Zamawiał dwanaście piw, a na kacu jadł śnieg. Niemiec, który miał podbić polską ligę

Robert Czykiel
Robert Czykiel
- To prawda, że Uli polubił polskie dziewczyny i łódzkie restauracje. Tyle że to była sprawa trenera, który go wówczas prowadził. Ten szkoleniowiec (Smuda przyp. red.) sam lubił napić się piwa i pewnie dlatego nie dał sobie z Ulim rady - wspominał w rozmowie z WP SportoweFakty Grajewski.

W znacznie mocniejszych słowach swój pobyt w Polsce wspomina sam piłkarz. Tak opisał epizod w Widzewie w autobiografii, która w 2012 trafiła do niemieckich księgarń.

- Byłem alkoholikiem. Czasem zastanawiałem się: co ja, niemiecki piłkarz, robię w Polsce? W małym, gów***** pokoju, w ponurym mieście, którego nie mogłaby rozruszać nawet najlepsza impreza. Chciałem zabić nudę. Nie mówiłem po polsku, ale wiedziałem, jak powiedzieć "dwanaście" bo grałem z tym numerem. Dlatego też zawsze zamawiałem dwanaście piw. Gościłem w hotelowym pokoju wiele dziewczyn. Jako niemiecki zawodnik najwidoczniej stanowiłem dla nich pewną atrakcję. To był bezduszny seks, po którym czułem się jeszcze bardziej samotny. Tylko alkohol sprawiał, że ponure myśli znikały na kilka godzin.

Nie tylko Smuda nie potrafił poradzić sobie z uzależnieniem byłego reprezentanta Niemiec. Koledzy z szatni również nic z tym nie robili, bo wyszli z założenia, że nie będą się mieszać w jego życie. Natomiast dobrze wiedzieli o jego problemie.

- Później zaczęto o tym mówić. To była jego prywatna sprawa, jak spędzał czas w Łodzi. Jeśli miał pieniądze na zabawę, to mógł sobie na to pozwolić. Kilka spotkań zagrał, przeszedł do historii Widzewa jako mistrz Polski i pierwszy grający w tym klubie Niemiec - komentuje Andrzej Michalczuk (za widzewtomy.net).

"Pożyjesz jeszcze kilka miesięcy"

Po sezonie 1996/97, który dla Widzewa zakończył się mistrzostwem, rozstano się z Borowką. Wrócił do Niemiec, gdzie jednak był już skreślony. Pozostała mu gra w amatorskich klubach, a przygodę z piłką zakończył w 1999 roku w barwach Viktorii 04 Rheydt. Potem słuch o nim zaginął.


W 2012 roku w Niemczech zawrzało, gdy na rynku pojawiła się wspomniana autobiografia. Piłkarz zdecydował się na swego rodzaju spowiedź i szczerze opowiedział o alkoholizmie. Jego wspomnienia powodowały ciarki na całym ciele.

- Budziłem się we własnych wymiocinach. Nie mogłem sobie przypomnieć, co robiłem poprzedniej nocy. Piłem więc znowu - pisał Ulrich.

Wstrząsający jest też fragment, w którym Borowka w skrócie podsumowuje swój upadek.

- Miałem cudowne życie: piękną żonę, przestronną willę, 250 metrów kwadratowych w bogatej dzielnicy Bremy. Przed bramą trzy drogie samochody. Miałem wszystko i wszystko straciłem. Wyrzucono mnie z klubu. Żona odeszła z dziećmi do rodziców po tym, jak podczas kłótni odepchnąłem ją i uderzyła głową o ścianę. Sprzedałem samochody. Zaczęło znikać wszystko: ubrania, obrazy ze ścian, meble, puchary, medale. W końcu sprzedałem całą willę. [...] Wino, wódka, whisky, piwo - wlewałem w siebie wszystko, co było pod ręką. Samotność zaczęła wykręcać moje wnętrzności. Niesamowite, ile człowiek może znieść, zanim stwierdzi, że czas ze sobą skończyć.

Dlaczego sportowiec, który ma na koncie imponujące sukcesy, gra w drużynie narodowej i jest gwiazdą, nagle zatracił się w nałogu? Jak sam przyznał, główną przyczyną była ciągła presja. Wszyscy uznawali go za twardego faceta, przez co nie mógł okazywać słabości. Ulgę odnajdował dopiero w alkoholu.

Borowka musiał znaleźć się na skraju wyczerpania, by znaleźć w sobie siłę na zmianę dotychczasowego życia. W książce przyznał, że w krytycznym momencie wylądował w szpitalu, gdzie nastąpiła rewolucja.

- Myślałem: poleżę trochę w łóżku, a później wrócę do picia. Lekarze ostrzegli jednak, że jeśli nie przestanę, pożyję co najwyżej kilka miesięcy. Zobaczyłem wśród pacjentów ludzi, którzy przez alkohol doprowadzili się do opłakanego stanu. To otworzyło mi oczy.

54-latek na razie wygrywa z nałogiem. Od kilku lat w ogóle nie pije, dzięki czemu pracuje w marketingu sportowym. Ponadto prowadzi organizację, w której pomaga innym wyjść na prostą. Co ciekawe Grajewski jest zdania, że to epizod w Widzewie był jednym z pierwszych kroków do życia w trzeźwości.

- Nie widzimy się zbyt często, ale zawsze, kiedy się spotykamy, Borowka wspomina swój pobyt w Łodzi i dziękuje mi, że wyciągnąłem go z rynsztoku. Do końca życia będzie mi wdzięczny - mówi "Grajek".

Czy Ulrich Borowka to piłkarz z najlepszym CV w historii Ekstraklasy?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×