Pod koniec meczu kibice Enugu Rangers otoczyli sędziego. Zawodnicy i trenerzy Warri Wolves podbiegli do nich, by "pilnować wyniku". Kibice grozili bowiem, że jeśli sędziowie nie przyznają Rangersom zwycięstwa, zostaną pobici. Wywiązała się gigantyczna bójka. Ktoś wyjął nóż i dźgnął nim rezerwowego bramkarza Warri, Orobosę Aduna, w pierś. Adun jednak podniósł się o własnych siłach. Kilka dni później na treningu zasłabł, upadł i zmarł.
Federacja zarządziła powtórzenie meczu. Działacze "Wilków" powiedzieli, że obawiają się o swoje życie i zażądali dodatkowej ochrony policji. Federacja uznała, że to zbyteczne i stwierdziła, że mecz zostaje zweryfikowany jako walkower dla Rangerów. A więc odwrotnie niż byłoby na całym świecie.
Ale to jest Nigeria. Kraj skrajności, bogactwa i przerażającej biedy. "Kraj, w którym - jak mówią miejscowi - możesz chodzić w Gucci, ale i tak wdepniesz w gówno".
Sędzia z bronią
Zepsucie piłki, wszechobecna korupcja, uzależnienie klubów od polityki. Wiele klubów jest w rękach polityków. I w końcu strach przed wygraniem meczu na wyjeździe. Śmierć Aduna miała miejsce w 2009 roku. W roku 2013 aż 10 spośród 20 zespołów ligowych nie doznało porażki na własnym boisku. Z zewnątrz może to wygląda jak ciekawostka. Na miejscu nie jest już tak różowo. Grożenie sędziom to prawie codzienność, zdarzały się też brutalne pobicia. Wiele lat temu doszło na przykład do sytuacji, gdy jeden z sędziów, Dogo Yabilsu, emerytowany pułkownik wojska wskazał na jedenastkę dla przyjezdnych. Gdy fani ruszyli w jego kierunku... wyciągnął ze spodni pistolet i po prostu odpędził "natrętnych" fanów. Ale zawodnik gości wolał nie ryzykować i strzelił byle strzelić. Jak najdalej od bramki.
Innego dnia zespół Dolphins FC przyjechał do Kano Pillars. Mecz rozpoczął się o godzinie 16, ale że goście prowadzili 1:0, o 19 nadal trwał. Powoli robiło się już ciemno a sędzia sprawiał wrażenie, jakby zapomniał zegarka. W końcu podjął decyzję, że Pillars dostaną rzut karny. Tyle, że karnego trzeba strzelić. A bramkarz gości Sunday Rotimi uchodził za specjalistę od jedenastek...
Przyjezdni ubłagali go jednak, żeby zapomniał o sławie i statystykach i rzucił się w złą stronę. Pewnie widok 25 tysięcy agresywnych fanów pomógł mu podjąć "właściwą decyzję". Kano wyrównali. To pewnie pomaga zrozumieć, dlaczego przez 12 lat byli niepokonani na własnym boisku.
Ich fanów remis nie usatysfakcjonował. Rzucili się na zawodników Dophins. Sunday Mba, późniejszy reprezentant Nigerii, został pobity do nieprzytomności. Policja eskortowała jego i kolegów. Sędziowie przebrali się w stroje pracowników medycznych i wyjechali ze stadionu ukryci w karetkach.
To wszystko wiele lat później brzmi jak zabawne anegdotki, ale na pewno sprawiło, że Nigeria nigdy nie odegrała roli, do której była pisana. Wielkiego piłkarskiego mocarstwa. Ani kadra narodowa ani liga. Przecież od lat żaden nigeryjski klub nie odegrał znaczącej roli w rozgrywkach afrykańskiej Ligi Mistrzów. W latach 2003 i 2004 rozgrywki wygrywała Enyimba. Od tej pory zaledwie jeden zespół, Heartland, dotarł do finału. A było to 9 lat temu!
Niewiele brakowało, aby ten obraz kryzysu się pogłębił. Jeszcze pod koniec 2016 roku Nigeryjska Federacja Piłkarska nie była w stanie zagwarantować, że kadra narodowa przystąpi do eliminacji Mistrzostw Świata. Recesja, spowodowana spadkiem cen ropy była tak potężna, że władze nie były w stanie opłacić przelotu piłkarzy do Zambii na pierwszy mecz kwalifikacji.
Ostatecznie środki się znalazły. Reprezentacja Nigerii nie tylko przystąpiła do gry w najtrudniejszej grupie eliminacji afrykańskich - ze wspomnianą Zambią, ale też kontynentalnymi potentatami: Kamerunem oraz Algierią - lecz wygrała ją z ogromną przewagą. Udowodniła tym samym, że wciąż jest jedną z największych kontynentalnych potęg.
Piłka w służbie niepodległości
Piłka nożna w Nigerii ma status specjalny. Futbol jest przecież jedną z podstaw mitu założycielskiego niepodległego państwa. Jeszcze w latach 50. ubiegłego wieku w piłkę nożną w większości krajów afrykańskich biali nie grali z czarnymi. Młody dziennikarz i polityk, Nnamdi Azikiwe, znany w Nigerii jako "Zik", założył klub piłkarski ZAC. Zawodnicy jeździli po kraju, rozgrywali mecze i co najważniejsze, szerzyli ideę niepodległości. Nigeria uzyskała ją w 1960 roku, zaś w 1966 wybrano pierwszego prezydenta. Został nim "Zik".
Pod koniec lat 70. Nigeria ustabilizowała swój status - jednej z największych potęg piłkarskiej Afryki, ale dla Europejczyka ich gwiazdy, jak choćby Segun Odegbami, zostaną nazwiskami do przeczytania i zapomnienia. Nigeria długo nie była w stanie zakwalifikować się na mundial. Zresztą nie było to nigdy takie łatwe.
Jeśli weźmiemy pod uwagę, że futbolowych potentatów Afrykańskich jest kilku a miejsca na mundialu, jeszcze do 1990 roku były zaledwie dwa, to zakwalifikowanie się wymagało nie tylko umiejętności, ale i ogromnej dawki szczęścia. W 1994 roku Afryka dostała dodatkowe miejsce (obecnie ma 5) i Nigeria pokazała się światu. I to nie byle jak. Wygrała dość trudną grupę z Argentyną, Bułgarią oraz Grecją. Dla co większych specjalistów nie było to może aż taką niespodzianką, bo przecież w tym czasie większość nigeryjskich zawodników grało w solidnych europejskich klubach, w tym Finidi George w Ajaksie, Victor Ikpeba w Monaco, czy JJ Okocha w Eintrachcie. Ten ostatni był na pewno jednym z najbardziej zaawansowanych technicznie piłkarzy w historii gry. Gdy później grał w Anglii, mówiono o nim, iż jest "tak dobry, że nazwano go dwa razy". A oprócz tego byli tacy piłkarze jak Daniel Amokachi, Emmanuel Amuneke czy Rashidi Yekini. Nazwiska, które stały się symbolami afrykańskiej piłki dla całego pokolenia.
ZOBACZ WIDEO Tomasz Frankowski: Krychowiak fundamentem kadry. Bardziej niż Lewandowski!
Wielkie nadzieje, wielkie rozczarowanie
Początek lat 90. to wielki skok jakościowy piłki w Nigerii, właśnie ze względu na rozwój skautingu wewnątrz Afryki. Trzeba przy tym pamiętać, że Nigeria to zdecydowanie najludniejszy kraj kontynentu, liczący w tej chwili ok. 180 milionów mieszkańców. Autor książki "African soccerscapes", Peter Alegi, wyliczył, że w późniejszych latach, w sezonie 2002/03 najwięcej afrykańskich zawodników grających w europejskich ligach pochodziło właśnie z Nigerii - 214 piłkarzy, co stanowi 18,6 procent całego piłkarskiego importu.
Zresztą było dość oczywiste, że kraj ten musi odegrać jakąś rolę w futbolu. W 1993 roku przekonali się o tym choćby młodzi Polacy. Kadra Andrzeja Zamilskiego w półfinale mistrzostw świata do lat 17 musiała uznać wyższość Nigerii, późniejszego mistrza świata w tej kategorii.
A jednak Nigeria to wielka niespełniona nadzieja afrykańskiego futbolu. Bo, choć nie jest źle, to miało być zdecydowanie lepiej.
W 1994 roku piłkarze Clemensa Westerhofa odpadli po dogrywce z Włochami, ale dwa lata później zdobyli olimpijskie złoto i wydawało się, że oto jest sygnał dla świata - nic nie będzie już takie samo, Afryka idzie po mistrzostwo świata.
Największym objawieniem Atlanty był Nwankwo Kanu. Europa poznała go już wcześniej, bo przecież był jedną ze wschodzących gwiazdeczek Ajaksu Amsterdam, który uzyskał status europejskiego potentata w ostatnich latach przed nastaniem ery telewizyjnej, wejściem prawa Bosmana i wielkimi zmianami w europejskiej piłce.
W półfinale turnieju olimpijskiego w 1996 roku Nigeria pokonała 4:3 Brazylijczyków, zresztą grającym w składzie nieprawdopodobnie mocnym - z Bebeto, Ronaldo i Rivaldo. Zadecydował "złoty gol" (obowiązywał wówczas przepis, że kto strzeli bramkę w dogrywce ten wygrywa) Kanu, jego drugi w meczu. Młody piłkarz fantastycznie poprowadził do boju zespół, który przegrywał już 1:3 a jednak się nie poddał. W finale Nigeria pokonała Argentynę 3:2 i do dziś jest jedynym afrykańskim krajem, który wygrał wielki turniej rozgrywany poza kontynentem.
W kraju podzielonym między muzułmanów i chrześcijan, jak pisze Steve Bloomfield, autor książki "Africa United", "jedyną rzeczą, która jednoczy naród jest futbol, a Kanu jest tym, który jednoczy go bardziej niż cokolwiek innego ". Krótko po turnieju Kanu wyjechał do Interu Mediolan i została u niego wykryta wada serca, która miała mu uniemożliwić grę w piłkę. W Interze przesiedział więc trzy lata na trybunach i odnalazł się po latach w Anglii. W Arsenalu był znowu piłkarzem wielkim, nawet jeśli często zaczynał z ławki rezerwowych.
Wielkim, ale w sumie niespełnionym, tak jak i cała kadra Nigerii. Niby od 1994 roku Nigeryjczycy 5-krotnie grali w mundialu, trzykrotnie wyszli z grupy, ale jednak nigdy nie dotarli do ćwierćfinału. Całe wielkie pokolenie nie osiągnęło tego do czego miało być przeznaczone - wielkiego sukcesu. Ale pewnie nic straconego. Nigeria to wciąż wielki niewybuch. Jest to choćby rekordzista jeśli chodzi o triumfy w mistrzostwach świata do lat 17. Aż pięciokrotnie wygrywała turnieje. Może to być oczywiście wynik genetyki, bo z przechodzeniem zawodników do drużyn seniorskich bywało różnie. Ze złotych i srebrnych składów z lat 2007, 2009, 2013 i 2015 na razie przebił się jedynie Kelechi Ikenacho, a i jego trudno nazwać gwiazdą pierwszej wielkości.
Współcześnie drużyna Nigerii jest zdecydowanie słabsza niż była 20 lat temu. Kraj wciąż czeka na kolejne złote pokolenie. Tym razem spełnione. Przecież pokłady talentu w tym 7. najludniejszym kraju świata wydają się nieskończone. Niedawna wygrana z Argentyną (bez Messiego) 4:2, pokazała jednak, że drużyna może aspirować do miana czarnego konia mundialu w Rosji.