Karolina Hytrek-Prosiecka: To przykre, że twarz polskiej piłki wystawiła taką opinię środowisku

Paweł Kapusta
Paweł Kapusta

W piłce nożnej zakochała się pani niedawno, nie miała pani wcześniej dużej wiedzy na ten temat. Obaw nie było?

Miałam obawy co do jednego: że nie będę się potrafiła odnaleźć w regułach komunikacji panujących w świecie piłki.

A z polskiego na nasze?

Czyli na przykład kiedy trzeba komunikować tabelę, kiedy należy przedstawiać kibicom terminarz, a kiedy pisać o innych, technicznych sprawach. Dziś to już codzienność. W pozostałym zakresie - nie miałam żadnych obaw. Dostałam jedyną w swoim rodzaju szkołę życia, czyli 30. kolejkę w poprzednim sezonie i całe zamieszanie z miejscem w tabeli Podbeskidzia. Ta sytuacja nauczyła mnie tyle, ile nie nauczyłabym się przez kolejnych dziesięć lat. Później było Euro 2016 i ogromna praca nad wypromowaniem zawodników występujących na co dzień w Ekstraklasie. To, że biegali po boiskach we Francji to oczywiście jedno, ale już fakt, że w najważniejszych mediach, na przykład w głównych wydaniach dzienników byli przedstawiani jako piłkarze Ekstraklasy to już nie wzięło się znikąd. Pamiętam belkę w głównym wydaniu Wiadomości: "Piłkarze Ekstraklasy bohaterami Euro", to był efekt naszej ciężkiej pracy. Początek mojej obecności w spółce był ciężki, ale ja jestem ze Śląska, jestem twarda.

Na początku rzeczywiście musiała pani być twarda, z kibicami na Twitterze miała pani często pod górkę.

Gdy pojawia się nagle ktoś spoza środowiska, ocenia się go na wszelkie możliwe sposoby: często zerojedynkowo, nie przez pryzmat kompetencji. W tym konkretnym przypadku wyglądało to mniej więcej tak: Jeździła pani na wyjazdy? Nie? To o piłce nic pani nie wie! Ale ja zadaję pytanie: ile osób ze środowiska, czyli prezesów, działaczy, dziennikarzy, kibiców jeździ na wyjazdy? Twitter jest bardzo specyficznym miejscem, dokładnie to samo przechodziłam będąc w TVN, pracowników tej stacji też czasami oceniało się zerojedynkowo. Chwilę mi zajęło, zanim wypracowałam sobie opinię niezależnego i obiektywnego dziennikarza. To było doceniane zarówno przez lewicę czy prawicę, Donalda Tuska czy Jarosława Kaczyńskiego. Oni zawsze udzielali mi wywiadów, bo wiedzieli, że jestem obiektywna. Tutaj też przyjdzie na to czas.

Jak to się stało, że dziennikarka w szczycie kariery w największej telewizji w Polsce nagle rzuca zawód i wchodzi na zupełnie nieznany grunt? Trochę jak rzucenie wszystkiego i wyjazd w Bieszczady.

W jakie Bieszczady! To raczej oddanie się zdobywaniu ośmiotysięczników! Piłka nie była mi w życiu zupełnie obca. Moja mama jest oficerem Policji, była w sztabie kryzysowym na Śląsku, gdzie w latach 90. były bardzo trudne mecze. Parę lat temu zostałam zaproszona przez kolegów na mecz Legii. Spodobało mi się to do tego stopnia, że pojawiałam się później na każdym meczu. Bardzo wciągnęła mnie tematyka. Kibice zaczęli mnie obserwować w mediach społecznościowych, dyskutować. Zauważyła mnie wówczas również osoba z Ekstraklasy.

Maciej Wandzel.

Pamiętałam go jeszcze z biznesu, ja byłam dziennikarzem ekonomicznym, a on od czasu do czasu bywał naszym gościem w studiu TVN CNBC. Był i jest dobrą marką w sensie profesjonalnego zarządzania, podejmowania dobrych, strategicznych decyzji, silną osobowością. Spotkaliśmy się na lunchu, przedstawił mi wtedy propozycję przejścia do Ekstraklasy. Bardzo długo się nad tym zastanawiałam, z pół roku, bo wyjście z dziennikarstwa - co do zasady - jest to bilet w jedną stronę. Wandzel był dla mnie gwarancją, że podejmę dobrą decyzję. Wcześniej też miałam wiele propozycji odejścia z mediów. Zgłosiła się do mnie Polska Grupa Zbrojeniowa, firma z branży energetycznej, miałam propozycję wejścia do polityki, mogłam zostać osobą odpowiedzialną za komunikację w LOT. Zgłosiła się po mnie w końcu branża zapewniająca takie emocje, jak dziennikarstwo, więc postanowiłam podjąć wyzwanie.

Była pani zmęczona pracą w mediach?

Skąd, przecież w ogóle nie myślałam o zmianie, odrzuciłam kilka propozycji. W tym czasie współpracowałam także z "Faktami", miałam swój program, miałam bardzo komfortową sytuację jeśli chodzi o pozycję na dziennikarskim rynku, dobre relacje ze wszystkimi stronami sceny politycznej, ale również ludźmi biznesu. To nie jest sytuacja, w której się zmienia pracę.

Pani życie zmieniło się diametralnie?

Zmieniło się totalnie. Co prawda praktycznie cały czas nie ma mnie w domu, jak w czasach pracy w mediach, ale tu nie chodzi o to, żeby być na topie, tylko żeby się realizować.

Nie tęskni pani za swoimi dawnymi obowiązkami? Wywiadami, prowadzeniem programów. Przecież to było pani życie, które porzuciła pani z dnia na dzień.

Zupełnie za tym nie tęsknię. Czasem brakuje mi tylko około politycznych dyskusji, bo w świecie piłki rozmawia się głownie o piłce. Cały czas utrzymuje jednak kontakty z moimi przyjaciółmi dziennikarzami, regularnie się spotykamy, dyskutujemy. Poza tym w dobie mediów społecznościowych nigdy nie wychodzi się z tego środowiska. Cały czas mam kontakt z politykami, bo w spółce zajmuję się również public affairs, bywam w sejmie, bywam na komisjach sejmowych, nigdy nie wyszłam do końca ze środowiska. Nie jest tak, że żyję w oderwaniu. Tak, jak bywałam w Brukseli na szczytach europejskich, tak teraz pojawiam się tam, bo walczymy o środki europejskie. Niedawno mieliśmy na forum Parlamentu Europejskiego prezentację na temat Ekstraklasy razem z Bundesligą i Premier League. Kiedyś jeździłam na konferencje prasowe Donalda Tuska, teraz spotykamy się na premierze filmu "Gwiazdy" i rozmawiamy o tym, na którym miejscu w tabeli jest Lechia Gdańsk i jak ostatnio zagrała. Taka też miała być jedna z moich ról w spółce, połączenie tych dwóch światów. Wydaje się, że całkiem nieźle to wychodzi.

Czy według ciebie środowisko polskiej piłki jest uprzedzone do kobiet chcących działać w futbolu?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×