Artur Wiśniewski: Nieudolny uczeń Beenhakkera

Praca z trenerem Wieczorkiem była, jest i pewnie wciąż będzie dla piłkarzy dość uciążliwa. Złośliwy, obrażalski i z lekka apodyktyczny szkoleniowiec nigdy nie cieszył się sympatią w środowisku piłkarskim. Nastał taki moment, że już nawet w Odrze Wodzisław przestano go chcieć, a więc w klubie, gdzie jeszcze bywał przez niektórych lubiany. Z naciskiem na słowo "niektórych".

Ale ten zły moment dla Wieczorka prawdopodobnie przeminął (a przynajmniej na chwilę). Zespół Odry wyeliminował w Pucharze Ekstraklasy drużynę GKS-u Bełchatów i dzięki temu znalazł się w finale rozgrywek. Czy zatem wodzisławianie są tacy mocni, czy może ten Puchar tak lichy? Wydaje mi się jednak, że to drugie.

Bo Odra obecnie nie ma zbyt wielu atutów - ani jeśli chodzi o poziom piłkarski, ani o liczbę kibiców, nie wspominając już o sztabie szkoleniowym z Wieczorkiem na czele. Stadion wodzisławian przypomina jakąś marną PRL-owską konstrukcję, postawioną "na odczep się", by młodzi chłopcy mieli gdzie pokopać piłkę. Odra z kolei to drużyna bez perspektyw - taki wieczny ligowy przeciętniak, złożony z niczym nie wyróżniających się biegaczo-kopaczy, których stać było w tym sezonie na uciułanie skromnych 26 punktów w 25 meczach. Na czele tej prowincjonalnej drużyny stoi gburowaty Wieczorek, z którego w Koronie (gdy w niej pracował) śmiali się nawet jego piłkarze.

W Górniku Zabrze także się na nim poznano. Kamery szerokokątne do nagrywania meczów, treningi na głównej płycie boiska, utajnianie kontuzji kluczowych zawodników - niesforny szkoleniowiec zawsze miewał swoje fanaberie, które wprowadzał w życie. Na konferencjach pomeczowych od lat opowiadał te same banały, których nie dało się już słuchać ("zabrakło chciejstwa z naszej strony", "nie byliśmy należycie zmobilizowani" itp. etc.), a w prywatnej rozmowie traktował zwykle rozmówcę z góry. Wieczorek to bez dwóch zdań trudny człowiek, którego przerost własnego "ego" jest nieproporcjonalny do sukcesów, jakie do tej pory osiągnął. Eliza Orzeszkowa powiedziałaby o nim, że "swój własny widnokrąg bierze za koniec świata".

Finał Pucharu Polski osiągnięty z Koroną i teraz finał Pucharu Ekstraklasy (a może i nawet zwycięstwo?) w blisko 10-letniej karierze to trochę mało jak na szkoleniowca, który tak bardzo dba o swój PR i w dodatku wzoruje się na samym Leo Beenhakkerze. Gdyby tylko Holender wiedział, jakich w Polsce ma uczniów, pewnie dawno by wrócił do kraju tulipanów, albo w ogóle zmienił branżę.

Jedyne, co trzeba uczciwie przyznać Wieczorkowi to to, że straszny z niego spryciarz. Nie każdemu kiepskiemu szkoleniowcowi tak długo udaje się utrzymać na polskim rynku trenerskim.

Komentarze (0)