Mateusz Skwierawski: Gorzki smak whisky (komentarz)

PAP / Bartłomiej Zborowski / Maciej Dąbrowski (z lewej)
PAP / Bartłomiej Zborowski / Maciej Dąbrowski (z lewej)

Strumień gratulacji, jaki otrzymałem za wygrany zakład z Maciejem Dąbrowskim o butelkę dobrej whisky, jeszcze bardziej uświadomił mi skalę frustracji polskiego kibica. Frustracji uzasadnionej.

Po meczu z Sheriffem (1:1) w Warszawie doszło między mną a Maciejem Dąbrowskim do nieco bardziej zaciekłej wymiany zdań [wideo poniżej]. Moim zdaniem nie było w niej nic nadzwyczajnego. Zadałem piłkarzowi logiczne pytanie i nie dążyłem do sprowokowania go, a raczej odpowiadałem na jego zarzuty. Nie do końca przemyślane. Mniejsza o to.

Dąbrowski odebrał to jako atak i szczerze - nawet go rozumiem. Legia znowu rozczarowała, była po odpadnięciu z eliminacji Ligi Mistrzów z klubem z Kazachstanu, po porażkach z Górnikiem czy Termaliką w lidze, dlatego remis z jeszcze słabszym klubem z Mołdawii mógł nie tyle zdenerwować, co po prostu mocno wkurzyć.

Jeżeli dodamy do tego fakt, że to Dąbrowski zawalił jedyną w tym dwumeczu bramkę dla Sheriffa, a wcześniej nie wyszło mu wyjazdowe spotkanie z FK Astana (1:3), to faktycznie - w tamtym momencie jego humor mógł być raczej mizerny.

Ja go rozumiem. Sam kiedyś trochę kopałem, gdzieś w juniorach, w niższych ligach. Nic specjalnego, ale poznałem namiastkę szatni i rywalizacji. Wiem, co to znaczy złość po meczu. Kiedy nie chciałem podać rywalowi ręki po spotkaniu, bo przegrałem i w myślach był dla mnie największym frajerem. Kiedy z nerwów byłem w stanie naskoczyć nawet na własnego kolegę z zespołu, bo zamiast podać do mnie, gdy byłem sam pod bramką, zakiwał się i stracił piłkę. I znam to uczucie: walki z zespołem słabszym, z którym przegrywa się po golu strzelonym z piszczela.

ZOBACZ WIDEO Maciej Dąbrowski założył się z dziennikarzem o whisky. "Za tydzień będziemy w innych nastrojach"

Takie sytuacje bolą najbardziej i pewnie właśnie to czuł Dąbrowski.

Z przekonaniem zapewniał jednak, że remis 1:1 z Sheriffem to tylko wpadka i w rewanżu drużyna rozbije rywala z Tyraspolu. Dla rozładowania atmosfery przyjąłem ten zakład. Ba, sam mu nawet uwierzyłem. Sądziłem, że to będzie formalność i w piątek po meczu przyjadę na Łazienkowską z dobrym trunkiem, wręczę go zawodnikowi, zrobimy małe show, uśmiechniemy się, ktoś to sfotografuje i sprawa rozejdzie się po kościach. Chciałem tego, bo tylko kompletny ignorant życzyłby polskiemu klubowi porażki w pucharach w imię zwycięstwa w głupim zakładzie.

Spodziewałem się nawet, że legioniści poczują się trochę podrażnieni, że śmieją się z nich ludzie, i że ten impuls przyda się w Mołdawii. Nawet się nieco przestraszyłem, gdy jeden z użytkowników Twittera podesłał mi katalog z dobrymi whisky, wartymi... kilkadziesiąt tysięcy dolarów. Pomyślałem: no to się wkopałem.

Ale zdarzyło się coś, czego się zupełnie nie spodziewałem. Legia piłkarsko zamiast aspirować do tych drogich trunków, wybrała tani katalog z promocjami. I nawet w nim nic nie znalazła, bo wszystko było już wyprzedane.

Na Twitterze zostałem okrzyknięty największym wygranym tej edycji Ligi Europy, wielu z was wzniosło za mnie toast czy polecało, jakie whisky mam sobie zażyczyć od Dąbrowskiego. To faktycznie zabawnie wygląda, bo "dziennikarz dokopał piłkarzowi", ale ja satysfakcji nie mam.

Żegnać się z pucharami w wakacje, to prawie jak przeholować z alkoholem i stracić film. OK - posmakowało się go, ale co z tego, jak prąd odcięło i wspomnień nie ma żadnych? Jedynie kac, moralny. I te myśli: co ja znowu narobiłem...

Lubię whisky, kojarzy mi się raczej z pozytywnymi chwilami w życiu. Zawartość butelki, o ile zostanie mi wręczona, i już nawet nie zagłębiając się w jej cenę, na pewno będzie miała dla mnie inny smak. Bardzo gorzki.

Źródło artykułu: