Szymon Mierzyński: Lech Nenada Bjelicy nie potrafi grać z czołówką (komentarz)

PAP / PAP/Bartłomiej Zborowski / Na zdjęciu: Miroslav Radović w meczu Legii z Lechem
PAP / PAP/Bartłomiej Zborowski / Na zdjęciu: Miroslav Radović w meczu Legii z Lechem

Aż do meczu z Legią Lech był jedyną drużyną ze ścisłej czołówki, która w rundzie finałowej nie straciła punktów. Optymizm poznaniaków został jednak zdemolowany, bo w Warszawie nie pokazali nic, co pozwalałoby im wierzyć w wywalczenie mistrzostwa.

Nenad Bjelica oburzał się ostatnio, gdy jego drużynie zarzucano słabszą grę. Podkreślał, że słaby zespół nie wygrałby ośmiu wiosennych meczów w rozmiarach 3:0. Sęk w tym, że te okazałe zwycięstwa miały miejsce tylko z niżej notowanymi przeciwnikami. Choć Chorwat poprawił grę Kolejorza i wykonał z nim krok naprzód w porównaniu do tego co działo się za kadencji Jana Urbana, to duże wyzwania stały się jego zmorą.

W fazie zasadniczej, w sześciu pojedynkach ze ścisłą czołówką lechici wywalczyli zaledwie trzy punkty. Dwa razy ulegli Legii, dwukrotnie ograła ich Jagiellonia (pierwsza z tych porażek miała miejsce jeszcze przed zmianą trenera), zaś w meczach z Lechią zaliczyli jedną przegraną i jedno zwycięstwo. - Na końcu sezonu nasz bilans z czołówką będzie zupełnie inny - przekonywał przed wyprawą do stolicy Bjelica, ale te słowa nie znalazły potwierdzenia na boisku.

Kolejorz rozegrał w Warszawie przygnębiający mecz. Zespół, który w 13 poprzednich spotkaniach zdobył aż 29 goli (wiosną jest pod tym względem najlepszy), pokazał porażającą bezradność w ofensywie. Pierwszy i jedyny celny strzał oddał w 86. minucie, a w przekroju całej rywalizacji nie stworzył żadnej stuprocentowej sytuacji. I to wszystko działo się w spotkaniu, w którym Legia wcale nie olśniła. Potrafiła tylko szybko otworzyć wynik, a później długo konsekwentnie go pilnować.

Niektóre wybory personalne Bjelicy budzą duże wątpliwości. Największym zaskoczeniem było postawienie w ataku na Dawida Kownackiego. 20-latek już w poprzednim pojedynku z mistrzem Polski - przegranym przez Lecha 1:2 - miał ogromne problemy z dochodzeniem do sytuacji. Dlatego posłanie go do gry od 1. minuty wywołało konsternację. Obrońca Legii Artur Jędrzejczyk otwarcie przyznał po meczu, że gdy dowiedział się o takiej decyzji trenera Kolejorza, był zadowolony, bo przeciwko Marcinowi Robakowi grałoby mu się trudniej. Ten drugi zresztą nie krył zaskoczenia rolą rezerwowego. Siły rażenia z przodu Lechowi straszliwie w środę brakowało. Robak w trwających rozgrywkach jest dwukrotnie skuteczniejszy niż Kownacki, bez porównania lepiej też wypada w twardej fizycznej walce, a w pojedynkach z Legią, gdzie wyzwanie jest wyjątkowo duże, te atuty są nie do przecenienia.

ZOBACZ WIDEO Napoli gromi, gol Zielińskiego. Zobacz skrót meczu z Torino [ZDJĘCIA ELEVEN]

35-latek wszedł na boisko w drugiej połowie, ale jego zespół tkwił wtedy w marazmie i nie był już w stanie odwrócić niekorzystnej tendencji. Dziwiła też inna decyzja - zdjęcie z boiska Macieja Gajosa i zastąpienie go Abdulem Azizem Tettehem. I to wszystko przy stanie 0:1, gdy trzeba było szukać sposobów na pobudzenie wyjątkowo mizernej dotąd ofensywy.

Przykry i przygnębiający był dla poznaniaków fakt, że pod nieobecność Darko Jevticia (a to była jedyna kluczowa absencja w tym spotkaniu), nie mieli on w składzie zawodnika, który byłby w stanie czymkolwiek zaskoczyć rywala. Po drugiej stronie niesamowitą jakość dawał Legii Vadis Odjidja-Ofoe i ta różnica była momentami porażająca.

- Zwyciężyła mocniejsza drużyna, która grała lepszą piłkę. My byliśmy słabsi - podsumował Bjelica - tym razem już nie ironicznie, jak zdarzało mu się po poprzednich wygranych spotkaniach. Chorwat ma o czym myśleć. Poza zwycięstwem nad Lechią, drużyna pod jego wodzą poniosła pięć ligowych porażek z bezpośrednimi rywalami w walce o mistrzostwo, poległa też w finale Pucharu Polski z Arką. Przy takich wynikach w najważniejszych starciach nie da się zdobywać trofeów.

Szymon Mierzyński

Źródło artykułu: