W tym artykule dowiesz się o:
Europejskie kluby od kilku okienek transferowych z niepokojem spoglądają na Chiny. Oferty z tamtych klubów mieszają w głowach wielu czołowym zawodnikom. Ostatnio spekuluje się, że latem do Azji wyjedzie Diego Costa, który obecnie jest zawodnikiem Chelsea Londyn.
Chińczycy kilka lat temu założyli, że zostaną piłkarską potęgą. Pierwszym krokiem jest rozwój rozgrywek ligowych, a do tego potrzebne są znane nazwiska. Wybrano inną drogę niż w amerykańskiej MLS, gdzie kontraktuje się głównie gwiazdy w podeszłym wieku. Natomiast do Chinese Super League często trafiają zawodnicy, którzy z powodzeniem jeszcze kilka lat mogą grać na najwyższym poziomie.
Axel Witsel (Tianjin Quanjian)
Belgijski obrońca od wielu lat był przymierzany do czołowych europejskich klubów. Belg jednak najpierw wybrał rosyjski Zenit Sankt Petersburg. Po czterech latach zdecydował się z kolei na Tianjin Quanjian. Co łączy te zespoły? Oczywiście pieniądze, bo obie drużyny był w stanie zagwarantować mu wysokie zarobki.
Obecna pensja podobno wynosi 20 mln euro za sezon. Takiej wypłaty Witsel nie dostałby w żadnym klubie z Europy. - Wszyscy mamy marzenia, ale czasami trafiają się oferty, których nie można odrzucić. Rozumiem jego wybór, a ci, którzy go krytykują, są hipokrytami - komentował jego transfer kolega z reprezentacji Christian Benteke.
Graziano Pelle (Shandong Luneng)
Włoski napastnik z dobrej strony pokazał się podczas Euro 2016, gdzie strzelił dwie bramki. Wszyscy jednak zapamiętali jego pudło w konkursie rzutów karnych w ćwierćfinałowym spotkaniu z Niemcami. To jednak nie zmieniło tego, że napastnik tuż po turnieju otrzymał wiele ofert.
Pelle zdecydował się na Chiny i nie ukrywał, co pomogło mu podjąć decyzję. - Oczywiście nigdy bym tam nie pojechał, gdyby nie pieniądze - przyznał. 31-letni Włoch na boisku też nie pokazuje, aby chodziło o coś innego. W CSL rozgrywa drugi sezon. W pierwszym strzelił zaledwie pięć goli i był to jego najgorszy wynik od sezonu 2011/12, gdy w barwach AZ Alkmaar i Parmy zdobył tyle samo bramek.
Paulinho (Guangzhou Evergrande)
To był jeden z pierwszych głośnych transferów do Chin. Brazylijczyk występował w Tottenhamie Hotspur i to na tyle dobrze, że interesowało się nim kilka czołowych europejskich klubów. Były zawodnik ŁKS-u Łódź zdecydował się jednak na ryzykowny kierunek i podpisał kontrakt z Guangzhou Evergrande.
28-letni pomocnik szybko udowodnił, że nie pojechał do Azji odcinać kupony. Pod względem zarobków daleko mu nawet do innych zawodników, którzy przyjechali ze "Starego Kontynentu". Najważniejsze jednak, że na boisku prezentuje się bardzo dobrze. To on w dużej mierze przyczynił się do dwóch mistrzostw Chin, a także zdobycia Pucharu i Superpucharu.
Nigeryjczyk w Chelsea Londyn występował od 2006 roku i szybko stał się kluczową postacią zespołu. To on w środku pola wykonywał tytaniczną pracę za największe gwiazdy. Jego sytuacja zmieniła się jednak wraz z przyjściem Antonio Conte. Włoch nie widział dla niego miejsca w podstawowym składzie.
Jesienią John Obi Mikel nie rozegrał żadnego spotkania w barwach "The Blues". Dlatego zimą zdecydował, że przyszedł czas na zmianę otoczenia. Skusiła go tygodniówka na poziomie 165 tys. euro, którą zaoferował mu chiński Tianjin Teda.
Ezequiel Lavezzi (Hebei China Fortune)
Argentyńczyk nigdy nie był napastnikiem, który gwarantował w sezonie co najmniej kilkanaście bramek. W najlepszych sezonach mógł pochwalić się zaledwie dziewięcioma trafieniami. Wszyscy jednak oczekiwali, że w Chinach, gdzie poziom jest niższy, będzie pokonywał bramkarzy z większą regularnością.
Tak jednak nie jest. Pierwszy sezon po odejściu z Paris Saint-Germain do Hebei China Fortune zakończył, nie mając nawet gola na koncie. Obecne rozgrywki zaczęły się bardziej obiecująco, bo Ezequiel Lavezzi już dwa razy zdobył bramkę.
Hulk (Shanghai SIPG FC)
W Rosji był wielką gwiazdą i w Zenicie Sankt Petersburg strzelał gola za golem. Nie dziwi więc, że znalazł się na celowniku chińskich gigantów, a wyścig o 30-letniego napastnika wygrał klub z Szanghaju. Hulk pierwszy sezon w Chinach zakończył z trzecim miejscem w lidze i pięcioma golami w siedmiu meczach.
Oscar (Shanghai SIPG)
Były gracz Zenitu ma dodatkowy atut w postaci kreatywnego partnera w pomocy, jakim niewątpliwie jest Oscar. Rodak Hulka zaskoczył wszystkich, gdy zdecydował się porzucić Chelsea Londyn na rzecz azjatyckiej przygody. Kto jednak odmówiłby, mając perspektywę zarabiania prawie pół miliona euro w tydzień.
Działacze Shanghai SIPG zapłacili "The Blues" 70 mln euro i oczekiwali, że Brazylijczyk będzie największą gwiazdą ligi. Na razie trzeba się wstrzymać z jednoznacznymi ocenami, ale wiele wskazuje na to, że Oscar poważnie podchodzi do swoich obowiązków. Przemawiają za tym liczby.
Jackson Martinez (Guangzhou Evergrande)
Kolumbijski napastnik to jeden z największych transferowych niewypałów w chińskiej ekstraklasie. Władze Guangzhou jednak dużo ryzykowały. Jackson Martinez został kupiony z Atletico Madryt, gdzie kompletnie rozczarował i zakończył swoją przygodę z hiszpańskim klubem z dwoma trafieniami na koncie.
W Chinach nie było o wiele lepiej. W pierwszym sezonie rozegrał dziesięć spotkań w CSL, do bramki trafił tylko cztery razy. Fani liczyli, że kolejne rozgrywki będą lepsze, ale cierpliwość do napastnika stracił trener Luiz Felipe Scolari. Kolumbijczyk jest na sprzedaż, a od kilku miesięcy nie łapie się do składu.
Alexandre Pato (Tianjin Quanjian)
Brazylijczyk najlepszy okres miał podczas występów we włoskim Milanie, gdzie niektóre sezony kończył z dorobkiem kilkunastu bramek. Potem jego kariera zaczęła wyhamowywać. Doszło do tego, że na kilka sezonów wrócił do "Kraju Kawy".
Jesienią 27-latek reprezentował Villarreal i choć w Primera Division strzelił tylko dwa gole, to za swoje występy często był chwalony. Europę jednak porzucił zimą, gdy zgłosiło się chińskie Tianjin Quanjian. Klub z Azji zapłacił 18 mln euro, co w pełni zadowoliło "Żółtą Łódź Podwodną".
Carlos Tevez (Shanghai Shenhua)
Popularny "Apacz" w Chinach jest od kilku miesięcy, a już część kibiców domagała się przegonienia go do Argentyny. Wszystko przez wizytę w parku rozrywki. Nikt nie miałby do niego o to pretensji, ale Tevez wcześniej poinformował klub, że nie zagra w meczu ligowym z powodu kontuzji łydki. Jaka była afera w chińskich mediach, gdy jeden z fanów przyłapał go na wycieczce z rodziną w dniu spotkania.
Shanghai Shenhua sprowadzał Argentyńczyka głównie po to, aby seryjnie strzelał bramki. Z tym natomiast u "Carlito" na razie słabo, bo tylko raz cieszył się z gola. Na swoją obronę ma jednak inną statystykę. Trzy razy z jego podań koledzy trafiali do bramki.
Przykład Teveza jest dobrym podsumowaniem większości transferów gwiazd do Chinese Super League. Kibice oczekiwali od nich cudów, ale na to często albo nie mają ochoty, albo po prostu warunków. W silnych klubach mają obok siebie równorzędnych partnerów, czego nie można powiedzieć o chińskich piłkarzach, którzy futbolu dopiero się uczą.
Efekty mogą przyjść dopiero za kilka, a może nawet bardziej za kilkanaście lat. Na razie największą zaletą takich transakcji jest światowy rozgłos, który zyskuje CSL.