Tomasz Wietecha podczas spotkania z GKP Gorzów Wielkopolski doznał kontuzji pachwiny. W przerwie meczu został zastąpiony przez rezerwowego golkipera Stali Stalowa Wola, Stanisława Wierzgacza. Ten spisał się bardzo dobrze i nie przepuścił gola. W minioną środę Stalowcy grali w Łęcznej z miejscowym Górnikiem i ponownie w bramce Stalówki stanął Wierzgacz. - Jeśli któryś z graczy jest nie w pełni sił, to nie ryzykuję jego gry. Staszek to dobry bramkarz, więc mógł zagrać - powiedział opiekun Stali, Władysław Łach.
Nie wiadomo było, czy w pojedynku z łódzkim Widzewem Wietecha stanie w bramce. Wszystko zależało od tego czy będzie on na siłach grać. Ostatecznie ambitny bramkarz jedynego przedstawiciela Podkarpacia w pierwszej lidze stanął między słupkami. - Miałem uraz pachwiny i przed meczem zgłosiłem trenerowi, że jest dobrze, że mogę zagrać. Fakt, że nie ryzykowałem wybijania piłki, ponieważ nie chciałem jednymi zawodami kasować sobie całej rundy. Mamy jeszcze parę spotkań przed sobą. To po prostu była taka asekuracja - stwierdził Tomasz Wietecha.
Golkiper zielono-czarnych miał obawy przed sobotnią konfrontacją z Widzewem. Stalowcy grali bowiem w środę, a Widzewiacy nie. Nie było jednak tego widać na boisku. - Moim zdaniem byliśmy groźniejszym zespołem. Widzew oddał jeden strzał w światło bramki - dodaje Wietecha. Zawodnicy ze Stalowej Woli mieli swoje okazje bramkowe, ale zabrakło im zimnej krwi i... tego, żeby sędzia nie przeszkadzał. - Wiedzieliśmy, że Widzew jest groźnym zespołem. Ale w sobotę nie mieli chyba swojego dnia. My mieliśmy swoje okazje bramkowe. Była sytuacja, kiedy Kamil Karcz wychodził na pozycję, a sędzia pokazał spalonego. Nie wiem czy akurat on był. Z mojej perspektywy ciężko to ocenić. Czerwona kartka dla Pauliusa Paknysa także dziwna, ponieważ trafił on w piłkę. Było minęło. Mówi się trudno - zakończył Tomasz Wietecha.