Rozmawiał Konrad Witkowski
Jak często bywa pan pytany o pokrewieństwo z aktorem Januszem Gajosem?
Maciej Gajos: Kiedyś to się faktycznie zdarzało, teraz już prawie wcale. Gdy w Jagiellonii mieliśmy prezentację zespołu przed kolejnymi sezonami, kibice mogli zadawać nam pytania i właśnie ta kwestia powtarzała się praktycznie za każdym razem. Jak tylko szedłem na jakieś wydarzenie, gdzie piłkarze spotykali się z kibicami, to śmiałem się, że na pewno padnie pytanie o Janusza Gajosa. To świetny aktor, ale akurat rodziną nie jesteśmy.
(...)
Maciej Gajos jest piłkarzem niedocenianym?
Nie jestem na świeczniku, ale właśnie taką przydzielono mi rolę. Na przykład w meczu z Lechią odebrałem piłkę wślizgiem, podałem do Christiana Gytkjaera i wyszła z tego asysta - wtedy kibice to dostrzegli. Często podania ze środka pola do kolegów ustawionych z przodu są kluczowe w akcjach bramkowych. O nich się jednak wiele nie mówi, bo później napastnik odda efektowny strzał i wtedy on jest oklaskiwany. Zdaję sobie sprawę, że fani przychodzą na stadion, żeby oglądać gole i ładne akcje. Nie chcę powiedzieć, że moja praca jest niedoceniana: uważam, że dostrzegają ją ci, którzy mają to robić. Trener rozlicza mnie z moich zadań i jeśli on jest zadowolony, to w porządku.
W którejś z drużyn przed Lechem był pan kapitanem?
Nie. Zdarzało mi się gdzieś tam na poziomie juniorskim, ale już w seniorach nie.
Decyzja Bjelicy o powierzeniu kapitańskiej opaski zaskoczyła pana?
Trochę tak. Zabrzmi to może śmiesznie, ale w lipcu ubiegłego roku mój staż w klubie wynosił dwa lata i niewielu było piłkarzy, którzy grają w Lechu dłużej. Trener mi zaufał i bardzo się cieszę, że opaska trafiła do mnie. Bycie kapitanem Kolejorza to dla mnie zaszczyt.
Początki w nowej roli były trudne?
To było dla mnie coś nowego. Nie mam takiego charakteru, żeby krzyczeć dla zasady, nigdy tego nie robiłem. Gdybym nagle zaczął na siłę pokrzykiwać, koledzy z drużyny od razu by wyczuli, że zachowuję się sztucznie. Jeżeli w szatni ktoś ma coś do powiedzenia, śmiało zabiera głos. Wszyscy jedziemy na tym samym wózku i każdy powinien brać na siebie odpowiedzialność. Nie chodzi przecież o to, żeby trener czy kapitan stał nad danym zawodnikiem i go pilnował.
Słyszałem, że przejął pan po Łukaszu Trałce nie tylko funkcję kapitana, ale też didżeja w szatni?
Tak się akurat złożyło. Wcześniej także Darek Dudka za to odpowiadał. Teraz muzyczną składankę w szatni przygotowuje wiele osób: jak ktoś chce, to wysyła daną piosenkę i dodajemy ją do listy. Nie jest tak, że słuchamy bez przerwy disco polo - w szatni pojawiają się różne gatunki muzyczne. Kiedy ja pauzowałem za czerwoną kartkę, Darko Jevtić przejął rolę didżeja i zaczęliśmy wygrywać. Teraz też idzie nam nieźle, więc na razie niech on się tym zajmuje. Najlepiej już do końca sezonu.
(...)
[b]Cały artykuł do przeczytania w najnowszym numerze tygodnika "Piłka Nożna".
[/b]
ZOBACZ WIDEO "Damy z siebie wszystko" #19. "Heynckesowi należy się flaszka. Za to, że Lewandowski nie grał"