Aż chce się grać

Wszyscy doskonale wiedzą, że jak wiedzie się drużynie, to trybuny stadionu zapełniają się coraz liczniej. Podobnie jest i w Stalowej Woli, gdzie już od pewnego czasu zapanowała moda na piłkę nożną. Ostatnie dobre wyniki Stalówki sprawiają, że na obiekt udają się także ludzie, którzy wcześniej nie interesowali się futbolem. - Jestem pełen podziwu dla kibiców - mówi portalowi SportoweFakty.pl kapitan Stalówki.

Artur Długosz
Artur Długosz

W hutniczym grodzie nigdy nie można było narzekać na frekwencję na stadionie. Nawet, gdy zielono-czarni grali w dawnej trzeciej lidze, to na trybunach w porównaniu do innych klubów zasiadało najwięcej widzów. Aktualnie Stal występuje na zapleczu ekstraklasy. Jedyny przedstawiciel Podkarpacia w tej lidze nie walczy o czołowe lokaty, ale w dobie kryzysu gospodarczego, a w związku z tym zmniejszonych nakładów na piłkę nożną na Podkarpaciu, i tak jest bardzo dobrze.

Zwłaszcza w ciągu ostatniego sezonu coraz więcej kibiców zaczyna zapełniać trybuny obiektu przy ulicy Hutniczej. Nie jest to tylko spowodowane w miarę przyzwoitą grą Stalowców, ale też swoistą modą na piłkę nożną w Stalowej Woli. Obecność na meczu coraz częściej zaczyna być punktem honoru dla mieszkańców. Skoro mój sąsiad czy kolega idzie na zawody, to ja też mogę - zdają się myśleć fani Stalówki.

Kiedyś nagminnym wykroczeniem było wchodzenie na stadion wszelkimi możliwymi sposobami, byle tylko nie płacić za bilet. Obecnie to zjawisko jest szeroko tępione przez samych kibiców. W mentalności ludzi pojawia się także świadomość, że można zapłacić za bilet, a tym samym pomóc klubowi, który z trudem wiąże koniec z końcem.

Wystarczy spojrzeć na frekwencję na stadionie w Stalowej Woli. Statystyki pokazują, iż jest ona jedną z najlepszych w pierwszej lidze. Klub z Podkarpacia wyprzedzają tylko tak uznane firmy jak Widzew Łódź, Zagłębie Lubin i momentami Korona Kielce. Należy także dostrzec fakt, że obiekt piłkarski w Stalowej Woli do najnowocześniejszych nie należy. Niedawno pojedynek Stali z łódzkim Widzewem oglądało ponad 6500 widzów. Był to najliczniej zapełniony stadion w pierwszej lidze. Oczywiście można mówić, że stało się tak tylko dlatego, że przyjechał Widzew. Coś w tym prawdy jest, lecz w hutniczym grodzie średnio na każdym spotkaniu na trybunach zasiada około cztery tysiące sympatyków piłki nożnej. Jak na małe miasto, biedny region to jest to wynik godny do pozazdroszczenia dla innych drużyn. - Jestem pełen podziwu dla kibiców w jaki sposób się zaprezentowali w meczu z Widzewem. Szkoda, że nie mogliśmy im zafundować tych trzech punktów. Byłoby się z czego cieszyć. Są jednak następne mecze. Jak nadal będą przychodzić w takich liczbach to będziemy się z tego powodu cieszyć - mówił kapitan zielono-czarnych Tomasz Wietecha doceniając frekwencję na stadionie.

Poza spotkaniami u siebie są też mecze wyjazdowe. Za Stalą fani jeżdżą na każde spotkanie. Nie straszne im nawet ogromne odległości. Przykładowo w Lubinie, który jest oddalony od Stalowej Woli o prawie 600 kilometrów zameldowało się około 300 kibiców Stalówki.

Każdy potencjał można zmarnować. Wystarczy zapewne kilka słabszych potyczek Stalowców i frekwencja spadnie. Tego nikt jednak nie zakłada. W tej chwili Stalowa Wola staje się bardzo usportowionym miastem. Koszykarze właśnie co awansowali do najwyższej klasy rozgrywkowej w Polsce, piłkarze dobrze spisują się na zapleczu ekstraklasy. Jak wiadomo, duża liczba kibiców to zysk dla klubowej kasy. Na pewno finansowe wsparcie fanów pomoże przetrwać Stali Stalowa Wola, tak, aby ten klub nie zniknął ze sportowej mapy Polski.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×