Ryszard Tarasiewicz znany jest z tego, że w czasie potyczki daje upust swym emocjom. Wielokrotnie był on już upominany przez arbitrów. Kilkakrotnie zdarzyło się także, że Tarasiewicz pojedynki swojej drużyny musiał oglądać z trybun.
Podobna sytuacja miała miejsce także i sobotę podczas meczu Arki Gdynia ze Śląskiem Wrocław. Po jednej z akcji arbiter spotkania, Sebastian Jarzębak z Bytomia wyprosił Tarasiewicza na trybuny. Szkoleniowiec Śląska był wielokrotnie wyzywany. Jeden z kibiców Arki dopuścił się nawet rękoczynu. - Takie rzeczy nie są normalne, ale w sporcie trzeba się z nimi liczyć. Jako piłkarz też grałem poza Wrocławiem i często mi ubliżano, dlatego osobiście mnie to już nie rusza. W zdarzeniu z Gdyni najbardziej bulwersuje mnie fakt, że będąc na trybunie głównej zostałem uderzony w bark przez kibica. I nie było w tym żadnej prowokacji z mojej strony. Poszedłem na trybuny, usiadłem i z nikim nie wdawałem się w polemikę czy konwersację. Sportowi powinna towarzyszyć godność. Walczymy z rasizmem w sporcie i gdy obrażany jest człowiek o innym kolorze skóry, to mecz może zostać przerwany. Tu mamy sytuację, że Polak ubliża Polakowi i wyzywa jego matkę. To chyba nie jest normalne? - czytamy na slaskwroclaw.pl wypowiedź wyraźnie zbulwersowanego trenera Śląska.