Chińczycy płacą im ogromne pieniądze. Jaka jest prawda o tamtejszych gwiazdach?

Zdjęcie okładkowe artykułu: PAP/EPA /  / Tak Chińczycy witali Teveza
PAP/EPA / / Tak Chińczycy witali Teveza
zdjęcie autora artykułu

Carlos Tevez, Oscar, Ezequiel Lavezzi. To gwiazdy, który dały się skusić chińskim milionom. Czy dla Azjatów był to opłacalny interes? W wielu przypadkach można w to wątpić. Tylko niektóre gwiazdy spełniają oczekiwania.

Europejskie kluby od kilku okienek transferowych z niepokojem spoglądają na Chiny. Oferty z tamtych klubów mieszają w głowach wielu czołowym zawodnikom. Ostatnio spekuluje się, że latem do Azji wyjedzie Diego Costa, który obecnie jest zawodnikiem Chelsea Londyn.

Chińczycy kilka lat temu założyli, że zostaną piłkarską potęgą. Pierwszym krokiem jest rozwój rozgrywek ligowych, a do tego potrzebne są znane nazwiska. Wybrano inną drogę niż w amerykańskiej MLS, gdzie kontraktuje się głównie gwiazdy w podeszłym wieku. Natomiast do Chinese Super League często trafiają zawodnicy, którzy z powodzeniem jeszcze kilka lat mogą grać na najwyższym poziomie.

Od samego początku kibice i eksperci byli przekonani, że tacy zawodnicy jak Carlos Tevez, Hulk, czy Oscar jadą tam tylko po pieniądze. Czy tak jest naprawdę? Postanowiliśmy sprawdzić, jak sobie radzą znani piłkarze w egzotycznej lidze.

Axel Witsel (Tianjin Quanjian)

Belgijski obrońca od wielu lat był przymierzany do czołowych europejskich klubów. Belg jednak najpierw wybrał rosyjski Zenit Sankt Petersburg. Po czterech latach zdecydował się z kolei na Tianjin Quanjian. Co łączy te zespoły? Oczywiście pieniądze, bo obie drużyny był w stanie zagwarantować mu wysokie zarobki.

Obecna pensja podobno wynosi 20 mln euro za sezon. Takiej wypłaty Witsel nie dostałby w żadnym klubie z Europy. - Wszyscy mamy marzenia, ale czasami trafiają się oferty, których nie można odrzucić. Rozumiem jego wybór, a ci, którzy go krytykują, są hipokrytami - komentował jego transfer kolega z reprezentacji Christian Benteke.

Chińczycy na razie mogą mieć mieszane uczucia w związku z tym transferem. 28-latek wprawdzie gra regularnie, strzelił jednego gola, ale jego zespół zajmuje dopiero dziewiąte miejsce. W dodatku Witsel częściej niż grą wyróżnia się boiskowym chamstwem. Już dwa razy swoich przeciwników uderzył w twarz. Sędziowie są jednak dla niego łaskawi, bo jeszcze czerwonej kartki mu nie pokazali.

Graziano Pelle (Shandong Luneng)

Włoski napastnik z dobrej strony pokazał się podczas Euro 2016, gdzie strzelił dwie bramki. Wszyscy jednak zapamiętali jego pudło w konkursie rzutów karnych w ćwierćfinałowym spotkaniu z Niemcami. To jednak nie zmieniło tego, że napastnik tuż po turnieju otrzymał wiele ofert.

Pelle zdecydował się na Chiny i nie ukrywał, co pomogło mu podjąć decyzję. - Oczywiście nigdy bym tam nie pojechał, gdyby nie pieniądze - przyznał. 31-letni Włoch na boisku też nie pokazuje, aby chodziło o coś innego. W CSL rozgrywa drugi sezon. W pierwszym strzelił zaledwie pięć goli i był to jego najgorszy wynik od sezonu 2011/12, gdy w barwach AZ Alkmaar i Parmy zdobył tyle samo bramek.

Obecne rozgrywki także nie zapowiadają się imponująco w jego wykonaniu. Reprezentant Włoch w sześciu spotkaniach tylko raz trafił do bramki. Graziano ma jednak to szczęście, że jego zespół spisuje się bardzo dobrze i zajmuje w tabeli czwarte miejsce.

Paulinho (Guangzhou Evergrande)

To był jeden z pierwszych głośnych transferów do Chin. Brazylijczyk występował w Tottenhamie Hotspur i to na tyle dobrze, że interesowało się nim kilka czołowych europejskich klubów. Były zawodnik ŁKS-u Łódź zdecydował się jednak na ryzykowny kierunek i podpisał kontrakt z Guangzhou Evergrande.

28-letni pomocnik szybko udowodnił, że nie pojechał do Azji odcinać kupony. Pod względem zarobków daleko mu nawet do innych zawodników, którzy przyjechali ze "Starego Kontynentu". Najważniejsze jednak, że na boisku prezentuje się bardzo dobrze. To on w dużej mierze przyczynił się do dwóch mistrzostw Chin, a także zdobycia Pucharu i Superpucharu.

Nie dziwi zatem, że wciąż jest obserwowany przez takie piłkarskie tuzy, jak Real Madryt i Bayern Monachium. Niewiele jednak brakowało, a zostałby wyrzucony z Chin. Burzę wywołał jego udział w reklamie firmy bukmacherskiej razem z japońską aktorką filmów porno. Groziła mu deportacja za promowanie hazardu i pornografii, co w Chinach jest zakazane. Skończyło się jednak tylko na ostrzeżeniu.

John Obi Mikel (Tianjin Teda)

Nigeryjczyk w Chelsea Londyn występował od 2006 roku i szybko stał się kluczową postacią zespołu. To on w środku pola wykonywał tytaniczną pracę za największe gwiazdy. Jego sytuacja zmieniła się jednak wraz z przyjściem Antonio Conte. Włoch nie widział dla niego miejsca w podstawowym składzie.

Jesienią John Obi Mikel nie rozegrał żadnego spotkania w barwach "The Blues". Dlatego zimą zdecydował, że przyszedł czas na zmianę otoczenia. Skusiła go tygodniówka na poziomie 165 tys. euro, którą zaoferował mu chiński Tianjin Teda.

30-latek na razie nie miał zbyt wielu okazji, aby potwierdzić swoją wartość. Zagrał w trzech meczach, a w jednym z nich strzelił nawet gola, co w jego przypadku zdarza się niezwykle rzadko. Wystarczy przypomnieć, że przez dziesięć lat gry w Chelsea zdobył ledwie cztery bramki. To jednak póki co za mało, aby jego zespół mierzył w najwyższe cele, bo Tianjin jest dziesiąte w tabeli.

Ezequiel Lavezzi (Hebei China Fortune)

Argentyńczyk nigdy nie był napastnikiem, który gwarantował w sezonie co najmniej kilkanaście bramek. W najlepszych sezonach mógł pochwalić się zaledwie dziewięcioma trafieniami. Wszyscy jednak oczekiwali, że w Chinach, gdzie poziom jest niższy, będzie pokonywał bramkarzy z większą regularnością.

Tak jednak nie jest. Pierwszy sezon po odejściu z Paris Saint-Germain do Hebei China Fortune zakończył, nie mając nawet gola na koncie. Obecne rozgrywki zaczęły się bardziej obiecująco, bo Ezequiel Lavezzi już dwa razy zdobył bramkę.

To jednak zdecydowanie za mało. Szczególnie że mówimy o jednym z najlepiej zarabiających piłkarzy na świecie. Chińczycy tygodniowo płacą mu blisko 320 tys. euro. Często o takich pieniądzach mogą tylko pomarzyć napastnicy, którzy co sezon strzelają ponad dwadzieścia goli.

Hulk (Shanghai SIPG FC)

W Rosji był wielką gwiazdą i w Zenicie Sankt Petersburg strzelał gola za golem. Nie dziwi więc, że znalazł się na celowniku chińskich gigantów, a wyścig o 30-letniego napastnika wygrał klub z Szanghaju. Hulk pierwszy sezon w Chinach zakończył z trzecim miejscem w lidze i pięcioma golami w siedmiu meczach.

Brazylijczyk na pewno jest jednym z najbardziej udanych transferów. Potwierdza to w nowych rozgrywkach. W CSL już trzy razy trafił do bramki, a jego zespół jest trzeci i do lidera traci dwa punkty. Świetnie idzie mu także w azjatyckiej Lidze Mistrzów. Shanghai SIPG zapewnił sobie awans z grupy, a przyczyniły się do tego cztery trafienia Hulka.

Oscar (Shanghai SIPG)

Były gracz Zenitu ma dodatkowy atut w postaci kreatywnego partnera w pomocy, jakim niewątpliwie jest Oscar. Rodak Hulka zaskoczył wszystkich, gdy zdecydował się porzucić Chelsea Londyn na rzecz azjatyckiej przygody. Kto jednak odmówiłby, mając perspektywę zarabiania prawie pół miliona euro w tydzień.

Działacze Shanghai SIPG zapłacili "The Blues" 70 mln euro i oczekiwali, że Brazylijczyk będzie największą gwiazdą ligi. Na razie trzeba się wstrzymać z jednoznacznymi ocenami, ale wiele wskazuje na to, że Oscar poważnie podchodzi do swoich obowiązków. Przemawiają za tym liczby.

W obecnym sezonie 25-letni pomocnik strzelił trzy bramki. Do tego dołożył aż pięć asyst, a dorobek ten z pewnością będzie rósł wraz z kolejnymi meczami. Oscar, póki co się spłaca, a Chińczycy mogą się od niego uczyć profesjonalizmu.

Jackson Martinez (Guangzhou Evergrande)

Kolumbijski napastnik to jeden z największych transferowych niewypałów w chińskiej ekstraklasie. Władze Guangzhou jednak dużo ryzykowały. Jackson Martinez został kupiony z Atletico Madryt, gdzie kompletnie rozczarował i zakończył swoją przygodę z hiszpańskim klubem z dwoma trafieniami na koncie.

W Chinach nie było o wiele lepiej. W pierwszym sezonie rozegrał dziesięć spotkań w CSL, do bramki trafił tylko cztery razy. Fani liczyli, że kolejne rozgrywki będą lepsze, ale cierpliwość do napastnika stracił trener Luiz Felipe Scolari. Kolumbijczyk jest na sprzedaż, a od kilku miesięcy nie łapie się do składu.

Władze Evergrande pewnie liczą, że odzyskają choć część wydanych na 30-latka 42 mln euro. Od pewnego czasu zainteresowanie wykazują kluby z Turcji, ale póki co nie ma konkretów.

Alexandre Pato (Tianjin Quanjian)

Brazylijczyk najlepszy okres miał podczas występów we włoskim Milanie, gdzie niektóre sezony kończył z dorobkiem kilkunastu bramek. Potem jego kariera zaczęła wyhamowywać. Doszło do tego, że na kilka sezonów wrócił do "Kraju Kawy".

Jesienią 27-latek reprezentował Villarreal i choć w Primera Division strzelił tylko dwa gole, to za swoje występy często był chwalony. Europę jednak porzucił zimą, gdy zgłosiło się chińskie Tianjin Quanjian. Klub z Azji zapłacił 18 mln euro, co w pełni zadowoliło "Żółtą Łódź Podwodną".

Pato błyskawicznie zaaklimatyzował się w nowym otoczeniu. Do tej pory siedem razy wszedł na boisko i w CSL popisał się trzema trafieniami oraz dwoma asystami. W ostatnim spotkaniu nawet popisał się efektownym golem z rzutu wolnego. Na razie wszystko wskazuje na to, że Brazylijczyk będzie w Chinach gwiazdą.

Carlos Tevez (Shanghai Shenhua)

Popularny "Apacz" w Chinach jest od kilku miesięcy, a już część kibiców domagała się przegonienia go do Argentyny. Wszystko przez wizytę w parku rozrywki. Nikt nie miałby do niego o to pretensji, ale Tevez wcześniej poinformował klub, że nie zagra w meczu ligowym z powodu kontuzji łydki. Jaka była afera w chińskich mediach, gdy jeden z fanów przyłapał go na wycieczce z rodziną w dniu spotkania.

Shanghai Shenhua sprowadzał Argentyńczyka głównie po to, aby seryjnie strzelał bramki. Z tym natomiast u "Carlito" na razie słabo, bo tylko raz cieszył się z gola. Na swoją obronę ma jednak inną statystykę. Trzy razy z jego podań koledzy trafiali do bramki.

Przykład Teveza jest dobrym podsumowaniem większości transferów gwiazd do Chinese Super League. Kibice oczekiwali od nich cudów, ale na to często albo nie mają ochoty, albo po prostu warunków. W silnych klubach mają obok siebie równorzędnych partnerów, czego nie można powiedzieć o chińskich piłkarzach, którzy futbolu dopiero się uczą.

Efekty mogą przyjść dopiero za kilka, a może nawet bardziej za kilkanaście lat. Na razie największą zaletą takich transakcji jest światowy rozgłos, który zyskuje CSL.

Źródło artykułu:
Czy Chińczycy dobrze robią, płacąc gwiazdom gigantyczne pieniądze?
Tak
Nie
Zagłosuj, aby zobaczyć wyniki
Trwa ładowanie...
Komentarze (2)
avatar
Maciej Stoinski
7.05.2017
Zgłoś do moderacji
0
1
Odpowiedz
W takim razie dlaczego Ronaldo Messi Lewandowski czy Aubumeyang nie ida tam skoro taka kasa ! Sport sportem ale dla człowieka jest najwazniejsza rodzina zdrowie i pieniadze.  
Rafix95
6.05.2017
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Tevez. Sprzedajna...