Różne w przeszłości zdarzały się kompromitacje polskich zespołów w Europie - były przecież wpadki Polonii z Kazachami, Wisły z Gruzinami, Estończykami i Azerami czy Lecha z Litwinami - ale to, co zrobiła tego lata warszawska Legia, jest przekroczeniem wszelkich granic żenady. Można zaryzykować stwierdzenie (i nie jest to chyba ryzyko porównywalne z zabawą w rosyjską ruletkę), że haniebny dwumecz z F91 Dudelange to największy blamaż polskiej ekipy na europejskiej scenie w XXI wieku. Mistrz Polski padł na kolana przed mistrzem Luksemburga już w 3. rundzie kwalifikacji Ligi Europy. W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Czas umierać.
Najbardziej boli styl i konieczność pogodzenia się z myślą, że mistrza Polski zawodnicy Dudelange rozklepywali w pierwszej połowie w taki sposób, jakby grali z 10-letnimi dzieciakami na szkolnym Orliku na Ursynowie. Można oczywiście mówić teraz, że przecież Legia przycisnęła w końcówce, że miała przewagę i wiele nie zabrakło do awansu. Można oczywiście szukać też tłumaczeń, że Luksemburg pod względem piłkarskim to już nie ten Luksemburg sprzed dekady, że postawili na rozwój, że przecież nie są już dostarczycielami łatwych punktów dla kogokolwiek w Europie. Ale na litość boską! Szanujmy się wszyscy! Przecież w tej drużynie jeszcze niedawno grali stróże nocni i gość, który jeździł na treningi po całym dniu sterczenia w barze nad skwierczącą patelnią.
A Legia? Mocarstwowe ambicje, plany regularnego grania w Lidze Mistrzów, piłkarze-gwiazdy, obrażający się za każde nieprzychylne słowo. Zawodowcy zarabiający takie pieniądze, że od zer na ich kontach mogłoby się zakręcić nie tylko nam, przeciętniakom, ale też ich czwartkowym przeciwnikom. Przecież większość z graczy Dudelange zarabia średnią luksemburską... Jeśli poszukać idealnego przykładu przerostu formy nad treścią, należałoby wskazać właśnie piłkarza zatrudnionego w polskim klubie. Przepłaconego, kopiącego się w czoło na każdym kroku, ale ulice miasta tnącego najnowszym modelem samochodu.
Nabijanie się z Legii po takich kompromitacjach może i było przez moment śmieszne rok temu, gdy zespół odpadał po dwumeczu z Szerifem Tyraspol. Może i przez moment bawiło, że najlepszy klub z Polski dostaje łomot od ekipy grającej swoje mecze w supermarkecie i malującej trawę na zielono (Spartak Trnawa), ale wszystko ma swoje granice. Legia odpada z pucharów, będzie musiała się zmierzyć z budżetem pozbawionym pieniędzy z UEFA za grę w fazie grupowej, znów nie będzie transferów, być może będzie cięcie kosztów na wszystkich frontach, również w akademii... Jak to się potocznie mówi, Legia - tak jak cała liga - tkwi głęboko w mało szlachetnej części ciała i się w niej rozgościła na dobre.
Co ciekawe - prezes PZPN, przeważnie przeaktywny w mediach społecznościowych, zamilkł tajemniczo. Ale to chyba nic nowego i zaskakującego - wielokrotnie mówił już przecież, że słabe wyniki polskich klubów to nie jego i nie PZPN sprawa. Światełko w tunelu? Pozytywy? Niedługo polska kadra zagra z Włochami, może Lewandowski znów coś strzeli.
W dwóch pozostałych meczach Lech poległ z Genkiem, a Jagiellonia w Gandawie. 16 sierpnia nie mamy już ani jednej drużyny w grze o fazę grupową europejskich pucharów. W momencie, gdy najlepsze ligi jeszcze nawet nie ruszyły, a najlepsi piłkarze świata jeszcze 10 dni temu na plażach smarowali olejkiem do opalania plecy swoich pięknych żon.
Uczcijmy ten koszmar minutą ciszy.
Dziękuję. Spocznij.
ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: to są emocje! 9-letnia fanka zalała się łzami
Legia nic nie zrobila a mecz i tak sie nie wygral.
Dziwne jakies.