[b]
MICHAŁ CZECHOWICZ [/b]
Oficjalnie czekał na ponowne usadowienie się na karuzeli w Premier Leauge albo intratną posadkę pod słońcem rodzimej Italii. Mancini ma jednak minimum pięć milionów powodów liczonych w euro (inne źródła podają aż sześć milionów rocznej pensji plus pokaźne bonusy), żeby wyzwanie w Rosji potraktować serio. Dokładnie z tych samych pobudek, dla których po Manchesterze City zdecydował się przenieść do Turcji i objąć Galatasaray Stambuł.
Odpowiedzi po przygotowaniach
Ocieplenie w piłkarskich kontaktach na linii Rosja - Włochy trwa od kilku lat. Wspaniale zarobił w Moskwie na stołku selekcjonera Fabio Capello; poprzednik Manciniego w Petersburgu, Luciano Spalletti, narzekał na niskie temperatury, ale nie na pensję. Od kilku miesięcy szkoleniową wyrocznią jest kolejny Włoch. Massimo Carrera doprowadził Spartaka Moskwa do pierwszego od 16 lat tytułu mistrzowskiego.
- Jestem w fantastycznym mieście i najlepszym klubie w Rosji, który znam od dawna. To naprawdę dobra drużyna z bardzo dobrymi zawodnikami. Miasto jest jednym z najsłynniejszych na świecie. Cieszę się, że tutaj trafiłem. Chcę zobaczyć drużynę oraz zawodników na boisku, poznać ich w czasie treningów. Dopiero potem będę podejmował decyzje. W poprzednim sezonie drużyna zajęła trzecie miejsce. To dobry wynik, ale na pewno zasługuje na więcej - powiedział Mancini, cytowany przez oficjalną stronę klubu. Do Sankt Petersburga przyleciał w ubiegły wtorek. Tego samego dnia ruszyły przygotowania do nowego sezonu, któremu towarzyszą najwyższe od lat oczekiwania na sukces.
Presja wyniku w Zenici nie jest niczym nowym, od kiedy klub jest finansowany z pieniędzy Gazpromu. Paliwowy gigant chętnie łożył środki na głośne nazwiska zagranicznych trenerów. Trend importowanej myśli szkoleniowej utrzymuje się nadal, jakby według wierchuszki nie był winny niepowodzeń. Ten sezon, a także wyzwanie stojące przed Mancinim, będzie wyjątkowy. Rosja za rok o tej porze będzie gospodarzem mundialu i potraktuje organizację imprezy w celach reklamowych, jako pokaz siły. Obok formy drużyny narodowej Sbornej często dyskutowanym tematem będzie stan rosyjskiej piłki klubowej. Po niespełna sezonie uznano, że misja odbudowy wizerunku na arenie międzynarodowej przerosła Mirceę Lucescu. Wydawało się, że szkoleniowiec z Rumunii po doświadczeniach w Szachtarze Donieck łatwiej zrozumie duszę rosyjskiego piłkarza niż kandydaci z krajów Zachodu. Podobno swój los przesądził już w lutym, odpadając w 1/16 finału Ligi Europy z Anderlechtem Bruksela, potem tylko dostarczył kolejnych argumentów, tracąc na koniec ligi aż osiem punktów do Spartaka. Jeszcze na konferencji prasowej po ostatnim meczu sezonu Premier Ligi powiedział, że zostaje z zespołem na kolejny sezon. W następnym tygodniu pakował walizki.
- Przed ogłoszeniem, że Zenit rozstaje się z Lucescu, w rosyjskich mediach od długich tygodni pojawiały się nazwiska następców - mówi komentator rosyjskiej piłki na antenach Polsatu Sport Grzegorz Michalewski. - Tuż po zwolnieniu z Leicester pisano o Claudio Ranierim, który podobno nawet spotkał się z prezesem Gazpromu Aleksiejem Millerem. Paulo Sousa był długo wskazywany jako faworyt w wyścigu. Pojawił się także szkoleniowiec rewelacji z Sasuolo, od kilku dni nowy opiekun AS Roma Eusebio Di Francesco. Ustalono nawet wysokość wykupienia jego kontraktu. Pamiętam, że w Zenicie marzono o Mancinim już w 2009 roku, kiedy odchodził Dick Advocaat. Był wtedy bez pracy po rozstaniu z Interem Mediolan po zdobyciu trzech mistrzostw Włoch, ale wyczekiwał na ofertę z Anglii.
(…)
[b]Cały artykuł do przeczytania w najnowszym numerze tygodnika "Piłka Nożna".
[/b]
ZOBACZ WIDEO ME U-21. Mariusz Stępiński: Zostałem pchnięty i nic nie mogłem zrobić