Kiedy Wachowicz zacznie strzelać?

W Przeglądzie Sportowym czytamy, że jeszcze rok temu Marcin Wachowicz był jednym z najlepszych strzelców w drugiej lidze. Dziś to jakby nie ten sam zawodnik. Nie może strzelić gola, a co gorsza przebić się do pierwszego składu Arki Gdynia.

Michał Gąsior
Michał Gąsior

- Muszę wrócić do tego co było dla mnie dobre. Kiedyś obojętnie, jak i czym uderzyłem piłkę, i tak wpadała do siatki - mówi rozżalony Marcin Wachowicz, który ostatni raz w ekstraklasie strzelił 7. grudnia ubiegłego roku.

Sięgając do historii, ostatnie dwie rundy wiosenne w wykonaniu 28-letniego napastnika były znakomite. W 2007 roku potrzebował zaledwie trzech tygodni, by siedmiokrotnie wpisać się na listę strzelców. Podobnie zresztą rok później. Już w drugiej lidze na wiosnę strzelił 14 bramek i tylko jedno trafienie zdecydowało, że przegrał rywalizację z Robertem Lewandowskim o tytuł króla strzelców. Przez 18 miesięcy gry nad morzem trafił aż 29 goli w 48 meczach!

- Coś się zablokowało. Ewidentnie brakuje mi szczęścia, bo trudno inaczej wytłumaczyć fakt, że po uderzeniu w słupek piłka zawsze wychodzi w pole lub z linii bramkowej wybija ją obrońca - mówi Wachowicz, który zresztą najlepiej radził sobie w Pucharze Ekstraklasy, gdzie zaliczył cztery trafienia. Teraz musi się martwić przede wszystkim o swojej pozycji w zespole Marka Chojnackiego. Wiosną pięciokrotnie rozpoczynał spotkania na ławce rezerwowych. - Nie chcę już wracać do przygotować do rundy, bo tam trzeba szukać przyczyn, że nie jest nam teraz lekko. Dopiero od niedawna nasza gra wygląda lepiej. Bo wcześniej obowiązywała zasada kopnij-biegnij, przynieś-podaj - ocenił wychowanek Piasta Choszczno.

Arka na dwie kolejki przed końcem zajmuje ostatnie miejsce w tabeli i trzeba przyznać, że potrzebuje cudu, by w kolejnym sezonie grać w najwyższej klasie rozgrywkowej. Już nawet kibice otwarcie krytykują swój zespół, który ostatni raz w lidze wygrał jeszcze w rundzie jesiennej. - Rozumiem publiczność, gdy krzyczy, bo i my nie spodziewaliśmy się, że nie wygramy żadnego meczu. Ale nie mają prawa nas obrażać. Jeśli siadamy po meczu w szatni i nie mamy sił wstać, to znaczy, że daliśmy z siebie wszystko, zostawiliśmy na boisku dużo zdrowia. Uważam, że nasza postawa w meczach w Bytomiu i z Ruchem pozwala wierzyć, że stać nas na wygranie dwóch ostatnich meczów - kończy Wachowicz.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×