Problemy z frekwencją we Wrocławiu to już przeszłość. Do niedawna wyzwaniem było przekroczenie 10 tys. widzów. Stadion przez ostatnie sezony świecił pustkami i wypełniał się tylko przy okazji meczów z Legią i Lechem.
Piłkarze Śląska zaczęli grać efektowną piłką, a co za tym idzie, przyciągnęli kibiców na trybuny. Fakt faktem, z punktu widzenia frekwencji bardzo sprzyjał im kalendarz. Obecność ponad 20 tys. kibiców na spotkaniach z Legią i Lechem to żadne zaskoczenie. Krakowska Wisła, nieco mniej atrakcyjny rywal, także stała się magnesem dla fanów. Klub celował nawet w 30 tys. na trybunach, ale 21503 to także znakomity wynik jak na warunki Lotto Ekstraklasy.
W historii Stadionu Miejskiego nie zdarzyło się jeszcze, by na trybunach trzy razy z rzędu zasiadło ponad 20 tys. osób. Śląsk nie mógł pochwalić się taką frekwencją nawet po otwarciu obiektu, a wtedy wrocławianie bili się o europejskie puchary. Owszem, zdarzyły się pojedyncze spotkania z większą liczbą widzów, ale takiej serii jeszcze nie było.
Miejscowych fanów spotkało jednak rozczarowanie. Spodziewali się porywającego meczu i dominacji WKS-u, jak chociażby w niedawnym spotkaniu z Lechem (2:0). Skończyło się 0:2 po niezłym widowisku, w którym gospodarze nie zachwycili, ale przy odrobinie szczęścia mogli wywalczyć co najmniej jeden punkt. Ich sympatycy oczekiwali jednak zdecydowanie więcej, zwłaszcza po kapitalnej passie zespołu. Piłkarze Jana Urbana nie przegrali od lipca.
Prawdziwym wyzwaniem dla wrocławskiej widowni będą najbliższe ligowe potyczki. Na Dolny Śląsk przyjadą mniej medialne zespoły, m.in. Pogoń Szczecin czy Piast Gliwice. W poprzednim sezonie na spotkaniach z tymi rywalami stadion straszył pustkami. Pytanie, czy Śląsk swoim ostatnim przeciętnym występem zachęcił kibiców do kolejnej wizyty.
ZOBACZ WIDEO Koniec serii Juventusu, Lazio zdobyło Turyn! Zobacz skrót [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]