Polska skrzydłowymi nie stoi, ale leży. Kuba Błaszczykowski leczy plecy praktycznie od sześciu miesięcy, Kamil Grosicki ma problemy z regularną grą w słabiaku Championship, Maciej Makuszewski dopiero wraca do zajęć po kontuzji kolana, a wychwalany zewsząd Przemysław Frankowski z Jagiellonii w słabej, polskiej lidze uzbierał przez 28 kolejek raptem osiem punktów do klasyfikacji kanadyjskiej. O formie Sławomira Peszki nawet nie ma co wspominać.
A przed nami rosyjski mundial. I co z tymi skrzydłowymi? Przesuwać Piszczka do przodu? Zmienić ustawienie i przejść na grę z wahadłami po bokach? Zagrać na trzech napastników i ustawić bliżej linii biegających i wspierających pomocników w grze defensywnej Milika i Kownackiego? A może po prostu otworzyć się nieco szerzej na kandydatów nieoczywistych na pierwszy rzut oka?
Brutalne oko, brutalna stopa
To nie jest łatwe. Pojęcie "farbowanych lisów" wciąż żyje w pamięci wielu kibiców. Dotyka ono nie tylko tych, których związki z Polską są praktycznie żadne, ale też takich, którzy urodzili się w naszym kraju i wyjechali z niego we wczesnym dzieciństwie, bądź też ich rodzice są Polakami. Tymczasem wszystkich wrzuca się do jednego wora, częstokroć ze szkodą dla naszej piłki. A przecież sprawa przynależności państwowej nie jest w dzisiejszych czasach kwestią czerni i bieli. W wielu przypadkach dominują odcienie szarości. Tak jak chociażby w przypadku Sonny'ego Kittela.
Urodził się w Niemczech, tam też dorastał, ale jego rodzice i dziadkowie to Polacy z krwi i kości. Wywodzą się ze Śląska, skąd w końcówce lat 80. wyjechali na Zachód w poszukiwaniu godziwego życia. Nie zapomnieli jednak o korzeniach. W domu rozmawiają po polsku, dzięki czemu zarówno Sonny, jak i jego brat Sammy także potrafią mówić w naszym języku. W ubiegłym roku obaj złożyli wnioski o przyznanie im polskich paszportów. I czekają. Sonny wciąż z cichą nadzieją, że rzutem na taśmę załapie się jeszcze do kadry Nawałki na rosyjskie mistrzostwa świata.
ZOBACZ WIDEO W hicie Bayern Monachium rozbił Borussię Dortmund, trzy gole Roberta Lewandowskiego [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]
Odłóżmy na chwilę na bok wszelkie wątpliwości natury moralnej i skupmy się tylko na kwestiach piłkarskich. Czy Sonny Kittel przydałby się naszej kadrze? Zdecydowanie tak. Zachowując oczywiście wszelkie proporcje - jest to piłkarz będący namiastką Marco Reusa. Jest szybki i znakomicie wyszkolony technicznie. Najchętniej gra jako lewoskrzydłowy, ale w ostatnim czasie robi furorę na pozycji numer 10. Potrafi uderzyć na bramkę zarówno prawą, jak i lewą nogą. - Ma brutalne oko, brutalną stopę i brutalne wykończenie akcji - podsumował go po niedawnym meczu z Dynamem Drezno, w którym Sonny trzy razy asystował i strzelił gola, kapitan zespołu Marvin Matip.
Kittel stał się w tym sezonie polisą na życie FC Ingolstadt 04. Jest kluczowym i najlepszym zawodnikiem zespołu. To właśnie na nim bazuje cała ofensywa. W 26 meczach miał udział aż przy 20 golach drużyny (9 goli i 11 asyst), co oznacza, że aż 53 procent goli, jakie strzelił w tym sezonie zespół z miasta Audi, padło przy jego bezpośrednim udziale. Nie jest jednak tak, że wzięło się to nagle bądź z przypadku. Kittel od dawna uchodził w Niemczech za talent najczystszej wody. Wróżono mu wspaniałą karierę. W 2010 roku został mistrzem Niemiec w kategorii juniorów młodszych i zaliczył debiut w 1. Bundeslidze u Michaela Skibbe. Dwa lata później został wyróżniony srebrnym medalem imienia Fritza Waltera w kategorii U-18, przegrywając jedynie z Julianem Draxlerem. Zdawało się, że świat wielkiej piłki stoi przed nim otworem.
Najlepszy lewoskrzydłowy 2. Bundesligi
Niestety, Kittela z Reusem łączą nie tylko ogromny talent i pozycja na boisku. Są tak samo podatni na kontuzje. To właśnie przez urazy Kittel jest dziś w tym miejscu, w którym jest. To dlatego walczy o awans do 1. Bundesligi, a nie podbija boisk Ligi Mistrzów czy choćby Ligi Europy. Dwa razy zerwane więzadła w kolanie i dwa razy ciężkie uszkodzenie rzepki znacząco zahamowały jego rozwój. Jedna ze stron Eintrachtu Frankfurt policzyła niedawno, że przez kontuzje Kittel stracił aż 161 meczów, czyli licząc inaczej - niemal pięć pełnych sezonów ligowych! A przecież ma dopiero 25 lat.
Pomimo tej czarnej serii, i tak zdołał w barwach Eintrachtu rozegrać 52 mecze na poziomie 1. Bundesligi. Dopiero w Ingolstadt złapał jednak stabilizację. Mówi, że służy mu współpraca z fizjoterapeutami klubowymi, którzy niezwykle drobiazgowo zajmują się jego kolanem. I przynosi to doskonałe efekty, bo w bieżących rozgrywkach Kittel nie miał najdrobniejszych problemów ze zdrowiem. Gra niemal od dechy do dechy i robi to znakomicie.
Według indeksu InStata, Kittel to najlepszy lewoskrzydłowy ligi i czwarty najlepszy piłkarz w całej 2. Bundeslidze. Jego dobrą formę pokazują także zaawansowane statystyki. Żaden inny gracz z pozycji lewoskrzydłowego nie próbuje tak wielu kluczowych podań w meczu (średnio 3,3, z czego aż 2,0 udanych) i żaden nie zagrywa tak wielu piłek w pole karne (średnio 11 w meczu, z czego aż sześć jest celnych). Kittel nieźle podaje (73 procent skuteczności), a aktywnością i ruchliwością sprawia, że jest jednym z najczęściej faulowanych skrzydłowych w lidze. Oddaje też mnóstwo strzałów na bramkę (już 64 w tym sezonie). Lepszy pod tym względem z zawodników grających na jego pozycji jest tylko Moritz Stoppelkamp z MSV Duisburg (82). Słabości Kittela uwidaczniają się natomiast w grze defensywnej. Tylko 43 procent wygrywanych pojedynków i zaledwie 36 procent skuteczności w odbiorze piłki to wskaźniki, które na pewno wymagają poprawy i które dzielą go na ten moment od znacznie lepszych od Ingolstadt klubów.
Trzeba sobie otwarcie powiedzieć, że szanse Kittela na wyjazd do Rosji z polską reprezentacją są bliskie zera, niezależnie od tego, jak znakomite statystyki będzie wykręcał do końca bieżącego sezonu. Ponadto 2. Bundesliga nie cieszy się w Polsce wielką popularnością, a trener Nawałka dość konserwatywnie podchodzi do kwestii powołań i trudno sobie wyobrazić, by zabrał na tak ważną imprezę piłkarza znikąd, którego nie miał okazji poznać na kilku zgrupowaniach. Ale na pewno nie wolno go tracić z oczu. Po mistrzostwach przyjdzie czas rozliczeń i przebudowy kadry. Dlaczego 25-letni Kittel nie miałby się stać jedną z lokomotyw nowej drużyny? Ma ku temu wszelkie dane. Bo skoro dano szansę Tarasowi Romanczukowi czy Thiago Cionkowi, to Sonny Kittel tym bardziej na nią zasługuje. Piłkarsko także.