25-letni reprezentant Serbii, Branislav Ivanović, był obserwowany cztery lata temu przez polskich menedżerów. Ivanović był wówczas piłkarzem OFK Belgrad. Wśród polskich menedżerów, którzy wówczas obserwowali utalentowanego Serba, był Jerzy Kopa z Groclinu Dyskobolii Grodzisk Wielkopolski, czyli de facto dzisiejszej Polonii Warszawa.
- Uznano jednak, że w polskiej lidze Serb by sobie nie poradził. Za Ivanovicia chcieli zapłacić jakieś śmieszne pieniądze. 100–150 tysięcy dolarów. Do gry weszli Rosjanie z Lokomotiw Moskwa i wyłożyli milion dolców - opowiada Janusz Olędzki, skaut londyńskiego klubu.
Ivanović dobrze spisywał się w lidze rosyjskiej, gdzie rozegrał ponad 50 spotkań w tamtejszej Premier Lidze. Wtedy zainteresował się nim Rosjanin Roman Abramowicz, właściciel Chelsea Londyn. Do tej pory w barwach londyńskiego klubu, Serb wystąpił dziesięciokrotnie.
- Nasze kluby boją się ryzykować i kupować młodych chłopaków z Bałkanów, brakuje też ludzi, którzy znają się na piłce i mogą polecić gracza na odpowiednim poziomie. Dyskobolia mogła mieć przecież także innego zawodnika z Serbii, Nenada Milijasa. Ale kiedy pojechał na zgrupowanie do Austrii z tym klubem i zagrał w sparingu, usłyszał, że... mamy tu lepszych. Dziś Milijas jest reprezentantem kraju - przypomina inną podobną sytuację Olędzki.