W pożarze stadionu zginęło 56 osób. Drewniane trybuny okazały się śmiertelną pułapką dla kibiców
To nie był przypadek?
Poszkodowanych i ich rodziny nie pozostawiono bez pomocy. Już kilka godzin po tragedii ruszyła pierwsza z kilkuset akcji charytatywnych. Łącznie udało się zebrać kwotę ok. 3,5 mln funtów. Bliscy ofiar i poszkodowani otrzymali rekompensaty, które pokryło m.in. ubezpieczenie klubowe (ok. 20 mln funtów) i specjalny fundusz na rzecz zmarłych kibiców (ponad 4 mln funtów).
Prawie 30 lat po tragedii - w kwietniu 2015 roku - na rynku wydawniczym w Wielkiej Brytanii zadebiutowała książka... Martina Fletchera pt. "56 - historia pożaru w Bradford". Autor - i jednocześnie świadek tamtych wydarzeń - podnosi, że pożar nie był tylko zwykłym wypadkiem i "nie zamierza żyć mitem".
Policyjne śledztwo wykazało, że prawdopodobną przyczyną pożaru był niedopałek papierosa lub zapałka rzucona przez jednego z kibiców, która spowodowała zapalenie się śmieci pod drewnianą trybuną stadionu. Fletcher w swojej książce pisze jednak o tym, że pożar na Valley Parade był jednym z dziewięciu (!), jakie dotknęły budynki, których właścicielem był ówczesny prezes klubu - Stafford Heginbotham.Policja nie stwierdziła zaniedbań
Policja dopiero po ukazaniu się książki zareagowała i podała do opinii publicznej nazwisko osoby, która rzekomo miała rzucić pod trybunę niedopałek papierosa. Heginbotham zmarł w 1995 roku w wieku 61 lat. Właściciel klubu z Bradford nigdy nie usłyszał zarzutów prokuratorskich w sprawie nieprawidłowości, do których - zdaniem Fletchera - mogło dojść w przypadku tragedii na Valley Parade.
W styczniu tego roku brytyjska policja poinformowała, że po ponownej analizie zebranego materiału dotyczącego pożaru w Bradford nie stwierdziła żadnych zaniedbań w śledztwie, które przeprowadzono kilka dni po dramatycznych wydarzeniach z 1985 roku.