kwietnia, kilka tygodni przed finiszem rozgrywek, w pewnym sensie podsumowując swój pierwszy sezon w Anglii. Na te słowa czekał od dawna opiekun Manchesteru United Jose Mourinho. Portugalczyk przez lata w słownej szermierce z rywalem dawał do zrozumienia, że trenera, a właściwie menedżera godzi się oceniać dopiero po sprawdzeniu na angielskim froncie. On bilans otwarcia w PL miał imponujący. W sezonie 2004-05 odzyskał po 50 latach tytuł mistrzowski dla Chelsea Londyn, przy okazji przechodząc do historii z najwyższą liczbą zdobytych punktów w sezonie (95) i najniższą straconych bramek (15).
Puchar Anglii ratunkiem
Zaczynając od serii 10 zwycięstw we wszystkich rozgrywkach, wydawało się, że Pep Guardiola kolejny raz wystartował do pogoni za rekordami. Przyzwyczaił do tego w premierowych sezonach na poprzednich stanowiskach. W Anglii skradł początek show zapowiadanego jako trenerskie Gwiezdne Wojny. U boku drugiego świeżo upieczonego imigranta Antonio Conte, wsiadającego z powrotem na karuzelę Mourinho, walczącego o nowy kontrakt Arsene’a Wengera i zachwycającego talentem Mauricio Pochettino stał się żywą reklamą jedynej na świecie ligi, w której szkoleniowcy sławą mogą rywalizować z piłkarzami. Dlaczego po wspaniałym początku potem było tylko gorzej?
- Pep podkreślał, iż to najtrudniejsze wyzwanie w jego dotychczasowej karierze trenerskiej - mówi komentator angielskiej ekstraklasy na antenach nc+ Rafał Nahorny. - Kiedy pracował w Barcelonie, miał na dobrą sprawę jednego poważnego rywala. W Niemczech albo tych rywali było tyle samo, albo czasami nawet mniej, bo Bayern Monachium tak szybko uciekał w tabeli, wygrywając mistrzostwo. W Anglii sytuacja jest trochę inna, mówi się o topie 6, czasami nawet o topie 7, poważnych kandydatów do tytułu jest więcej. Tak samo konkurencja menedżerów pracujących w Anglii, tak mi się wydaje, jeśli nie jest największa w Europie, to media tak ją kreują. Guardiola, Mourinho, Wenger i Pochettino niezależnie od rankingu znajdą się w czołowej dziesiątce kontynentu, a zdaniem wielu nawet w szóstce. Z dokładniejszą analizą poczekałbym do końca sezonu, ale jeśli City będzie w czwórce i zdobędzie Puchar Anglii, nikt nie powie, że to był dla Guardioli tylko zły sezon. Pojedynczy mecz może zdecydować o tym, jak będziemy Hiszpana oceniali.
Brak awansu do finału FA Cup (na drodze w półfinale 23 kwietnia stanie Arsenal) i zwycięstwa na Wembley oznaczałby pierwszy w trenerskiej karierze - nie licząc przygotowującego do poważnych wyzwań roku w rezerwach Barcelony - sezon bez zdobytego trofeum oraz kolejne pęknięcie na pomniku wystawionym szkoleniowcowi za życia. Hiszpan siedem kolejek przed końcem sezonu zdążył zaliczyć: najwyższą liczbę porażek (6), najsłabszy bilans (18 zwycięstw, 7 remisów, 6 przegranych) i brak awansu do czołowej czwórki Champions League (odpadł w 1/8 finału), gdzie zabrakło go tylko, kiedy odpoczywał od zawodu w Stanach Zjednoczonych. Najszerzej komentowana była pierwsza w historii dwukrotna porażka z tym samym menedżerem w jednym sezonie. Z Conte rywalizowali od początku jak pierwszoroczniacy w NBA. Dobrze zaczął Pep, z czasem zamienił się na skali miejscami z Antonio, który już tylko patrzył na rywala z góry. Argument o rywalizacji w Lidze Mistrzów to dla angielskich dziennikarzy gorszy sort. Chyba że można wyśmiać odpadnięcie mimo wygranej 5:3 z Monaco w pierwszym meczu...
Zakochani szejkowie
Jeszcze w październiku ubiegłego roku na łamach hiszpańskiego tytułu "As" były kapitan Barcelony złotej ery Pepa Xavi Hernandez zapowiadał, że to szkoleniowiec, który zmieniając podejście Anglików, może dokonać rewolucji w ojczyźnie futbolu. Sam Guardiola zarzekał się, że nie odrzuci swojej filozofii, chcąc w kolejnym miejscu zaszczepić wirus tiki-taki. Jednego nie można mu odmówić: działał, nie licząc, że wstrząśnie szatnią wyłącznie magią swojego nazwiska. Zaczął od odstawienia na boczny tor Joe Harta. Prawdziwy początek z wysokiego C, bo golkiper był jednym z niewielu symboli City jeszcze z ery sprzed zalewu gotówki ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich. O tym, czy był materiałem na bramkarza potrzebnego do sięgnięcia po uszaty puchar Ligi Mistrzów, można dyskutować, ale został odpalony po najlepszym sezonie w europejskich pucharach. Bez Harta zeszłoroczny półfinałowy dwumecz z Realem Madryt zostałby rozstrzygnięty już po pierwszym spotkaniu. Jeszcze wcześniej była znana przyszłość Yayi Toure. Między szkoleniowcem a Iworyjczykiem dochodziło do tarć już na Camp Nou i było jasne, że rozdający karty Guardiola nie będzie umierał za ułożenie się z 33-latkiem.
ZOBACZ WIDEO Puchar Anglii: wielkie emocje i 6 goli w półfinale [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]
- Guardiola na pewno popełnił błędy. Najłatwiej wskazać obsadę bramki. Pozbył się ulubieńca kibiców Harta, nie sprzedając go co prawda, tylko wypożyczając do Torino, jednak wypożyczył być może dlatego, że nikt nie miał takich pieniędzy na transfer albo nawet tygodniówkę piłkarza. Tak się uparł na tego Claudio Bravo, naopowiadał się, że wyprowadzanie piłki od bramki nogami jest najważniejsze. Okazało się, że Chilijczyk nawet tego nie potrafił robić, a niektórzy twierdzili, że broni bez użycia rąk. Sporo tych klopsów zdarzyło się bramkarzowi, za którego zapłacono kilkanaście milionów funtów i który jest po 33 urodzinach. Wyszło, że Willy Caballero, który miał być nawet numerem 3, w tym sezonie okazał się najlepszym golkiperem. Chociaż ostatnio Bravo znowu wrócił do bramki, a Guardiola zapowiedział, że o obsadzie będzie decydował przed każdym meczem. Dziwne posunięcie, bramkarz to specyficzna pozycja i wypada, żeby wiedział wcześniej - wylicza ekspert Canal+.
- Piłkarskimi autorytetami w szatni to specjalnie się Guardiola nie przejmuje. Gdy zdrowy był Gabriel Jesus, nie bał się posadzić na ławie Sergio Aguero. Podobnie Vincent Kompany, nawet kiedy nic mu nie dolegało, wiele meczów po prostu przesiedział. Można powiedzieć: jak to? Zdrowy Kompany powinien grać zawsze, na pewno znaleźliby się tak myślący kibice City. Szczególnie że środek obrony nie był najsilniejszym ogniwem w tym sezonie. Co do Toure myślę, że od początku Guardiola nie był przekonany do Iworyjczyka i wychodził z założenia, iż bliżej mu do końca kariery niż kolejnych sukcesów. Do tego konflikt z agentem Yayi, nie chcę mówić, że to było Pepowi na rękę, ale nie przekreśliło mu specjalnie planów. Nawet kiedy na niego stawiał, bo był taki okres, że strzelił kilka goli i miał niezłe występy, coraz mniej pasował do stylu preferowanego przez Hiszpana. Po prostu Toure nie może tyle i tak szybko biegać, a tego wymaga od pomocników Guardiola. Niewątpliwie w kilku meczach przydałby się. Znamienne było, że w rewanżowym meczu z Monaco w Lidze Mistrzów Toure rozgrzewał się, ale nie wszedł na boisko. W takiej sytuacji nie chcę powiedzieć, że potrzebował właśnie tego zawodnika, jednak potrzebował zmiany, impulsu, i poszukał go gdzie indziej.
Trzy tygodnie komfortu
Sportowy wynik z tego sezonu bije w cały hiszpański zaciąg w City, z dyrektorem sportowym Txikim Beguiristainem na czele. Przez lata PG był wskazywany jako brakujące ogniwo, po pierwszym sezonie trudno wskazać, czy był nauczką dla menedżera, czy sposobem na przejrzenie na oczy dla inwestorów i władz co do rzeczywistej jakości kadry. Ekspert Sky Sports, były obrońca Manchesteru United, a niedawno nieudany trener Valencii, Gary Neville powiedział: - Potrzebuje trzech albo czterech nowych obrońców, bramkarza, jednego czy dwóch pomocników i może środkowego napastnika.
Sporo jak na projekt, który od 2008 roku tylko na rynku transferowym pochłonął 1 miliard 264 miliony euro. Tak zawrotna suma nie przełożyła się na jakość ani bogactwo wyboru. Największy deficyt widać na pozycji środkowego napastnika. Aguero regularnie wydaje się być myślami w innym klubie, na dodatek łapie kontuzje i w tym sezonie częściej, niż strzela seriami, ładuje się w kłopoty. Od wakacji hiszpański menedżer pole manewru w obsadzie dziewiątki miał tylko przez trzy tygodnie: na przełomie stycznia i lutego, trwało od transferu do kontuzji Gabriela Jesusa.
Guardiola wiele o wnioskach z ostatnich miesięcy powiedział w niedawnym wywiadzie dla "Mirror Sport". We fragmentach rozmowa kojarzy się ze spowiedzią. Stwierdził, że o rzeczywistej sile zespołu przekonał się już w meczu eliminacji Champions League przeciwko drużynie Steauy Bukareszt. Wygrali 5:0, Aguero zmarnował dwa karne, a "w normalnych warunkach powinniśmy wygrać taki mecz 12:0". Potem przyszła seria trzech remisów w lidze i pierwsze poważniejsze wnioski. Najważniejszy o braku jakości w obu polach karnych: "Tworzyliśmy szanse i cierpieliśmy. Ile razy przeciwnicy celnie uderzali na naszą bramkę? Dwa lub trzy? I strzelali dwa gole".
Wszystko zakończył rachunek sumienia: "Musimy być wobec siebie szczerzy. Nie jesteśmy wystarczająco dobrzy, żeby rywalizować w Premier League. (…) Będę lepszy. Bez dwóch zdań. Ten sezon był dla mnie lekcją. Normalne, że kiedy pracujesz jako trener siedem, osiem czy dziewięć lat, przychodzi sezon, w którym nie osiągasz takich sukcesów jak wcześniej".
Scenariusz na przyszły sezon
Mówi Nahorny: - Plusy kadencji Guardioli? Mnie najbardziej City imponuje, oczywiście kiedy jest w formie, w ataku. Akcje z udziałem Kevina De Bruyne’a czy Davida Silvy, rajdy, zwłaszcza lewym skrzydłem, włączenie się Leroya Sane – to ogląda się z przyjemnością. Nie chcę na razie mówić o Gabrielu Jesusie, który miał obiecujące początki, ale wydaje się, że to dobre pociągnięcie City. Jak tak patrzę na De Bruyne’a i Silvę, najbardziej kreatywnych piłkarzy City, odnoszę wrażenie, że oni chcieliby być czołowymi graczami zespołu, ale czy liderami? To już niekoniecznie. Nie widzę w nich takich cech. Charyzmy może jeszcze coś drzemie, jednak chęci już nie, żeby wszystko wzięli w garść i dyrygowali zespołem. Guardiola będzie polował na takiego człowieka latem.
Nawet wypadnięcie poza czołową czwórkę i zamknięcie sezonu bez trofeum nie zagrozi posadzie Hiszpana. Dla szkoleniowca optymalny wydawałby się scenariusz braku awansu do przyszłej kampanii w europejskich pucharach, ten sam, według którego gra w tych rozgrywkach Conte. Wtedy mógłby spokojnie pracować na nowym organizmie po zapowiadanej na letnie okno transferowe rewolucji. Jakie wzmocnienia siedzą w głowie Pepa? Ostatnio czołowym nazwiskiem jest Alexis Sanchez z Arsenalu, z którym współpracowali razem w Dumie Katalonii. Ale najważniejszym tropem jest dalej niepewna przyszłość na Camp Nou Leo Messiego.