Wstęp to rzecz jasna (gdyby ktoś nie zrozumiał) taki niewinny żart. A tak serio? Gdyby napisać, że legijny klops w Tyraspolu był piłkarską pornografią, byłaby to obraza dla seansów, które mimo wszystko są w stanie dostarczyć odbiorcy odrobinę przyjemności. W przypadku czwartkowego blamażu zespołu Jacka Magiery jedyne, co można było dostać w zamian, to opuchnięte oczy, wysypka, ewentualnie biegunka.
Po meczu z Sheriffem można oczywiście stawiać pytania szczegółowe. Na przykład, dlaczego trener Magiera szybciej nie wprowadził piłkarzy ofensywnych, skoro widział jak w ataku idzie jego drużynie. A szło jakby toczyła kamień pod górę w Kaukazie (tylko jeden strzał na bramkę w meczu!).
Dużo bardziej bolesne są jednak te ogólniejsze. Jak choćby to, jaka myśl przewodnia przyświecała klubowym władzom, które w letnim oknie transferowym ściągnęły zawodników z nadwagą, zupełnie bez formy?
Takich, którzy w znośnej dyspozycji mają być (i nie wiadomo, czy w ogóle będą) dopiero za kilka tygodni? Magiera w czwartek do boju posłał niemal w całości jedenastkę złożoną z piłkarzy, którzy w klubie są od dłuższego czasu. Drużyna nie była w stanie przeprowadzić choć jednej, składnej akcji. Jaki jest pomysł na ten klub? Jaki jest pomysł na tę drużynę?
ZOBACZ WIDEO Maciej Dąbrowski założył się z dziennikarzem o whisky. "Za tydzień będziemy w innych nastrojach"
Mołdawska katastrofa to porażka na całej linii trenera Magiery, który pracuje już wystarczająco długo w Legii, aby móc go oceniać. Odpadnięcie z pucharów z Sheriffem to kleks w CV, którego nie da się zmazać. Pytanie, co zrobi z tym potknięciem Dariusz Mioduski. Właściciel jeszcze niedawno deklarował poparcie, ale po tym, co się wydarzyło, prezes mógł dostać migotania przedsionków, a następnie zmienić zdanie.
W fazie grupowej Ligi Mistrzów swoich przedstawicieli będą miały ligi azerska, cypryjska czy słoweńska. W Lidze Europy zagrają drużyny, których nazw nie sposób wymówić bez połamania języka i w których najlepsi piłkarze zarabiają niepomiernie mniej, niż gwiazdy Legii. Wcześniej z Europą pożegnali się inni przedstawiciele polskiej elity. O tym, że polska liga jest chora (i to nie na katar, a poważne schorzenie), wiadomo od dawna. Pytanie tylko, czy ktokolwiek coś z tym w końcu zrobi? A może znów wszyscy odczekamy do meczu kadry narodowej (gra już w przyszły piątek z Danią), przyjrzymy się popisom Roberta Lewandowskiego i umościmy się w wygodnej, mydlanej bańce. I tak do kolejnego lipca, a przy dobrych wiatrach - sierpnia.
Swoją drogą, jeśli Legia Warszawa potrafiła tracić w ostatnich tygodniach punkty w meczach z Niecieczą, Zabrzem czy Kielcami, dlaczego nie mogła stracić głowy z mistrzem Mołdawii, trzykrotnie w ostatnich latach meldującym się w fazie grupowej Ligi Europy? Dokładnie tam, gdzie nie byli w stanie doczłapać się teraz ani piłkarze Lecha Poznań, ani Jagiellonii, ani Arki.
Wstęp do tekstu to oczywiście przytyk do zawodników, wyjątkowo wrażliwych, alergicznie reagujących na krytykę i trudne pytania. Skąd brała się ta niesamowita pewność siebie Macieja Dąbrowskiego, który po pierwszym meczu naskoczył na reportera Wirtualnej Polski, stawiającego niewygodne pytanie? Co teraz powie pan Maciej Dąbrowski dziennikarzom, czyli mówiąc dokładnie - kibicom? Czy Michał Kucharczyk znów będzie narzekał na trudne życie współczesnego piłkarza?
Jedyną osobą, która po czwartkowym blamażu w Tyraspolu może czuć w Warszawie satysfakcję, jest wspomniany reporter, Mateusz Skwierawski, który wygrał od Dąbrowskiego dobrą whisky. Ale jak znam Mateusza, on się z tej nagrody nie cieszy, on jest w żałobie. Tak samo, jak w żałobie powinna być polska piłka. Dramat, kompromitacja, żenada. Wstyd taki, że aż pieką oczy.