Na początku zeszłego tygodnia córka Burkhardtów tak jak zawsze bawiła się z dziećmi na podwórku. Była uśmiechnięta, pełna energii, nie było oznak, że z jej zdrowiem dzieje się coś złego. Daleko było od zwykłego przeziębienia, nie mówiąc o nowotworze i operacji guza mózgu, która czekała ją w najbliższych dniach. Guz rozwijał się w jej głowie od prawie pół roku. W momencie, gdy wypełnił czwartą komorę mózgu, zaczął naciskać na te obszary, które są odpowiedzialne za inne funkcje życiowe: na przykład wzrok czy oddychanie. Niewinny ból głowy we wtorek rano nie mógł zaniepokoić rodziny Burkhardtów, ale pani Magda podeszła do sprawy bardzo poważnie. Choć nie miała prawa spodziewać się, że właśnie ratuje córkę przed śmiercią. Nic przecież nie wskazywało, że jej życiu zagraża niebezpieczeństwo.
- W zeszły wtorek (przyp. red. - 9 października) o 5 rano córka obudziła się z bólem głowy, wymiotowała. Udaliśmy się do przychodni, doktor niczego nie wykrył, poradził, żeby dla pewności udać się do szpitala - opowiada Filip Burkhardt. - Pojechaliśmy do szpitala w Gdyni. Żona nalegała, żeby zrobić tomografię. Wymusiła te badania na lekarzach i przeczucie jej nie zawiodło. Specjaliści wykryli nowotwór w wielkości 4,5 na 4,5 centymetra w czwartej komorze mózgu. Wypełnił ją całą, rozrastał się z dnia na dzień, zaczął atakować pień mózgu - kontynuuje piłkarz.
W tych trudnych dla Nas chwilach bardzo prosimy o modlitwe za Naszą córeczke,która walczy o to by z nami zostać. pic.twitter.com/6K9en6QQK3
— Filip Burkhardt (@BurkhardtFilip) 14 października 2018
Sytuacja była poważna. Pani Magda i pięcioletnia córka Latika wyleciały z Gdańska do kliniki w Szczecinie samolotem już następnego dnia rano. Data operacji została ustalona na piątek 12 października, ale w czwartek lekarze poinformowali rodzinę, że jest to niemożliwe ze względu na wadę sprzętu. Jedna z części mikroskopu nie działała. Córka spędziła weekend w szpitalu, w poniedziałek została przetransportowana do oddziału neurochirurgii w Katowicach. Zabieg został przeprowadzony dopiero pięć dni później (w środę 17 października). Przy tak dynamicznie rozwijającej się sytuacji to duże szczęście, że opóźnienie operacji nie pogorszyło stanu zdrowia córki. Choć lekarze ze Szczecina zapewniali, że w momencie zażywania leków czas gra na jej korzyść, odpowiednio przygotowują Latikę do operacji, to jednak była to tylko dobra mina do złej gry. Na szczęście nie doszło do tragedii. Zabieg zakończył się sukcesem, choć był bardzo skomplikowany. Najmniejszy błąd mógł przekreślić powodzenie operacji.
W przyszłym tygodniu córkę Burkhardtów czeka rezonans. Wykaże on, czy nowotwór udało się usunąć w całości. Rodzina czeka również na wyniki badań histopatologicznych, które określą, czy nowotwór jest łagodny czy złośliwy. Jeżeli guz był złośliwy, córka piłkarza będzie musiała poddać się chemioterapii i naświetlaniu. - Przed nami kilkanaście dni niepewności. Jeżeli okaże się, że guz był łagodny, Latika za kilka tygodni będzie normalnie funkcjonować - mówi zawodnik.
Guz był duży, dlatego córka piłkarza musi być pod stałą obserwacją. Podczas jej trwania wyjaśni się, czy nie zostały uszkodzone komórki odpowiedzialne za oddychanie i przełykanie. - Na razie córka czuje się dobrze. Jest silna i dobrze znosi czas pooperacyjny. Odzyskała apetyt, podniosłą się z łóżka, jest z nią normalny kontakt, mówi. Miała rozcięte pół głowy. Gdy zobaczyłem jej ranę na głowie, to aż mnie zmroziło. Na szczęście nie krwawi, jest ładnie zaszyta - mówi zawodnik.
Córka Burkhardów pozostanie na razie w szpitalu. - Jest pod kroplówką, przyjmuje sterydy. Co dwa, trzy dni pani pielęgniarka będzie zmieniać opatrunek. Lekarze powoli wycofują też leki przeciwbólowe. Doktor mówi, że nie ma niepokojących objawów, że wszystko dobrze rokuje. Zabieg był po to, żeby uratować dziecku życie. Teraz pytanie, czy guz będzie nawracał, czy pojawią się przerzuty - opowiada zawodnik Bytovii Bytów.
Latika jest już po operacji, na obecną chwilę wszystko jest w normie. Guz był bardzo duży i zagrażal życiu. Dziękujemy wszystkim za wasze modlitwy Latika i my czuliśmy wasze wsparcie z każdej strony!!!! Przed nami dalsze leczenie,trzymajcie kciuki pic.twitter.com/7tnINYSFQq
— Filip Burkhardt (@BurkhardtFilip) 17 października 2018
I chce podziękować żonie oraz wszystkim, którzy ich wspierają. Piłkarz na nasze pytanie o pomoc poprosił o jedno: modlitwę. - Chwała Magdzie, że zareagowała błyskawicznie. To też przestroga dla innych rodziców, że takich sytuacji nie można bagatelizować. Za kilka tygodni nasza córka mogła się już nie obudzić. A żyje. Jesteśmy wdzięczni za wiadomości, pomoc i chęć pomocy od setek osób. Byliśmy z żoną na wykończeniu, kompletnie załamani, zapłakani. Ludzie wysyłali nam zdjęcia, jak modlą się za Latikę. Dziękujemy. Pierwszą połowę wygraliśmy - kończy Filip Burkhardt.
*
Filip Burkhardt to były piłkarz między innymi Amiki Wronki, Arki Gdynia czy Wisły Płock. W ekstraklasie rozegrał 91 meczów, zdecydowanie więcej w I lidze: ponad 140. Od tego sezonu Burkhardt jest piłkarzem Bytovia Bytów, która po czternastu kolejkach jest na piątym miejscu w I lidze. Ojciec piłkarza, Jacek, w najwyższej lidze w Polsce grał przez pięć lat, w Olimpii Poznań. Brat Marcin wywalczył z Legią Warszawa mistrzostwo kraju w sezonie 2005-06. Dziesięć razy zagrał też w pierwszej reprezentacji.
ZOBACZ WIDEO Kamil Glik: Właśnie w takich momentach rodzi się drużyna. Krytykę trzeba przyjąć
Za to powinna być wysoka kara.