Legia w końcu wygrała na wyjeździe - relacja z meczu Arka Gdynia - Legia Warszawa

Wojskowi pokonali w Gdyni "żółto-niebieskich" 1:0. Gola dającego bezcenne trzy punkty i fotel lidera strzelił tuż przed przerwą Takesure Chinyama - po błędzie defensywy gospodarzy. Przewagę w pierwszej połowie posiadali goście. W drugiej części gospodarze postawili wszystko na jedna kartę, ale nie udało im się doprowadzić do wyrównania. Arka zagrała z Legią o wiele lepiej niż ostatnio u siebie z Piastem, ale tym razem było to za mało jak na podopiecznych Jana Urbana.

Ze względu na spotkanie tzw. "podwyższonego ryzyka" - pojemność stadionu została oficjalnie ograniczona do 7 tysięcy widzów. Dodatkowo zakaz otrzymali fani ze stolicy, ale kibice Arki zapewnili Legionistom 250 wejściówek i zasiedli oni w sektorze buforowym. Sektor dla kibiców gości, zgodnie z zakazem pozostał pusty. Sam mecz nie był porywającym widowiskiem i w pierwszej połowie na boisku działo się niewiele ciekawego. Walka toczyła się głównie w środkowej części boiska, którą zdominował ofensywny tercet Legii: Roger, Piotr Giza i Maciej Iwański - wspomagany na desancie przez Takesura Chinyamę. To z ich strony groziło gospodarzom największe niebezpieczeństwo.

Arkowcy w tej części praktycznie nie zagrozili bramce strzeżonej przez Jana Muchę. Arka ustawiła zasieki na własnej połowie i czekała na błąd legionistów i okazję do przeprowadzenia kontrataku. Klarowne sytuacje w tej części gry policzyć można było na palcach jednej ręki. Kilkukrotnie próbował strzelać napastnik z Zimbabwe, ale były to próby albo niecelne, albo zbyt słabe by zaskoczyć Norberta Witkowskiego.

Gdy wydawało się, że ta słaba połowa zakończy się bezbramkowym remisem - fatalny błąd popełniła miejscowa defensywa, a właściwie Michał Łabędzki, który nie zdążył z pułapką ofsajdową. Najpierw Giza, grający wyjątkowo na prawym skrzydle, uwolnił się spod opieki gdyńskiego defensora i dograł dokładną piłkę na 18 metr, na wprost bramki gospodarzy, tam Tomasz Kiełbowicz wrzucił z pierwszej piłki na głowę Chinyamy, a ten swobodnie przelobował bramkarza Arki. Część publiczności i sami zawodnicy mieli spore pretensje do sędziego bocznego - niesłuszne, bo jak pokazały późniejsze powtórki telewizyjne i jak zgodnie przyznali obaj trenerzy - spalonego nie było. Chwilę potem arbiter Paweł Gil z Lublin, zagwizdał koniec pierwszej połowy.

Na drugą część meczu Arkowcy wyszli bardzo zmobilizowani i zmotywowani przez swojego trenera i gra się wyrównała. Mecz nabrał tempa, a widowisko stało się ciekawsze. Gospodarze mocno przycisnęli po kwadransie gry. Nie mający nic do stracenia trener Michniewicz, w ciągu 10 minut przeprowadził wszystkie zmiany - wprowadzając na boisko Damiana Nawrocika, Przemysława Trytko i Olgierda Moskalewicza, co z grającymi już Zbigniewem Zakrzewskim oraz Marcinem Wachowiczem dawało w sumie pięciu potencjalnych napastników. Niestety ilość nie przeszła w jakość.

Najbliżej wyrównującej bramki dla gospodarzy byli dwukrotnie: Łabędzki i Zakrzewski. Ten pierwszy w 65. minucie mocno uderzył zza pola karnego i na raty bronił Mucha, a w 71. minucie ponownie nie dał rady bramkarzowi stołecznej drużyny. Natomiast napastnik Arki w 66. minucie trafił w poprzeczkę, po rzucie rożnym bitym przez Lubomira Lubenowa, a następnie będąc w dogodnej sytuacji w polu karnym - strzelił tuż obok lewego słupka bramki gości. Wreszcie lewonożny Wachowicz, w 72. minucie spotkania wpadł w swoim stylu w pole karne, ale uderzył z prawej nogi i nie trafił do bramki.

Również Stołeczni mieli swoje nieliczne szanse na podwyższenie rezultatu: w 64. minucie Giza minął dwóch obrońców w polu karnym, ale jego strzał został w ostatniej chwili zablokowany, a w 82. minucie strzelał z dystansu Roger, lecz o tym uderzeniu reprezentant Polski chciałby chyba jak najszybciej zapomnieć. Pod koniec meczu ostatnią szansę zaprzepaścił Nawrocik, który po błędzie Dicksona Choto, strzelił bardzo mocno pod poprzeczkę, ale Jan Mucha zdołał piłkę dotknąć końcami palców i przerzucić nad bramką - czym uchronił swój zespół od remisu.

Z przebiegu drugiej połowy, Arka zasłużył co najmniej na remis - to gospodarze stworzyli sobie więcej klarownych sytuacji do zdobycia gola, ale piłka nożna to nie balet i nikt nie rozdaje punktów za wrażenia artystyczne. Legia była skuteczniejsza - wykorzystała błąd gdyńskiej obrony i do stolicy wraca nie tylko bogatsza o trzy punkty, ale przynajmniej do niedzieli - jako nowy lider tabeli.

Arka Gdynia - Legia Warszawa 0:1 (0:1)

0:1 - Chinyama 44'

Składy:

Arka Gdynia: Witkowski - T. Sokołowski, Żuraw, Anderson, Telichowski - Budziński (62' Nawrocik), Łabędzki, Ława (73' Moskalewicz), Wachowicz - Lubenow (68' Trytko), Zakrzewski.

Legia Warszawa: Mucha - Rzeźniczak, Astiz, Choto, Kiełbowicz - Rybus (79' Ostrowski), Jarzębowski, Iwański, Giza, Roger (90' Borysiuk) - Chinyama (92' Paluchowski).

Żółte kartki: Budziński, Zakrzewski (Arka).

Sędzia: Paweł Gil (Lublin).

Widzów: 7500 (w tym ok. 250 gości)

Najlepszy piłkarz Arki: Norbert Witkowski.

Najlepszy piłkarz Legii: Piotr Giza.

Najlepszy piłkarz meczu: Piotr Giza.

Komentarze (0)