Po zwycięstwie 3:0 nad Górnikiem Łęczna, wydawało się, że w Lubinie wszystko jest w jak najlepszym porządku. W tamtym pojedynku gospodarze, niesieni dopingiem wypełnionego po brzegi nowego obiektu, bez problemu okazali się lepsi od graczy z Łęcznej. Później zaczęły się jednak schody...
W następnym meczu, tym razem w ramach Remes Pucharu Polski, zawodnicy Zagłębia Lubin dostali surową lekcję od, występującego w ekstraklasie, Ruchu Chorzów. Niebiescy łatwo i bezproblemowo rozprawili się z drużyną z Lubina 3:0.
Kolejne spotkanie Miedziowi rozgrywali w Łodzi z miejscowym Widzewem. Był to bardzo prestiżowy pojedynek, gdyż zarówno jeden, jak i drugi zespół walczy o awans do najwyższej klasy rozgrywkowej. Ten mecz, co prawda tylko jedną bramką, ale jednak, podopieczni Roberta Jończyka przegrali. W kolejnych zawodach wszyscy spodziewali się gładkiego zwycięstwa lubinian. Kibiców tej drużyny znów czekał jednak zimny prysznic. Tym razem gracze pretendenta do awansu do ekstraklasy tylko zremisowali z, zajmującą dolne lokaty w tabeli, Stalą Stalowa Wola. Gospodarze mieli przewagę w całym spotkaniu, jednak nie potrafili zamienić jej na bramkę. - Scenariusz kolejnych meczów będzie podobny na stadionie w Lubinie. Zespoły przyjeżdżały i będą przyjeżdżać, żeby się bronić. Naszym problemem jest znaleźć środki na to, aby pokonać zmasowaną obronę przeciwnika - wyjaśnia Robert Jończyk.
Szkoleniowiec Zagłębia musi znaleźć receptę na nieskuteczność swoich podopiecznych, bo w przeciwnym razie może mu grozić utrata posady. W następnej potyczce Zagłębie w Bielsku-Białej mierzyć się będzie z miejscowym Podbeskidziem. Tam o punkty, a tym bardziej o zwycięstwo, także nie będzie łatwo.