Marcin Foltyn: Odrobina przyzwoitości

W Polsce od kilku miesięcy trwa niekończący się serial, ileż to polskich miast będzie organizować turniej EURO 2012. Trwają zakulisowe zagrywki, mające na celu przekonać szefa UEFA Michela Platiniego do tego, by przyznać Polsce więcej niż cztery miasta organizujące europejski czempionat. Nie brak nawet głosów, według których najlepiej w ogóle pozbyć się Ukrainy.

W tym artykule dowiesz się o:

Wiadomo jednak, że turniej odbędzie się co najwyżej w ośmiu miastach. Zatem każde kolejne polskie miasto, które otrzymałoby organizację ponad wyznaczony wcześniej stan, znalazłoby się w gronie organizatorów kosztem któregoś z ukraińskich miast. Tymczasem, ostatnio raz po raz jesteśmy zasypywani informacjami na temat, że 5, a nawet 6 polskich miast będzie gościć piłkarzy podczas EURO 2012. Najgorsze jest to, że biorą w tym udział nie tylko działacze piłkarscy, lecz także politycy. Jakby tego było mało, niesmak potęguje wewnętrzna wojna między miastami w Polsce. Co za tym idzie Ukraińcy, którzy przecież wystąpili do Polaków z propozycją wspólnej kandydatury, zostaliby zrobieni przez nas "w balona". Nie idzie tu już o korzyści, lecz o odrobinę przyzwoitości. Choć wiadomo, że na Ukrainie kryzys finansowy rujnuje państwo, infrastruktura i baza hotelowa jest fatalna, to nie jest to jeszcze powód, by na tym żerować i starać się partnera ograbić z korzyści, jaką niewątpliwie jest organizacja czempionatu.

Gdyby nie propozycja ze strony ukraińskiej federacji, najprawdopodobniej czekalibyśmy na podjęcie decyzji o zgłoszeniu własnej kandydatury co najmniej dekadę. Warto wspomnieć również, jak wielki wpływ na akceptację polsko-ukraińskiej kandydatury przez działaczy UEFA miała silna pozycja w europejskich strukturach piłkarskich szefa ukraińskiej federacji Hrihorija Surkisa. To przecież tak naprawdę Ukrainiec przekonał działaczy, że ładna prezentacja wschodnioeuropejskiej kandydatury może zostać wcielona w życie. Choć UEFA doskonale zdawała sobie sprawę, że przygotowania będą szły jak po grudzie, zaufała nam. Zaufała NAM. Polsce i Ukrainie. I choć zapewne każdy kibic między Odrą a Bugiem chciałby EURO we wszystkich sześciu miastach i jeszcze kilku innych, to Polacy powinni się pogodzić z tym, że jest to wspólne dzieło i Ukraińcy powinni mieć w nim taki sam udział jak my. Polacy tymczasem wcale nie zainteresowali się problemami Ukrainy, które owszem nie są naszymi problemami, ale jednak jakaś koordynacja, wzajemna pomoc logistyczna być powinna. Tymczasem nowo nam wybrany jaśnie oświecony prezes PZPN Grzegorz Lato "wypalił", że możemy EURO zrobić razem z Niemcami. Notabene, Niemcy od dawna lobbowali za odebraniem Ukrainie turnieju. Zresztą nie tylko Niemcy mieli apetyt na EURO, lecz także Włosi, wielcy przegrani wyboru organizatora mistrzostw Europy w Cardiff. Nawet "wielki przyjaciel" Ukrainy, Michał Listkiewicz oświadczył niedawno bez ogródek, że "być może sami zorganizujemy turniej". Gdy wszyscy, można powiedzieć, są przeciw Ukrainie, my wbijamy partnerom nóż w plecy.

Zresztą nawet wewnątrz kraju trwają zakulisowe zagrywki. Do organizacji turnieju wyznaczone były po cztery polskie i cztery ukraińskie miasta oraz po dwa miasta rezerwowe. Później w wyniku protestów UEFA stwierdziła, że sześć miast w obu krajach ma szanse na zorganizowanie mistrzostw Starego Kontynentu. Wszystko było dobrze aż... wkroczyła "wielka" polityka. I nieważne, że Kraków będzie mieć najmniejszy stadion ze wszystkich polskich obiektów. Ważne, by działacze UEFA mieli co pozwiedzać i gdzie się zabawić. Mówi się, że ucierpi na tym Poznań. Choć prace budowlane na Maślicach we Wrocławiu właściwie stoją, to Wrocław o swoją kandydaturę może być raczej spokojny. Podobnie jak Gdańsk. To przecież miasta premiera Donalda Tuska (Gdańsk) i wicepremiera Grzegorza Schetyny (Wrocław). Chorzów ponoć w ogóle nie jest brany pod uwagę, choć stadion trzeba tylko zmodernizować. To jeszcze można zrozumieć, gdyż teren śląskiej aglomeracji nie wydaje się być atrakcyjny pod względem turystycznym. I nie pomoże nawet to, że śląska aglomeracja to rejon, który zamieszkuje ok. 4 miliony osób. Śląsk to także wielkie tradycje piłkarskie. Ale one nie grają, gra intencja działaczy i polityków, a raczej ich chęć zabawy kosztem zwykłego kibica. Każdy z nas chciałby mieć EURO w swoim mieście, bez względu na jego wielkość. Jestem zwolennikiem tego, by UEFA pozwoliła grać we wszystkich 12 miastach. Nie odbierajmy jednak niczego Ukrainie...

Emocje sięgną zenitu 13 maja, gdy Michel Platini ogłosi, które miasta zorganizują turniej. Mistrzostwa Europy na pewno odbędą się w stolicach obu państw. Do tego o prawo do organizacji walczą: Wrocław, Gdańsk, Kraków, Chorzów oraz Poznań, a także Donieck, Dniepropietrowsk, Lwów, Odessa i Charków. Dopóki UEFA nie wyda ostatecznego wyroku, nadal będziemy karmieni całą rzeszą plotek, które już i tak dawno stały się mocno niestrawne. Dobrze, że już tylko nieco ponad dwa tygodnie pozostały do ogłoszenia werdyktu. Gdyby został on opóźniony, a ponoć istnieje taka możliwość, grozi nam istna "wojna domowa". Ale grajmy z Ukrainą w jednej drużynie, do jednej bramki. Zachowajmy honor i godność, a zakopmy zachłanność. Przecież dwa przegrane miasta i tak skorzystają na przygotowaniach do turnieju. Będą bowiem w posiadaniu nowoczesnych stadionów i rozbudowanej bazy hotelowej, usprawnionych lotnisk oraz całej infrastruktury komunikacyjnej. Zatem Panowie działacze, odrobinę przyzwoitości...

Komentarze (0)