Echa meczu Zagłębia z Ruchem

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Mecz KGHM Zagłębia Lubin z Ruchem Chorzów nie stał na wysokim poziomie i mistrzowie Polski ostatecznie wygrali 2:1, a wszystkie bramki zdobyli gospodarze. Spore pretensje do sędziego <B>Grzegorza Gilewskiego</b> miał obrońca Niebieskich <B>Ireneusz Adamski</b>. <I>- Sędzia kazał mi spierd? </i>- opowiadał tuż po spotkaniu Adamski.

Do Lubina wybrała się grupa około dwustu kibiców Ruchu Chorzów mimo, że sektor dla gości jest zamknięty z powodu modernizacji stadionu Zagłębia. Ostatecznie zajęli oni jeden z sektorów i dopingowali swój zespół. Tuż przed meczem Michał Chałbiński oraz Aleksander Ptak otrzymali z rąk nowego prezesa Miedziowych Pawła Jeża pamiątkowy puchar oraz kwiaty. Chałbiński za 200. występ w pierwszej lidze, a Ptak za 50.

Pierwsze minuty były jednak ospałe zwłaszcza ze strony Zagłębia. Wszyscy spodziewali się, że Miedziowi od początku zaatakują rywali i zdobędą bramkę. - Czemu na początku tak słabo graliśmy? Nie wiem, może dlatego, że obawialiśmy się trochę Ruchu, który ostatnio dobrze prezentował się - mówił po meczu Maciej Iwański. Dodatkowo w 18. minucie do własnej bramki trafił Grzegorz Bartczak głową pokonując Ptaka. Mimo straty gola Miedzowi nadal nie potrafili stworzyć sobie okazji do zdobycia bramki.

Dopiero w 40. minucie Bartczak zrehabilitował się za swój błąd i dograł na piąty metr do Michała Stasiaka, który głową pokonał Roberta Mioduszewskiego. Warto zaznaczyć, że Ruch ostatni raz wygrał z Zagłębiem w Lubinie w siedem lat temu, a wówczas między słupkami Miedziowych stał? Robert Mioduszewski. Jednak pięć minut później minę bramkarz Niebieskich miał już nietęgą. Po raz drugi musiał wyciągać piłkę, gdy pokonał go Rui Miguel. - Szkoda, że w ciągu pięciu minut straciliśmy to, o co tak walczyliśmy i biegaliśmy. Nie wiem co spowodowało, że straciliśmy dwa gole w tak krótkim odstępie czasu. Może dekoncentracja. Na pewno wszystko trzeba będzie po świętach przeanalizować, ale myślę, że były to błędy indywidualne. Razem z trenerem przeanalizujemy te sytuacje, aby w meczu z Lechem Poznań już nie popełnić takich błędów - mówił Krzysztof Nykiel, zawodnik Ruchu.

Do przerwy Zagłębie prowadziło 2:1, ale nie stworzyło wielu sytuacji do strzelenia bramki. W drugiej połowie gole już nie padły, chociaż Ireneusz Adamski domagał się rzutu karnego dla swojej drużyny. Wprawdzie nie miał racji, bo Sreten Sretenović czysto wybił piłkę spod nóg Łukasza Janoszki, ale jeszcze co innego zszokowało Adamskiego. - Sędzia w trakcie spotkania odzywał się bardzo niecenzuralnie. Powiedział do mnie, żebym spierd... bo inaczej dostanę drugą żółtą kartkę i zejdę z boiska - mówił wyraźnie podenerwowany obrońca Ruchu, który jeszcze po meczu kłócił się z sędzią technicznym.

Czego więc zabrakło Ruchowi, aby przynajmniej zremisować? - Zabrakło nam dzisiaj cwaniactwa, a czy doświadczenia? Zagłębie jest przecież aktualnym mistrzem Polski mającym w swoich szeregach doświadczonych piłkarzy ocierających się o kadrę narodową, ale u nas też nie brakuje zawodników doświadczonych, którzy grali już wiele razy na poziomie pierwszej - ocenił Nykiel. Piłkarze Zagłębia podkreślali, że Ruch był dobrze ułożony taktycznie. - Myślę, że jakby nie powalczylibyśmy to nie wygralibyśmy dzisiaj - dodał Maciej Iwański.

Zagłębie wygrało zatem trzeci mecz z rzędu w Lubinie, a Ruch przegrał po raz pierwszy w tym roku.

Źródło artykułu: