Drużyna Legii to jest na dzisiaj ugór, na którym nie ma prawa nic wyrosnąć. Żeby coś wzeszło, trzeba tę glebę jałową orać i orać, jak najgłębiej. I to wiele razy. I jeszcze przed posianiem tego nowego, należy oddzielić ziarna od plew. Czyli pożegnać jak najszybciej wszystkich, którzy na grę na Łazienkowskiej nie mają kwalifikacji lub sił.
Jak choćby sympatyczny Inaki Astiz, który w Warszawie to może się sprawdzić jedynie w roli turysty albo przewodnika po Starówce dla wycieczek z Hiszpanii. Tam szybkość, z jaką się porusza stoper Legii będzie wskazana, ucieszy starsze panie w beretach i panów chodzących o lasce. Na boisko takie parametry, jakimi dziś dysponuje Hiszpan, nie wystarczyłyby na Ligę Szóstek. Podzielam zdanie Roberta Podolińskiego, który - po meczu z Dudelange - mówił, że lepszych stoperów niż Chris Philipps (ja dorzucam tu też Astiza) można znaleźć na Mazowszu, w drużynach lig niższych.
Nie ma sensu się pastwić akurat nad Hiszpanem, bo to nie Astiz zawalił Legii spotkanie, ale jest świetnym przykładem niewyciągania wniosków w klubie z Łazienkowskiej. Bo ile jeszcze Hiszpan musi zrobić błędów, żeby w Legii już nie grać? Przecież to niepoważne.
W tym czasie Michał Pazdan oglądał mecz z Płockiem z perspektywy ławki rezerwowych. To jednak zawsze trochę szokuje, gdy piłkarz, który przecież i Legii i kadrze, przez ostatnie lata był niezbędny (jak był zdrowy grał wszystko od dechy do dechy), siedzi na rezerwie. A w tym czasie na boisku "produkuje" się Inaki Astiz. Czy naprawdę Pazdan byłby gorszy? Czy w ogóle można być w gorszej formie od Astiza? A może to nowy trener się nie orientuje w potencjale swoich piłkarzy?
ZOBACZ WIDEO Kontrowersje na inaugurację Bundesligi. Bramka Roberta Lewandowskiego [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]
O warsztacie trenera Ricardo Sa Pinto na razie niewiele wiadomo. W Warszawie dał się poznać na razie jako ktoś, kto robi dziwne rzeczy. Na przykład ciężkie treningi przed meczem ligowym, co najbardziej ucieszyło tych kibiców, co to są przekonani, że nic tak dobrze nie robi piłkarzom jak wzięcie ich za mordy i zagonienie do ciężkiej pracy. No więc legioniści dostali od portugalskiego trenera w tygodniu po tyłkach, ale efekt był jedynie taki, że biegają po boisku jeszcze gorzej niż biegali. Wolniej, bez dynamiki, ciężko - jakby każdy z piłkarzy ważył tonę.
Kolejnym dziwnym pomysłem Sa Pinto jest urządzanie sobie castingów i przeglądu kadr, kosztem meczu w Ekstraklasie. Bo jak nazwać wpuszczenie na boisko Cristiana Pasquato czy Sandro Kulenovicia? Gdy na ławce kolejny mecz siedzi Miro Radović… To już nie wygląda na to, że Sa Pinto w tym czy tamtym meczu, nie skorzystał z kapitana Legii. Bardziej na to, że nie jest im razem po drodze. Konsekwencje łatwe do przewidzenia.
Wisła Płock przyjechała do Warszawy jako drużyna, która nie miała jeszcze w tym sezonie w zwycięstwa w lidze. Wyjeżdża z Łazienkowskiej jakby się obkupiła w dobrym hipermarkecie: ma zwycięstwo, gole, styl i pochwały. Trener Wisły Dariusz Dźwigała dzięki Legii może od poniedziałku chodzić do pracy pewniej, z podniesioną głową. Kupił sobie trochę spokoju. Bo Legia słaba, ale markę ma. Zwycięstwo z Legią zawsze jest w cenie.
Goście Legię zabiegali. Szczególnie bardzo pracowity środek pola Wisły: Rasak, Szymański, Furman. Wszyscy bardzo mobilni, efektywni, waleczni. I dokładni. Czego absolutnie nie da się powiedzieć o pomocnikach Legii.
To prawda, że Wisła w ostatnich sezonach była dla Legii rywalem niewygodnym. Ale przecież przed niedzielnym meczem, akcentowało się głównie to, że Wisła z Płocka to już nie ta sama drużyna, co w poprzednim sezonie, gdy była rewelacją rozgrywek. Bo nie tylko na ławce nie ma trenera Jerzego Brzęczka, ale także na boisku brakuje tak znaczących postaci dla tego zespołu jak Jose Kante, Arkadiusz Reca, Konrad Michalak czy Kamil Biliński. Spora strata pod względem jakości, choć na tle Legii w ogóle tego nie było widać. Dyrektor sportowy Wisły Płock Łukasz Masłowski, zasypał tę dziurę. Robi w Płocku dobrą robotę. Może ktoś by pomyślał w Legii czy nie zaproponować facetowi pracy, co?
Zawsze na Łazienkowskiej chcą się dobrze pokazać byli piłkarze Legii. Dominik Furman dał mały koncert. Zapakował pięknego gola z wolnego, zagrał kilka otwierających podań. A to facet, który był na Legię za słaby… Tak jak za słaby na Legię jest np. Giorgio Merbaszwili, czy najgroźniejszy nabytek płocczan - Ricardinho. Ale z Legią sobie radzą. I to luzie.
I jeszcze Damian Szymański, który ma być powołany do kadry, co mnie – w kontekście tego, co pokazał na Łazienkowskiej – wcale nie dziwi. Więc jakby Legię zapytać czy chciałaby Furmana, Ricardinho czy Damiana Szymańskiego to by nie chciała. Bo ma lepszych (Cafu, Kante, Carlitos, Antolić). Może zatem trenera Dźwigałę? No nie, śmiech. Trenera Legia też ma lepszego. Pieniędzy też ma więcej.
To o co tu, kurka wodna, chodzi, że Legia wszystko ma od Wisły Płock lepsze, tylko wynik ma gorszy. Czy ktoś potrafi wytłumaczyć ten paradoks?
Legia jest słaba. Jej porażki nie są już niespodziankami, a jednak dostać w "kuper" u siebie aż 1:4 to poważna sprawa. To już nawet nie jest kryzys, to jest krach prawdziwy. A styl, w jakim Legia ten mecz przegrała, pokazuje, że z tej depresji będzie się drużynie strasznie trudno podnieść. I żeby była choć szczypta pewności, że podnosił ten zespół będzie właściwy fachowiec. Czy takim jest ten z Portugalii? Na dzisiaj nic na to nie wskazuje.
Dariusz Tuzimek
Futbolfejs.pl