Stanisław Terlecki: Indywidualista

Marek Wawrzynowski
Marek Wawrzynowski
W ŁKS nie miał problemów z kolegami. Z miejsca stał się topowym graczem i zawodnicy go polubili.  - My żeśmy żadnych pomiarów wtedy nie robili, ale na pewno w drużynie był najszybszy. I w ogóle był jednym z szybszych w Polsce. To był taki "dynamit". Jak się rozpędził, to nie było sposobu go zatrzymać. Na pełnym biegu mijał obrońców - mówi Stachura.

Bramek nigdy za dużo nie strzelał, bo najlepiej czuł się na skrzydle, a warto pamiętać, że w piłkę w dawnych czasach grało się inaczej. Skrzydłowy kiwał głównie wzdłuż linii, czasem schodził na bliższy słupek, by odegrać. Czasy, gdy zawodnicy ze skrzydła zaczęli schodzić do środka i strzelać, to ostatnie dwie dekady. Wtedy nikt o takiej grze nie myślał. Tak więc statystyki Terleckiego mogą być mylące.

W ŁKS grał do 1981 roku. Wyjechał do Stanów Zjednoczonych po aferze na Okęciu. Stracił drugi mundial.

Kpina z władzy 

- Na pierwszy mundial w Argentynie nie pojechał, bo utrzymywano, że ma kontuzję. Ale on zapewniał, że był zdrowy. Jest jednak takie powiedzenie, że "trudniej załapać się do 23-osobowej kadry na turniej niż do jedenastki". Staszek uważał, że o powołaniach decydowały różne układy - mówi Rafał Nahorny, który z Terleckim napisał świetną biografię "Pele, Boniek i ja".

Nie ma wątpliwości, że odegrał istotną rolę w rozkręceniu Afery na Okęciu. To przecież on podwiózł pijanego Józefa Młynarczyka na lotnisko, a potem zachowywał się jak furiat i ostatecznie odłączył kamerę z gniazdka. Ukarano wtedy zakazem gry w kadrze Młynarczyka, Bońka, Żmudę i Terleckiego. Gdy pierwsi trzej (piłkarze Widzewa) pojechali po jakimś czasie ukorzyć się i ułożyć z władzami, zapomnieli o Terleckim. Miał o to ogromne pretensje. Zwłaszcza do Zbigniewa Bońka, co bardzo mocno wyartykułował w swojej książce. Żeby było jasne, pod koniec życia Zibi kilka razy pomógł byłemu koledze, choćby opłacił mu kurs trenerski, dzięki czemu ten znalazł pracę. Ale wtedy, w 1981 roku, czuł się przez kolegów zdradzony. Dlatego nie pojechał na mundial w Hiszpanii (1982 r).

Trudno powiedzieć, czy go sprzedali. Na pewno miał na pieńku z pułkownikiem milicji Henrykiem Celakiem, który miał sporo do powiedzenia w PZPN. Jak pisał  Andrzej Iwan w swoje biografii, wyśmiewał go podczas tournee po Brazylii.

"Autokar gdzieś na chwilę się zatrzymał, wysiedliśmy na papierosa, a Staszek zerwał dwa duże liście i przyłożył sobie do głowy w ten sposób, że wyglądał jak osioł z wielkimi uszami, po czym zwrócił się do Celaka: - Taki jest model dzisiejszego milicjanta! Zastanawiałem się, czy to jeszcze odwaga czy już głupota"

Ale było coś więcej. W książce "Tajna historia futbolu" Grzegorz Majchrzak, historyk z Instytutu Pamięci Narodowej, pisze: "Co gorsza, jako student ostatniego roku historii, czynnie zaangażował się w niezależny ruch studencki i był członkiem Niezależnego Zrzeszenia Studentów. Ponadto na początku 1981 roku podczas strajku na Uniwersytecie Łódzkim (w sprawie rejestracji NZS) pełnił nawet funkcję intendenta - załatwiał dzięki swoim znajomościom żywność dla protestujących"
Terlecki w 1981 roku był dla polskiej piłki stracony. Wyjechał do Stanów Zjednoczonych, gdzie najpierw był wielką gwiazdą grającego w lidze halowej zespołu Pittsburgh Spirit, a z czasem zasilił szeregi legendarnego nowojorskiego Cosmosu. Była to już końcówka ligi NASL, zawodnicy trochę sobie dorobili.

- Stasiek był tam bardzo poważany. Świetnie odnajdował się na sztucznej trawie i na hali - mówi Władysław Żmuda, który w tym czasie również był zawodnikiem Cosmosu. Trzymali się razem, dzięki temu Żmuda mógł poczuć trochę wielkiego świata, bo kosmopolityczny Terlecki robił za tłumacza, zwłaszcza w rozmowach z Johanem Neeskensem, z którym blisko się trzymali.

W sezonie 1983-84 był najlepiej punktującym zawodnikiem nowojorczyków na hali. W 23 meczach zdobył 34 bramki i zaliczył 23 asysty. Jako jedyny zawodnik swojej drużyny został powołany do meczu gwiazd ligi. I jako jeden z dwóch, obok Kazimierza Deyny, Polaków. Ostatecznie nie zagrał z powodu kontuzji.

Do Polski wrócił w 1986 roku, karierę zakończył w warszawskiej Polonii 6 lat później.

"Bez futbolu przestaję oddychać"

Stanisław Stachura: - Nie powiedziałbym, że on mógł zrobić większą karierę, albo że swoją zmarnował. W kadrze może i tak, ale w kraju to był kawał piłkarza.

Zanim się stoczył, minęło wiele lat. Chyba był jednym z tych zawodników, którzy nie potrafią sobie znaleźć miejsca po zakończeniu kariery. Tak jak choćby Włodzimierz Smolarek.

W wywiadzie, który ukazał się na łamach magazynu "Kopalnia. Sztuka futbolu" opowiadał dziennikarce Izie Koprowiak: "Bez futbolu czuję się jak ryba wyrzucona na ląd. Przestaję oddychać, gasnę. Robiłem wszystko, by wrócić do wody. Kilka razy ktoś mnie ratował, znów pływałem. Tak wyglądało moje życie".

Nie ma wątpliwości, że się stoczył. Bardzo. Skonfliktowany z rodziną, na finansowym dnie, mieszkający w ciasnym domu w Pruszkowie, a potem w Łodzi, węszący teorie spisków. To fragment wstrząsającego reportażu Piotra Żelaznego, opublikowanego na łamach "Przeglądu Sportowego" w 2013 roku:

"- Stasiu, jesteś legendą polskiej piłki, a dziś mieszkasz z mamą w Pruszkowie – dopytuję, rozglądając się po niewielkim pokoju.
- Od razu legendą. Na pewno gdybym dziś grał w Barcelonie, to gorszy od Messiego bym nie był. Myślę, że lepszy i więcej goli bym strzelał. Tak samo od tego Ronaldo. Jak patrzę na nich, to mi się śmiać chcę, kurczę blade. No ale chciałeś... ja nie mogę ci wszystkiego powiedzieć. Idź zawsze za jednym torem, idź za władzą.
- Władza się zmienia. - Nie! Władza się nigdy nie zmienia! - Terlecki krzyczy i napastliwie pyta: - Kto ma władzę?
- Ten, kto wygra wybory.
Znów zaczyna się śmiać w sposób taki, że przechodzą dreszcze. - O nie, kochany. Nie mój kochany. Oni się nigdy nie ujawniają. To są najgenialniejsi ludzie, którzy byli werbowani do służb specjalnych już od najmłodszych lat, już od przedszkola. Zawsze i wszędzie rządzą służby. Jest takie powiedzenie: "Diabeł nie jest taki mądry, ale jego siła wynika z tego, że jest taki stary". Przysłowia są mądrością narodów. Drugie: "Im więcej człowiekowi pomożesz, tym bardziej uważaj na tego człowieka"... Czy coś takiego. Kolejne, niby włoskie, bo Włosi mieli swoją mafię, zanim powstała republika, jeszcze za cesarstwa. Czyli to się przykładowo datuje... Zresztą w każdym państwie była mafia czy jakkolwiek to zwał. Tajna organizacja, do której należeli tylko wybrani ludzie.

Służby specjalne, tajne towarzystwa, zakon templariuszy, który "stworzył ponadnarodowe państwo w państwie", Krzyżacy, agenci, papiestwo, teorie spiskowe - te słowa padają z jego ust w czasie naszego czterogodzinnego spotkania co chwila".

W ostatnich latach zresztą przeczytaliśmy kilka historii upadku człowieka, wyniszczonego przez różne używki. Człowieka który kiedyś był wielki, i który stał się jakimś zbiorowym wyrzutem sumienia. Choć też sam sobie nie był w stanie pomóc.

- Co jakiś czas dochodziły do mnie głosy, że Staszek ma problemy. Trudno mi to pojąć, przecież on w czasie kariery w ogóle nie pił - dziwi się Stanisław Stachura.

Rafał Nahorny, współautor autobiografii: - Wolę go zapamiętać ze starych czasów. Gdy siadaliśmy w MDM-ie albo w Sobieskim (hotele w Warszawie), gadaliśmy godzinami. Był fantastycznie przygotowany. Kupował kawę i wodę. Wyciągał papierosa. Ale nie palił jednego od drugiego. Raczej to był pewien rytuał. Pierwszy raz, jak opowiadał, nie mogłem uwierzyć, że piłkarz może być na takim poziomie. Była w tym wielka pasja.

Czy Stanisław Terlecki był jednym z najlepszych polskich skrzydłowych?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×