Czytaj w "PN". Maciej Gajos: Bramka ładna, ale nikt jej nie zobaczył

WP SportoweFakty / Jakub Piasecki / Na zdjęciu: Maciej Gajos
WP SportoweFakty / Jakub Piasecki / Na zdjęciu: Maciej Gajos

Dla Lecha to piłkarz kluczowy, choć niedoceniany. Gdy trener Nenad Bjelica wybrał go na kapitana drużyny, wielu głośno wyrażało wątpliwości. On się jednak tym nie przejął.

Rozmawiał Konrad Witkowski

Jak często bywa pan pytany o pokrewieństwo z aktorem Januszem Gajosem?

Maciej Gajos: Kiedyś to się faktycznie zdarzało, teraz już prawie wcale. Gdy w Jagiellonii mieliśmy prezentację zespołu przed kolejnymi sezonami, kibice mogli zadawać nam pytania i właśnie ta kwestia powtarzała się praktycznie za każdym razem. Jak tylko szedłem na jakieś wydarzenie, gdzie piłkarze spotykali się z kibicami, to śmiałem się, że na pewno padnie pytanie o Janusza Gajosa. To świetny aktor, ale akurat rodziną nie jesteśmy.

(...)

Maciej Gajos jest piłkarzem niedocenianym?

Nie jestem na świeczniku, ale właśnie taką przydzielono mi rolę. Na przykład w meczu z Lechią odebrałem piłkę wślizgiem, podałem do Christiana Gytkjaera i wyszła z tego asysta - wtedy kibice to dostrzegli. Często podania ze środka pola do kolegów ustawionych z przodu są kluczowe w akcjach bramkowych. O nich się jednak wiele nie mówi, bo później napastnik odda efektowny strzał i wtedy on jest oklaskiwany. Zdaję sobie sprawę, że fani przychodzą na stadion, żeby oglądać gole i ładne akcje. Nie chcę powiedzieć, że moja praca jest niedoceniana: uważam, że dostrzegają ją ci, którzy mają to robić. Trener rozlicza mnie z moich zadań i jeśli on jest zadowolony, to w porządku.

W którejś z drużyn przed Lechem był pan kapitanem?

Nie. Zdarzało mi się gdzieś tam na poziomie juniorskim, ale już w seniorach nie.

Decyzja Bjelicy o powierzeniu kapitańskiej opaski zaskoczyła pana?

Trochę tak. Zabrzmi to może śmiesznie, ale w lipcu ubiegłego roku mój staż w klubie wynosił dwa lata i niewielu było piłkarzy, którzy grają w Lechu dłużej. Trener mi zaufał i bardzo się cieszę, że opaska trafiła do mnie. Bycie kapitanem Kolejorza to dla mnie zaszczyt.

Początki w nowej roli były trudne?

To było dla mnie coś nowego. Nie mam takiego charakteru, żeby krzyczeć dla zasady, nigdy tego nie robiłem. Gdybym nagle zaczął na siłę pokrzykiwać, koledzy z drużyny od razu by wyczuli, że zachowuję się sztucznie. Jeżeli w szatni ktoś ma coś do powiedzenia, śmiało zabiera głos. Wszyscy jedziemy na tym samym wózku i każdy powinien brać na siebie odpowiedzialność. Nie chodzi przecież o to, żeby trener czy kapitan stał nad danym zawodnikiem i go pilnował.

Słyszałem, że przejął pan po Łukaszu Trałce nie tylko funkcję kapitana, ale też didżeja w szatni?

Tak się akurat złożyło. Wcześniej także Darek Dudka za to odpowiadał. Teraz muzyczną składankę w szatni przygotowuje wiele osób: jak ktoś chce, to wysyła daną piosenkę i dodajemy ją do listy. Nie jest tak, że słuchamy bez przerwy disco polo - w szatni pojawiają się różne gatunki muzyczne. Kiedy ja pauzowałem za czerwoną kartkę, Darko Jevtić przejął rolę didżeja i zaczęliśmy wygrywać. Teraz też idzie nam nieźle, więc na razie niech on się tym zajmuje. Najlepiej już do końca sezonu.

(...)

[b]Cały artykuł do przeczytania w najnowszym numerze tygodnika "Piłka Nożna".

[/b]
ZOBACZ WIDEO "Damy z siebie wszystko" #19. "Heynckesowi należy się flaszka. Za to, że Lewandowski nie grał"

Źródło artykułu: