Jeszcze do niedawna mało kto spodziewał się takiej serii w wykonaniu Śląska. Wrocławianie od ośmiu kolejek nie zeszli z murawy w roli pokonanych, wygrali u siebie z Legią Warszawa i Lechem Poznań, doszlusowali do czołówki, grając przy tym bardzo efektowny futbol. I tylko jedno mogło martwić kibiców - mecze wyjazdowe. Na obcych stadionach Śląsk tracił dużo ze swojej siły ognia i ani razu nie przywiózł jeszcze kompletu punktów.
Okazją do przełamania był wyjazd do Niecieczy, gdzie swoje domowe spotkania rozgrywa beniaminek z Nowego Sącza. Sandecja spisywała się zdecydowanie powyżej oczekiwań, ale Śląsk, bijący się o miejsce w czołówce, miał jasny cel: koniec impasu.
Do 44. minuty piłkarze Jana Urbana robili wszystko, by punkty trafiły na ich konto. Akcje napędzał Jakub Kosecki, który już kilkanaście sekund po gwizdku znalazł w szesnastce Roberta Picha. Tylko dzięki intuicji Michała Gliwy, Sandecja nie dostała ciosu na starcie.
Jeszcze co najmniej dwa razy Śląsk mógł otworzyć wynik, brakowało jednak wykończenia. Pomylił się osaczony w polu karnym Arkadiusz Piech, za długo ze strzałem zwlekał Pich. Jak wykorzystywać okazje, pokazał niezawodny ostatnio Marcin Robak. Będąc sam na sam z Gliwą, nie dał mu najmniejszych szans na interwencję. W tym miejscu trzeba pochwalić za asystę Sito Rierę. Hiszpan przez całą połowę panował w środku, a wisienką na torcie było prostopadłe podanie przez pół boiska.
ZOBACZ WIDEO Sampdoria ograła Milan, cały mecz Bereszyńskiego. Zobacz skrót [ZDJĘCIA ELEVEN]
Niewiele wskazywało, że Sandecja może się odgryźć. Wprawdzie na początku dość przypadkowo w znakomitej sytuacji znalazł się Bartłomiej Dudzic, ale jeżeli chodzi o konstruowanie akcji, to beniaminek bił głową w mur. Dośrodkowanie, wybicie stoperów, kolejna wrzutka. Piotr Celeban i Igors Tarasovs nie pozwalali, by Aleksandar Kolew doszedł do pozycji strzeleckiej.
Bułgar w powietrzu nie zachwycił, bo nie miał okazji, za to znacznie lepiej odnalazł się w kontrze. Katastrofalna strata Kamila Vacka - debiutującego w jedenastce Śląska - zainicjowała bramkową akcję Sandecji. W 44. minucie Kolev otrzymał piłkę w polu karnym, długo się nie zastanawiał, uderzył po długim rogu i Jakub Wrąbel skapitulował. Wrocławianie myślami byli już w szatni.
Stracona bramka dodała mnóstwo pewności gospodarzom. Śląsk potrzebował 15 minut po przerwie, by otrząsnąć się z przewagi rywali. Najpierw z bardzo ostrego kąta Gliwę sprawdził Robak, a po chwili z pięciu metrów Pich uderzał pod poprzeczkę. W 9 na 10 przypadków cieszyłby się z bramki. Tym razem trafił na kapitalnie dysponowanego golkipera Sandecji.
Na tym aktywność ofensywna obu drużyn właściwie się skończyła. Wrocławianie mogą mówić o sporym niedosycie. Gdyby nie Gliwa, wywieźliby pierwszy wyjazdowy komplet. A tak skończyło się na remisie 1:1, który zdecydowanie bardziej satysfakcjonuje gospodarzy.
Sandecja Nowy Sącz - Śląsk Wrocław 1:1 (1:1)
0:1 - Marcin Robak 32'
1:1 - Aleksandar Kolew 44'
Sandecja: Michał Gliwa - Adrian Basta, Płamen Kraczunow, Michał Piter-Bućko, Patrik Mraz - Bartłomiej Dudzic (76' Adrian Danek), Grzegorz Baran, Bartłomiej Kasprzak, Wojciech Trochim, Tomasz Brzyski, Aleksandar Kolew (81' Maciej Korzym)
Śląsk: Jakub Wrąbel - Mariusz Pawelec, Igors Tarasovs, Piotr Celeban, Dorde Cotra - Kamil Vacek (59' Michał Chrapek), Sito Riera (69' Dragojlub Srnić), Jakub Kosecki (78' Łukasz Madej), Robert Pich - Arkadiusz Piech, Marcin Robak
Żółte kartki: Kasprzak, Kraczunow (Sandecja) oraz Riera (Śląsk)
Sędziował: Mariusz Złotek (Stalowa Wola)