Czytaj w "PN": Sevilla. Wątła roślina

Getty Images / Na zdjęciu: radość piłkarzy Sevilli
Getty Images / Na zdjęciu: radość piłkarzy Sevilli

Sevilla to drużyna całkowicie nieprzewidywalna. Potrafi wysoko przegrać albo, przegrywając, w piękny sposób odrobić straty. Ostatnio niemal każdy jej mecz dostarcza niebywałych emocji.

W tym artykule dowiesz się o:

Leszek Orłowski

Skąd się to bierze? Co osiągną w tym sezonie podopieczni trenera Eduardo Berizzo, który w poprzedni wtorek poddał się operacji onkologicznej?

17 października ekipa z Andaluzji przegrała w Lidze Mistrzów 1:5 ze Spartakiem Moskwa, a 21 października 0:4 w Primera Division z Valencią. Ale już w listopadzie mecze, które zaczynały się dla niej bardzo źle, potrafiła kończyć z honorem i zdobyczą: 21 dnia tego miesiąca od stanu 0:3 doprowadziła do 3:3 w starciu z Liverpoolem, a 26 - przegrywała z Villarrealem 0:2, lecz zwyciężyła 3:2.

Taki stan rzeczy wynika, patrząc na historię ich występów, z tego, że piłkarze Eduardo Berizzo zaczynają mecze z opóźnieniem. W lidze do 13 kolejki włącznie strzelili 17 goli, lecz tylko trzy przed przerwą. Czy problem tkwi w psychice, czy w taktyce? Przyjrzeliśmy się owym dwóm udanym spotkaniom Los Nervionenses, mając też w pamięci ich wspomniane klęski, by zdiagnozować stan pacjenta.

Ryzyk-fizyk

Berizzo stosuje zasadniczo w tej kampanii dwa ustawienia: 1-4-1-4-1 oraz 1-4-2-3-1. Albo zatem przed linią obrony gra jeden typowy defensywny pomocnik, albo dwóch. Przez długi czas pierwszy z tych systemów był efektywny. Jednak właśnie po klęskach ze Spartakiem (ustawienie wyjściowe zespołu prezentujemy na diagramie 1) i Valencią (diagram 2) Berizzo zaczął powoli od niego odchodzić. Uznał najwyraźniej, że potrzebuje dwóch piwotów, by odpowiednio zabezpieczyć się przed atakami rywala.

Jednak prawda o tamtych meczach wygląda inaczej i potwierdza słowa powtarzane przez wielu trenerów, że nie systemy grają, tylko ludzie. W obu meczach zespół po stracie jednego, a potem drugiego gola szaleńczo rzucał się do odrabiania strat i nadziewał na kontry rywali. Berizzo wychodził z założenia, że nie ma znaczenia, czy przegra się bardzo wysoko, czy jedną bramką; należy zaryzykować pogrom, by stworzyć sobie nadzieję na korzystny wynik, a więc zaatakować, narażając się na niebezpieczeństwo, liczyć na nieskuteczność przeciwnika i dobry dzień swoich napastników. Wielu trenerów, przegrywając, nadal każe zawodnikom czaić się, wierząc, że gol bądź gole niwelujące przewagę rywala zostaną wbite przy użyciu początkowo założonych środków. Toto Berizzo do tego grona nie należy.

Najlepiej oczywiście nie tracić w ogóle bramek na początku meczu. Na trudny bój z Liverpoolem, który ma zwyczaj rzucać się na rywala od pierwszego gwizdka, trener wystawił skład o wiele mocniej zorientowany defensywnie (diagram 3) niż na poprzednie konfrontacje z trudnymi rywalami. Nie dość, że przed defensorami grali Guido Pizarro i Steven N’Zonzi, to jeszcze na jednym ze skrzydeł wystąpił raczej walczący w środku pola niż rozrywający obronę rywali wspaniałymi rajdami Pablo Sarabia. Wprawdzie ustawienie w obronie pomocnika Johannesa Geisa było spowodowane kontuzjami stoperów, ale poniekąd równoważyło to defensywne przegięcie: Niemiec słynie z długich, celnych podań, podobnie zresztą jak jego partner Clement Lenglet.

Cóż więc się stało, że po 30 minutach było 0:3? Zespół grał w zgodzie w myślą, że skoro jest na boisku tylu specjalistów od bronienia, to każdy może w dowolnym momencie zaatakować, gdyż zawsze ktoś go zaasekuruje. Przypominało się znane wszystkim przysłowie o sześciu kucharkach i pustym garnku. Panowało taktyczne bezhołowie.

(...)

Cały artykuł do przeczytania w najnowszym numerze tygodnika "Piłka Nożna". 
[b]ZOBACZ WIDEO: Sevilla wygrywa, błąd bramkarza Deportivo. Zobacz skrót meczu [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

[/b]

Komentarze (0)