Nieoczekiwany lider
Gdyby ktoś jeszcze kilka tygodni temu postawił pieniądze na to, że Bytovia Bytów będzie w stanie prowadzić w tabeli Fortuna I ligi, obecnie mógłby z olbrzymią radością liczyć swoje pieniądze. Klubowi odmówiono licencji na rozgrywki Fortuna I ligi i dopiero niezwykła mobilizacja wszystkich sponsorów pozwoliła drużynie przystąpić do ligi. Ze składu odeszło 14 zawodników, a przyszli praktycznie tylko i wyłącznie gracze występujący dotychczas w niższych ligach oraz juniorzy.
Po wyjazdowym zwycięstwie 3:0 z Garbarnią Kraków, to jednak Bytovia może patrzeć na resztę drużyn z pozycji lidera. Gdy klub był podłączony do kroplówki z milionami złotych, zajmował zazwyczaj miejsce w dolnej części tabeli. - Przyznam, że sam się tego nie spodziewałem. To jednak dopiero początek. Rok temu też byliśmy liderami, a później było już różnie - powiedział Janusz Wiczkowski, prezes klubu.
Przyszli ci, którym się chce
Przyjście piłkarzy z trzeciej ligi, czy takich którzy nie mieli szans na grę na wysokim poziomie w swoich klubach ma jeden duży plus. Często Bytovię traktowano jak bankomat. Pieniądze z Druteksu przyciągały zawodników, którzy odcinali kupony do swoich swoich często nieudanych karier i straconych perspektyw. Trochę większe wypłaty za grę dla liczącego 16 tysięcy osób miasta to często za mało, gdy miało się wcześniej inne ambicje i życie w mieście oferującym więcej rozrywek.
- Zmieniliśmy filozofię budowy drużyny. Przyszli inni zawodnicy, troszkę z przymusu, bo nie stać nas finansowo na takie działania, jak wcześniej. Ograniczyliśmy też sztab. Są u nas ludzie z ambicją, często mocno związani z Bytovią. Widać to na treningach i na boisku. Ci co grają, mogą się wypromować - przyznał szczerze Wiczkowski, który przyznał też, że wypożyczeń z Lotto Ekstraklasy, czy uznanych ligowców nie ma co się spodziewać w Bytowie.
Na poziomie pierwszoligowym często same ambicje są największym plusem. W Bytowie wiedzą, że obecne wyniki są trochę na wyrost. - Cieszmy się chwilą. Traktujemy to jako element dalszej pracy. Ja sam obawiałem się startu, ale teraz drużyna może spokojnie powalczyć o to, co sobie zamierzyliśmy na początku. Mamy szczuplejszy skład, trzeba liczyć na szczęście i brak kontuzji, bo nie stać nas na to, by zwiększać liczebność składu o 1/4. Po prostu nie mamy na to środków. Ja nie należę do osób lubiących zaciągać zobowiązania, których nie umiałbym spłacić - podkreślił prezes Bytovii.
Sieroty po Druteksie
Wcześniej znaczną część budżetu Bytovii stanowiły pieniądze z Druteksu, który Drutex był z Bytovią przez 15 lat. Wszystko rozpoczęło się od momentu, w którym klub grał w klasie okręgowej, co jest szóstym poziomem rozgrywkowym w lidze. Klub się rozwijał w modelowy sposób. Na awans do każdej wyższej klasy rozgrywkowej, do I ligi, potrzeba było trzech sezonów. Łącznie Drutex przekazał na klub około 50 milionów złotych. W ostatnim sezonie budżet klubu wynosił niespełna 7 milionów złotych, z czego prawie 5,5 miliona pochodziło od Druteksu!
ZOBACZ WIDEO Show Sergio Aguero. Tarcza Wspólnoty dla Manchesteru City [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]
To dziura, której nie sposób szybko zapełnić, szczególnie w tak małym mieście. - Na dzisiaj za sprawą Zarządu Polskiej Ligi Piłkarskiej, która działa bardzo skutecznie dzięki pani Martynie Pajączek, ta liga stała się łakomym kąskiem. Trwają u nas poszukiwania sponsora tytularnego. Mamy dobry pakiet, którym chcemy zachęcić potencjalnego inwestora. Mówimy tu o całkiem innych kwotach, niż przekazywał Drutex. Pozyskaliśmy kilku sponsorów, udało nam się wystartować i są to przede wszystkim realne pieniądze - wyjaśnił prezes Bytovii Bytów.
Wiadomo już, że temat dalszej współpracy z Druteksem jest nierealny. Klub po pokazaniu działań naprawczych zgłosił się do dotychczasowego mecenasa. Odbił się jednak od drzwi potentata w branży stolarskiej. - Taka propozycja padła na samym początku. Byliśmy gotowi przedłużyć umowę za 1/4 wcześniejszych środków, przy zachowaniu nazwy Drutex-Bytovia. Nie było jednak zainteresowania. Teraz nie wyobrażam sobie powrotu do współpracy - żałuje prezes klubu.
Co dalej?
Trudno przypuszczać, że Bytovia do końca sezonu utrzyma się na prowadzeniu w Fortuna I lidze. Bytowianie są jednak gotowi na każdą ewentualność. - Ja zawsze dopuszczam różne scenariusze i skupiam się na skrajnych. Pierwsza skrajność to totalna niestabilność i spadek, druga to utrzymanie dobrego miejsca i awans. Trzeba mieć dalekosiężne wizje. Głównym celem jest zdobycie stabilności - stwierdził Janusz Wiczkowski.
O takich budżetach jakie były w Bytowie w poprzednich latach, na razie nie ma mowy. - Nie myślimy o 7-8 milionach złotych, a nawet o 6 milionach. Chcemy budżet, pozwalający na spokojny byt w Fortuna I Lidze. Na razie pokazujemy, że przy rozsądnym zagospodarowaniu środkami i zaangażowaniu wielu osób mających serce do tego klubu, można zbudować zespół - dodał prezes.
Klub celuje w 3,5-4 miliony złotych. - To pozwoli nam przetrwać. Oczywiście nie zadowolimy się żadnym budżetem, ciągle będziemy walczyć o poprawę naszego bytu. Cały czas szukamy i pozyskujemy sponsorów. Nie spoczywamy na laurach, co tydzień podpisujemy nowe umowy, w różnych formach, czy pieniężnych, czy w ramach barteru. Niepokoi mnie tylko jeden temat, ale nie jest to jeszcze czas na to, by go ujawniać - podsumował tajemniczo Wiczkowski.