[b]
Michał Kołodziejczyk z Bolonii [/b]
Być może Włosi mają najsłabszą reprezentację od kilku dekad. Być może rozgrywki Ligi Narodów nie mają prestiżu i traktowane są na razie tylko jako mecze towarzyskie. Być może Włosi są lepiej wyszkoleni technicznie, a ich liga to taktyczny uniwersytet, a w piątek mieli po prostu pecha. W niczym nie zmienia to jednak faktu, że remis z Polską mogą uznać za szczęśliwy, odniesiony przy małej pomocy sędziego, który podyktował rzut karny zamiast dostrzec, że Jakub Błaszczykowski wybił piłkę Federico Chiesie spod nóg.
Remisując z Włochami w debiucie Jerzego Brzęczka w roli selekcjonera nasza reprezentacja potwierdziła, że należy do europejskiej czołówki. Polacy przyjechali do Włoch i przez długi czas robili, co mieli robić - prowadzili w meczu z nierozumiejącymi się przeciwnikami i pokazywali, że opanowali trudną sztukę zapominania. Po takim mundialu, jak w Rosji, mieli przecież prawo podnosić się i sklejać na nowo przez kilka miesięcy. Porażkę w Bolonii moglibyśmy przecież łatwo wytłumaczyć.
Nie zobaczyliśmy kadry, która zmiotła rywala z powierzchni. Nie było wielu
olśniewających akcji, po których trzeba byłoby zadawać sobie pytania, dlaczego nie wyszło na mistrzostwach świata. Drużyna Brzęczka grała po prostu solidnie, z kosmicznym błyskiem przy strzelonym golu. W 40. minucie zagrało wszystko - odbiór Mateusza Klicha, jak z Anglii, ruch bez piłki Rafała Kurzawy, jak z Francji i na koniec asysta Roberta Lewandowskiego i strzał Piotra Zielińskiego - jak z bajki. Polacy zrealizowali idealny scenariusz na mecz z Włochami na ich terenie - nie dali się zepchnąć do obrony, pierwsi strzelili gola, a w drugiej połowie czekali na okazje do kontry, spokojnie, z nerwami na smyczy. Gola stracili dopiero na dwanaście minut przed końcem, z karnego, który potwierdził konieczność wprowadzenia systemu VAR w każdych rozgrywkach.
ZOBACZ WIDEO Nawałka kłamie w raporcie? Kamil Glik zabrał głos ws. napięć w kadrze podczas mundialu
Trudno powiedzieć, jaka jest reprezentacja Brzęczka. Widać, że nowy trener się nie boi. Że nie chce iść przetartą ścieżką przez Adama Nawałkę, ale że wybrał swoją, nawet jeśli na razie jest zarośnięta i trzeba się przez nią przedzierać z maczetą w ręku. W pierwszym składzie znaleźli się Jakub Błaszczykowski, Arkadiusz Reca i Rafał Kurzawa, którzy przecież nie grają w klubach. Po przerwie trener Polaków sprawdził, jak daleko od wielkiego futbolu płynie Wisła z Płocka, wpuszczając na boisko Damiana Szymańskiego, i ta z Krakowa, dając szansę Rafałowi Pietrzakowi. Ryzykował, być może przez te właśnie zmiany nie udało mu się wygrać, a być może widział, że strzelony gol dał Włochom wiatr w żagle.
Remis z Bolonii nie jest wagonem pudru, którym byłoby zwycięstwo - nie da się nim przykryć porażek reprezentacji młodzieżowych ze Szkocją i Włochami i haniebnego remisu z Wyspami Owczymi (1:1). Nie da się powiedzieć, że może mistrz Polski przegrywa w europejskich pucharach z klubami ze Słowacji i Luksemburga, ale reprezentacja zarządzana przez PZPN jest cacy. Remis to wynik dający nadzieję. Nadzieja nie pozwala specjalnie narzekać - chociaż na zwycięstwo z Włochami w meczu wyjazdowym możemy poczekać teraz bardzo długo - ale nie pozwala też zachłysnąć się nią i twierdzić, że jesteśmy piłkarską potęgą.