Paweł Kapusta, WP SportoweFakty: Pozmieniało się u pana w dwa lata.
Grzegorz Krychowiak: Takie życie piłkarza. Pędzi i się zmienia.
U pana raczej nie na lepsze.
Nie patrzę na to w ten sposób. Mam naturę optymisty. Do każdego dnia podchodzę z pozytywnym nastawieniem, bo każdy dzień jest dla mnie nową przygodą. Jestem szczęśliwym człowiekiem. Cieszę się z tego, gdzie jestem, gdzie gram i z kim przebywam.
Dziś rozmawiam w ogóle z tym samym Grzegorzem Krychowiakiem, z którym rozmawiałem przed dwoma laty w Sewilli? Wtedy, po świetnych meczach przeciwko Barcelonie czy Realowi, stawiałem pytania o granice pana możliwości. A później był wielki zjazd.
Dwa ostatnie lata były dla mnie trudne. Najważniejsze jednak, że po tym ciężkim czasie odzyskałem radość z gry w piłkę. Znów mam z niej wielką frajdę. Gram w dobrym klubie, jestem zawodnikiem reprezentacji Polski. Staram się wykorzystywać ten czas jak najlepiej.
Wówczas, dwa lata temu, wszyscy przecenialiśmy pana umiejętności? A może teraz są one zaniżane? Jaka jest prawda o Krychowiaku?
Prawdę zawsze znajdziesz na murawie. Są mecze, w których wychodzi ci wszystko. Tak było w okresie, o którym rozmawiamy. Również w reprezentacji. Zaliczyliśmy z kadrą wspaniały turniej, na Euro we Francji mogliśmy zajść jeszcze dalej, niż zaszliśmy. Wszyscy zawiesiliśmy więc sobie poprzeczkę bardzo wysoko. Ja też. Gdy przychodzi słabszy okres i pojawiają się problemy, krytyka jest nieunikniona.
ZOBACZ WIDEO Wojciech Szczęsny dobrze pamięta ostatni mecz z Włochami. "Mam nadzieję, że wynik będzie odwrotny"
Gdy w najtrudniejszym momencie, czyli po utknięciu na ławce w Paris Saint-Germain, przeglądało się komentarze zostawiane przez kibiców w pana profilach społecznościowych, krytyka aż się wylewała z monitora. Był pan przez kibiców miażdżony. To samo było po mundialu.
I właśnie dlatego uważam, że tego typu komentarze należy traktować z odpowiednim dystansem. Kibic patrzy na te sprawy tylko przez pryzmat piłki i tego, co widzi w telewizji. W sporcie są zwycięstwa i porażki, ale życie nie ogranicza się tylko do murawy. Przecież my, piłkarze, chcemy żyć normalnie. To, że w media społecznościowe wrzucimy to czy inne zdjęcie niezwiązane z treningiem albo meczem, nie oznacza przecież, że nie przeżywamy porażki. Albo że nie pracujemy ciężko na treningach. To tak nie funkcjonuje. Jest czas na ciężką pracę i czas na relaks. Oba aspekty są dla piłkarza istotne.
Idąc tym tropem: uważa pan, że po mundialu w Rosji zostaliście jako drużyna uczciwie ocenieni przez media i kibiców?
To co ja uważam, nie ma żadnego znaczenia.
Tylko pytam.
Trzeba to zaakceptować.
Czyli boli was - piłkarzy - że po ćwierćfinale Euro i wygranych eliminacjach mundialu fatalny występ na mistrzostwach w Rosji sprawił, że zostaliście zmieszani z błotem?
To tylko pokazuje, jaką dyscypliną sportu jest piłka nożna. Gdy wygrywasz, wszyscy wokół cię chwalą, wręcz wielbią. Cały czas klepią po plecach. Gdy przychodzi porażka, nie możesz sobie pozwolić na nic. Nie masz prawa wyjść do restauracji z rodziną, żyć, normalnie funkcjonować. I właśnie to trzeba zaakceptować. Tylko żeby było jasne: zdaję sobie sprawę, że kibiców bardzo bolą przegrane mistrzostwa świata. Ale proszę mi zaufać: nas, piłkarzy, boli to jeszcze bardziej. Naprawdę, mocno przeżywamy tę porażkę. To w nas siedzi, doskwiera nam, dusi. W głowie każdy z nas ma myśl, by jak najszybciej się zrehabilitować. Wszyscy muszą jednak zrozumieć, że życie toczy się dalej.
To w takim razie, jak pan przeżył niepowodzenie na mundialu?
Uczucie, które jest we mnie, to wielka, piłkarska złość. Kibice muszą zrozumieć jedną rzecz: nie jest tak, że przegrywamy, a później mamy to kompletnie gdzieś. To tak nie działa. Przeżywamy, siedzi to w nas, gryzie, chcemy jak najszybciej rewanżu, zmazania plamy. Nie wyszły nam trzy spotkania. Trzy mecze. Nie może być tak, że zaprzepaścimy teraz przez to cały dorobek ostatnich lat. W drużynie zostało sporo piłkarzy grających w kadrze od wielu lat, niektórzy są powoływani od ponad dekady. Musimy skorzystać z ich doświadczenia, by na nowo scalić zespół.
Ma pan poczucie, że w Rosji stracił jedną z największych szans w karierze?
Nie, choć oczywiście zdaję sobie sprawę, że żaden z nas nie ma gwarancji, że kiedykolwiek w przyszłości będzie mu jeszcze dane zagrać na mundialu. To poczucie boli. Z drugiej jednak strony w reprezentacji jest wielu zawodników, których stać na to, by za cztery lata na mistrzostwach się znaleźć. To jednak na tyle odległa perspektywa, że nie ma się co nad nią teraz pochylać. W tym momencie jesteśmy na starcie kolejnego etapu. Przed nami Liga Narodów, droga do Euro. A przede wszystkim - odbudowanie drużyny. Uważam, że trzon, podstawa wciąż jest, funkcjonuje. Wchodzą nowi zawodnicy, pojawia się świeża krew. Nie jest tak, że wykonana w czterech ostatnich latach praca została zniweczona.
Daje się jednak odczuć na zgrupowaniu, że wiele się zmieniło wokół kadry. W hotelu panuje spokój, nikt tu za wami nie biega. Można się poczuć, jakby przed chwilą pękła mydlana bańka.
Mundial to turniej budzący gigantyczne zainteresowanie i nie inaczej było w czerwcu. Zdajemy sobie sprawę, co się wydarzyło i jakie ma to skutki. Tak, jak po mistrzostwach musimy odbudować zespół, tak samo musimy odbudować zaufanie kibiców. Zaczynamy nowy okres, w kadrze doszło do wielu zmian, jest nowy selekcjoner, pojawiły się nowe twarze. Z Jerzym Brzęczkiem współpracuje mi się doskonale. To konkretny, otwarty, sympatyczny człowiek. Zdaję sobie sprawę, że podczas pierwszych zgrupowań selekcjoner będzie chciał się przyjrzeć nowym piłkarzom. Trzeba dać szansę piłkarzom, którzy w przeszłości w reprezentacji grali niewiele bądź w ogóle.
Kiedy ostatni raz rozmawiał pan twarzą w twarz z Adamem Nawałką?
Podczas mistrzostw świata.
Czyli nie mieliście okazji porozmawiać już po tym, jak mleko się rozlało?
Po ogłoszeniu decyzji o odejściu Adama Nawałki ze stanowiska selekcjonera zadzwoniłem do niego. Podziękowałem za współpracę i wszystko, co zrobił dla reprezentacji Polski i ogólnie polskiej piłki. Moim zdaniem wykonał znakomitą, wspaniałą robotę. Pchnął drużynę w odpowiednim kierunku, wstrzyknął w zespół optymizm i wiarę w zadowalające wyniki. Umiem to dostrzec i ocenić, bo powołania dostawałem przecież jeszcze zanim przejął kadrę, a wyniki były pasmem ciągłych rozczarowań. Zmieniło się to za kadencji selekcjonera Nawałki. Praca trenera opiera się jednak na tym - może nie licząc Zinedine’a Zidane'a, który zdobył z Realem trzy Ligi Mistrzów i postanowił odejść - że na końcu każdego etapu, nawet najpiękniejszego, zawsze znajdujesz porażkę.
Pytam, bo może w trakcie rozmowy dało się wyczuć odpowiedź na pytanie: kto kogo na koniec tej współpracy zawiódł bardziej - wy trenera czy jednak trener was?
Wszyscy zawiedliśmy. Ja zawiodłem tak samo, jak każdy inny zawodnik czy trener. Byliśmy i jesteśmy zespołem. Byłoby bardzo nie w porządku wskazywanie na tego czy innego członka drużyny z osobna.
Czyli niedobrze, że PZPN opublikował pomundialowy raport poprzedniego sztabu kadry. W nim wprost Adam Nawałka wskazuje na przykład na Arkadiusza Milika i kilku innych zawodników z problemami.
Na temat raportu nie będę się wypowiadał. Jego upublicznienie było decyzją PZPN, decyzję trzeba uszanować.
Kiedy na mundialu dotarło do pana, że nie ma ratunku? Że wpadniecie w przepaść? Po rozgrzewce i podczas słuchania hymnów przed meczem z Senegalem?
W żadnym wypadku. Zawsze wychodzę na mecz z pozytywnym nastawieniem. W karierze piłkarza zdarzają się występy, w których wydaje się, że wszystko jest OK, wychodzisz na murawę, a po pierwszym gwizdku nic ci nie wychodzi, źle się czujesz. Gdy mi się coś takiego zdarza, siadam spokojnie i analizuję cały tydzień. Wszystko odtwarzam i znajduję moment, w którym popełniłem błąd. Gdy się przegrywa, wszystko jest złe. Autokar jest zły, hotel w którym śpimy też jest zły. Wszystko powinno być inaczej. To więc normalne, że po takim turnieju z osobna analizuje się każdy detal i sugeruje, że jeśli zmieniłoby się ten czy inny element, wynik byłby inny. A to tak nie działa. Nigdy nie masz gwarancji, że wtedy byłoby lepiej, wynik byłby korzystny.
Szukam po prostu dowodu na to, że znaleźliście przyczyny tego blamażu. Jakiegokolwiek gestu pozwalającego uwierzyć kibicom, że po mundialu znów jesteście w jednym kawałku. Liderzy zespołu - Lewandowski, Krychowiak, Fabiański, Szczęsny, Milik, Glik i kilka innych nazwisk - siedli po mistrzostwach za zamkniętymi drzwiami i wszystko sobie wyjaśnili?
Nie potrzebujemy specjalnych spotkań za zamkniętymi drzwiami, bo rozmawiamy ze sobą na bieżąco. Po mundialu też długo rozmawialiśmy o tym, co w Rosji nie zagrało, dlaczego tak bardzo rozczarowaliśmy. Na pewnym etapie słowa są już jednak zbędne. Sprawa jest o wiele prostsza. Najważniejsze będą teraz wyniki.
Dobra, to konkretnie: był pan dobrze przygotowany do mistrzostw?
Okres przed mundialem został przepracowany dokładnie w taki sam sposób, jak miało to miejsce przed Euro 2016. Sztab z Remikiem na czele (Remigiusz Rzepka, trener przygotowania fizycznego kadry za kadencji Adama Nawałki – przyp.red.) zrobił dobrą robotę. Cały sezon przed mistrzostwami świata wyglądał jednak w moim przypadku zupełnie inaczej, niż dwa lata wcześniej. Rozegrałem mniej meczów. Chociaż było ich 30, to jednak w ostatnim miesiącu przed turniejem nie grałem wiele. Trener w klubie wiedział, że niedługo nie będzie mnie już u niego w zespole, nie dawał mi więc kolejnych szans. Ten okres musiałem przepracować indywidualnie. Były momenty, na przykład po meczach, że przebiegałem 15 kilometrów, bo Remik przygotował mi taki program. Sytuacja, w której się znalazłem, mogła mieć wpływ na moje przygotowanie fizyczne podczas mistrzostw świata. Ale na pewno nie czułem się źle na mundialu.
Tuż po turnieju mówił pan, że zostaje w Paryżu i chce walczyć o skład. Minęło trochę czasu, a piłkę kopie pan już w Moskwie. Skąd zmiana decyzji?
To proste: pojawiła się oferta, która była dla mnie interesująca. Gdy wypowiadałem tamte słowa, nie miałem po prostu na stole żadnych konkretów, ofert.
Niektórzy zdążyli ocenić, że przeprowadzka do Lokomotiwu Moskwa to kolejny, sportowy regres Krychowiaka.
Nie wszyscy, którzy oglądają piłkę, zdają sobie sprawę z siły ligi rosyjskiej. Nie będę z tym walczył.
Jak się pan czuje w Moskwie?
Świetnie, znakomicie! Po dwóch bardzo trudnych sezonach piłka nożna znów sprawia mi ogromną przyjemność. Jest jeszcze trochę problemów z komunikacją, bo rosyjscy zawodnicy nie znają angielskiego. Uczymy się siebie wzajemnie. Mam nadzieję, że już niedługo tego problemu nie będzie. Nieocenioną pomocą jest więc Maciej Rybus i jego tłumaczenie. Pomaga mi w kontakcie z kolegami, tłumaczy mi też słowa trenera podczas odpraw. No i możemy sobie porozmawiać w szatni po polsku.