Piłka nożna była zawsze dla Amerykanów egzotyką. Nie rozumieli jej zasad tak samo jak Europejczycy nie rozumieją zasad baseballa, jednej ze sportowych religii za oceanem. Od lat, głównie od zorganizowanych u siebie MŚ w 1994 roku, starają się jednak poważnie inwestować w "soccer". Ściągają gwiazdy jak Zlatan Ibrahimović, David Beckham, Thierry Henry, Kaka czy Wayne Rooney, choć płace w MLS jeszcze długo będą odbiegać od tych w Europie.
MLS, zawodowa liga piłkarska, powstała w 1996 roku. Połowa lat dziewięćdziesiątych to mniej więcej okres, kiedy walka z "ultrasami" na naszym kontynencie zaczęła przynosić efekty. Kibole z Włoch i Anglii przez lata byli postrachem stadionów. Zjawiska stadionowych bijatyk nie udało się zupełnie wyeliminować, jednak obecnie służby porządkowe nie są tak bezradne jak przed laty. Zmiana prawa i wszechobecna elektronika - między innymi - zrobiły swoje.
Gonią Europę
Amerykańskie media alarmują, że tak jak w poziomie prezentowanym na murawie, tak samo i ich kibice gonią Europę. - Fani uczą się, jak być prawdziwymi hools - napisano w "Washington Post". Te najgłośniejsze grupy mają Portland Timbers, Seattle Sounders, Orlando City czy Atlanta United. W sierpniu grupa fanów wspierająca Toronto FC - Inebriatti - została zawieszona po tym, jak podczas meczu w Ottawie odpalili coś w rodzaju bomb dymnych, a na murawę rzucali flary. Władze Red Bulls New York przestali współpracować z grupą Garden State Ultras po tym, jak jej członkowie usłyszeli zarzuty od policji. Chodziło m.in. o przemoc i handel zabronionymi substancjami.
- Zachowanie typowe dla ultras przeniknęło do całej ligi, ale to nie są prawdziwi kibice. Ci zadymiarze szukają jedynie zainteresowania mediów. W ich umysłach, jeśli nie masz w nazwie grupy kibicowskiej "ultras", to tak naprawdę twój klub nie jest prawdziwym klubem - powiedział dla "Guardiana" Ben Glidden z The Third Rail, grupy fanów NY Red Bulls.
Skoro "ultras", to idą za tym odpowiednie zachowania. W 2017 roku fani Orlando zrywali krzesełka na meczu otwarcia nowego stadionu, doszło do zamieszek i aresztowań. W 2015 roku przed jednym z pubów bili się ultrasi Red Bulls i New York FC. W ruch poszły kije bilardowe, tacki z jedzeniem i worki ze śmieciami. - Takie wydarzenia nie należą do rzadkości - dodał Glidden. W porównaniu jednak z bijatykami w Europie wygląda to wszystko niewinnie.
"Nie damy się ocenzurować"
Dla ESPN wypowiedział się Dan Margarit, członek San Jose Ultras, który dorastał w Europie. Wie, jak wygląda pseudokibicowanie w innym stylu. - Całe to ograniczanie praw fanów tylko im pomaga. MLS podchodzi do spraw wsparcia podczas meczu bardzo restrykcyjnie. Efekt jest taki, że teraz ultrasi robią co chcą, bo czują, że są na marginesie i nikt ich nie kontroluje - to słowa Margarita.
Na meczach MLS nie widzimy bijatyk czy "zadym". Właściciele klubów starają się załatwiać sprawę z ultrasami. Wspierają ich finansowo, dając pieniądze na oprawę meczową. Nie wszyscy idą na taką współpracę (jak wspomniana Garden State Ultras). Doszło do tego, że na niektórych stadionach (np. w Orlando) oddano w użytek ultrasom sektory, gdzie można odpalać pirotechnikę.
Nie wszyscy chcą jednak iść na taką współpracę. Rzecznik Garden State Ultras, Christopher Vidaic, wydał oświadczenie dla najbardziej nieprzejednanych fanów: "Nie damy się ocenzurować. Niech każdy założy chustę na twarz i na stadion". Jak podaje "Guardian", szefem ultrasów San Jose Earthquakes jest Dan, imigrant z Rumunii. Przyjechał do USA w 1999 roku, wie jak wygląda pseudokibicowanie w stylu swojego pierwszego klubu, Steauy Bukareszt. To kibice San Jose byli oskarżani o ciężkie pobicie w 2015 roku kibica Portland. Dan upiera się jednak, że to nie byli fani Earthquakes, a przemoc nie jest problemem w MLS. - Tylko że tutaj każdy przypadek jest nagłaśniany i wyolbrzymiany do niemożliwych granic - przekonywał w rozmowie z dziennikarzem.
Typowy kibic w amerykańskich halach i na trybunach? Rodzina, picie, jedzenie, momentami lekceważenie nawet tego, co dzieje się na murawie/parkiecie. Nowy typ fana, jakiego reprezentuje rozmówca "Guardiana", to zjawisko mało znane w USA. - Nie uciszycie nas, nie przekupicie. Przyzwyczajajcie się - zapowiadał Christopher Vidaic. Brzmi groźnie, ale nie brakuje jednak głosów - chociażby w "New York Post" czy ESPN - że to mimo wszystko margines, a kultura ultrasów i bijatyk w dawnym, "europejskim" stylu nigdy do MLS nie trafi. Bijatyki między fanami w USA to jednak inna kategoria niż ustawki kiboli chociażby w Polsce.
Przykładem w MLS jest ostra rywalizacja między klubami z Portland i Seattle, ale to zajadłość, a nie wściekła nienawiść jak między kibicami na przykład Cracovii i Wisły. MLS z jednej strony promuje mecze jako bezpieczne spotkanie w wolnym czasie, ale postawa takich ludzi jaki wspomniany Dan pokazuje, że w USA istnieją i dobrze się mają kibice wychowani na bijatykach i europejskim pojmowaniu kibicowania za wszelką cenę. - To nie są już przypadkowi kibice. Ci spokojni wiedzą coraz więcej o piłce nożnej, ale i ultras rosną w siłę. Wykrzykiwanie obelg pod swoim adresem jest zastępowane przez latające kamienie - czytamy w "New York Times".
ZOBACZ WIDEO Bayern Monachium na kolanach. Kolejny gol Ondreja Dudy [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]