Tuż po zakończeniu sezonu 2016/2017 doświadczony napastnik żalił się, że nie dostaje odpowiednio dużo szans w podstawowym składzie, a gdy w trakcie spotkania z Jagiellonią Białystok (2:2) schodził z boiska, wykrzyczał w kierunku chorwackiego szkoleniowca pretensje, że ten nie dał mu możliwości gry w pełnym wymiarze.
Później Marcin Robak wyraził swoje wątpliwości wiceprezesowi Piotrowi Rutkowskiemu. W pewnym momencie zrobiło się gorąco, wydawało się nawet, że 34-latek może odejść, ale dziś atmosfera wygląda na przynajmniej w części oczyszczoną. Piłkarz wyjechał z drużyną na zgrupowanie do Opalenicy.
- Wiele razy miałem podobne sytuacje z zawodnikami i nie widzę w tym problemu. To są normalne konfrontacje. Nie byłem zły, że Marcin wyraził swoje niezadowolenie w mediach. Zadziałały emocje, popełnił błąd, za który musiał zapłacić, ale to żaden kłopot - powiedział Nenad Bjelica.
Niedawno Kolejorz dał Robakowi możliwość odejścia, lecz jednocześnie zażądał, by ten spłacił swój kontrakt, a to niebagatelna suma, sięgająca 300 tys. euro. Jasne więc było, że 34-latek na taki krok się nie zdecyduje. - Marcin pozostaje w Lechu i nadal jest naszym zawodnikiem. Gdyby nie chciał tu dalej grać, to doskonale wiedział, że może się wykupić i odejść. Rozmawiał o tym zarówno ze sztabem, jak i władzami klubu - zaznaczył chorwacki trener.
Obecnie Kolejorz ma do dyspozycji tylko dwóch napastników. Oprócz Robaka jest to Nicki Bille Nielsen. Dawid Kownacki przebywa bowiem na mistrzostwach Europy U-21, natomiast Paweł Tomczyk dopiero zakończył poprzedni sezon (do ubiegłej niedzieli grał w rezerwach) i udał się na urlop.
ZOBACZ WIDEO ME U-21. Tomasz Kędziora: Nie załamujemy się