Niech jedno z nas przeżyje. Harry Spiro i jego historia przetrwania

Ostrzegano go, że mogą nie słuchać. Tymczasem piłkarze Chelsea siedzieli na wykładzie jak zahipnotyzowani. Przerażeni chłonęli każde słowo. Słuchali, a Harry Spiro opowiadał, jak mama wyrzuciła go z domu, bo miała nadzieję, że to go uratuje.

Jacek Stańczyk
Jacek Stańczyk
Harry Spiro Materiały prasowe / Kadr z materiału Chelsea.TV / Na zdjęciu: Harry Spiro

Miał wtedy 12 lat i nazywał się Chaim Mendal Spiro, pracował w hucie w Piotrkowie [nazwę Piotrków Trybunalski wprowadzono po II wojnie światowej]. Któregoś dnia Niemcy zarządzili, że każdy pracownik musi stawić się pod synagogą. Reszta ludności w getcie miała siedzieć w mieszkaniach. Chłopiec nigdy wcześniej z matką się nie kłócił, a teraz zapłakany zapierał się nogami i rękami, chciał zostać w domu. Kobieta była wyjątkowo zdeterminowana, aby w tym jednym momencie pozbyć się dzieciaka, to był jej świadomy wybór. W końcu podniosła go, powiedziała: "Oby jedno z nas przeżyło" - i wystawiła chłopca za drzwi.

- Nie rozumiałem tego. Nic to dla mnie nie znaczyło. Przez lata zadawałem sobie pytanie, dlaczego mi to zrobiła. I o co jej chodzi - opowiada mi 89-letni Harry Spiro. Matkę, ojca i młodszą siostrę widział wtedy po raz ostatni.

Piłkarze Chelsea poznali jego tragiczne losy, gdy klub zaprosił go, aby opowiedział, jak jemu udało się przeżyć Holocaust. Anglicy rozpoczęli bowiem akcję: "Powiedz NIE antysemityzmowi".

Nie słyszałeś? Przygotuj się i idź!

Był 10-letnim chłopcem, gdy we wrześniu 1939 roku wybuchła II wojna światowa. Ojciec Leizer pracował jako krawiec, matka Tamar zajmowała się domem, czasem zdarzało jej się sprzedawać mleko. Chaim miał też młodszą siostrę Ghitę. Mieszkali przy Jerozolimskiej 37, gmina żydowska w 50-tysięcznym Piotrkowie liczyła około 12 tysięcy osób. Radzili sobie, niczego nie brakowało, byli przedsiębiorczy i szczęśliwi.

Wejście Niemców wesołego chłopaka początkowo nie przeraziło. Nawet się ucieszył, gdy po kilku tygodniach zakazali dzieciom chodzić do szkoły, przecież i tak nie lubił się uczyć. Z jego dziecięcej perspektywy początkowo po prostu jeździli czołgami, normalnie kupowali w sklepach papierosy i czekoladę. Początek września był wtedy gorący, więc Niemcy prosili czasem o zimną wodę. Tylko patrole straszyły groźnymi psami. O tak, te wilczury przerażały, bo gestapowiec potrafił nimi solidnie poszczuć.

Po miesiącu Niemcy utworzyli w Piotrkowie pierwsze w Europie żydowskie getto, obejmowało ono m.in. starówkę. Jerozolimska 37 wchodziła jego skład, rodzina nie musiała zmieniać mieszkania. Każdy Żyd miał nosić opaskę z gwiazdą Dawida, a jeśli wyszedł bez przepustki poza getto, Niemcy do niego strzelali.

- Któregoś dnia SS zebrało wszystkich lekarzy, liderów społeczności i ich rozstrzelało. To nami wstrząsnęło. Pytaliśmy dlaczego, nie wiedzieliśmy, co dalej. Zwożono do nas Żydów z okolicznych miejscowości. Ludzie zaczęli mieszkać na ulicy, a potem na tej ulicy umierać. Z głodu, przez choroby - opowiada Harry.

Zaczęło brakować jedzenia. Młodzi wykradali się więc poza getto, kupowali - najczęściej ziemniaki - w okolicznych wioskach i po kryjomu wracali. Gestapo w końcu zorientowało się, o co chodzi, pierwszych śmiałków biło, potem już do chłopaków strzelało. Chaim też się wykradał, ale gdy matka dowiedziała się o młodych zabitych, to mu zakazała. Chłopiec fortelem zatrudnił się więc w hucie szkła. Brali do pracy od wieku 12 lat, więc pierwszego dnia jakaś dziewczyna w biurze kazała 10-latkowi wracać do domu i nie zawracać głowy. Dzień później wrócił i zełgał, że ma 12 lat. Praca w hucie uchroniła go najpierw od komory gazowej, a potem od kuli. To był już 1942 rok.
Harry Spiro w Anglii, już po wojnie. Zdjęcie z archiwum prywatnego Harry Spiro w Anglii, już po wojnie. Zdjęcie z archiwum prywatnego
Opowiada: - Któregoś poranka przyszło rozporządzenie, że nikt nie może wyjść z domu. Kilka godzin później wszystkich pracowników hut, ale też fabryki mebli wezwano pod synagogę. To wtedy pokłóciłem się z mamą: - Nie słyszałeś? Przygotuj się i idź! Masz iść!  - Nie, nie idę!

- Nie chciałem iść, kłóciliśmy się jak nigdy wcześniej. Ona w końcu podniosła mnie i wystawiła, niemal wyrzuciła za drzwi. Gdy się rozstawaliśmy powiedziała: "Oby choć jedno z nas przeżyło". Pod synagogę szedłem zapłakany.

Tam zebrało się około 1500 pracowników. Zorganizowano dla nich oddzielne "małe getto". W tych październikowych dniach 1942 roku Niemcy wszystkich pozostałych mieszkańców getta wywieźli do obozu śmierci w Treblince. Stamtąd nikt już nie wychodził. Mówiło się, że tory prowadziły prosto do komory gazowej. Niemcy w tej trwającej tydzień likwidacji (od 13 do 21 października 1942 r.) zagazowali 22 tysiące osób z piotrkowskiego getta. Harry: - Zdałem sobie sprawę z tego, że już nie zobaczę mojej rodziny. To był jeden z obozów, do którego nie brali do pracy. Często zastanawiałem się, nawet teraz to robię, co czuli, gdy Niemcy ich rozebrali, w tych ostatnich godzinach, minutach. Czy mój ojciec zdawał sobie sprawę z tego, co się stanie.

Drugim razem huta uratowała mu życie, gdy został zatrzymany przez patrol policji. Gestapo postanowiło z tych 1500 osób zlikwidować 500. - Z naszej zmiany zgarnęli - o ile pamiętam - około 20 osób. Czekaliśmy w synagodze, aż nas zastrzelą. Dzień przed planowaną egzekucją wywołali kilka nazwisk, w tym moje. Wyszliśmy i wróciliśmy do obozu. Okazało się, że kierownik produkcji w hucie wyprosił gestapowców, żeby nas puścili. Nie miał nas kim zastąpić.

W kolejnych godzinach i dniach naziści zabrali 520 osób do lasu i wszystkich rozstrzelali. - Długo potem zastanawiałem się, jakie człowiek musi mieć w życiu jednak szczęście, że dzieją się takie rzeczy, a nadal żyje.

Numer 116927

Numer 116927 nie miał żadnych praw. Nie był człowiekiem, imię i nazwisko mu zabrano. Chaim nie był już Chaimem. Był 116927, bo tak go określono w obozie koncentracyjnym w Buchenwaldzie. Trafił tam po obozowej tułaczce. Gdy Rosjanie zaczęli przeważać, Niemcy uciekali. Chłopiec najpierw na krótko trafił do obozu w okolicy Częstochowy. Potem znalazł się właśnie w obozie Buchenwaldzie (koło miasta Weimar, w obozie zginęło 56 tys. więźniów), a następnie w bardzo podobnym Rehmsdorfie. - Tam zobaczyłem, co najgorszego może spotkać człowieka. Nie było dnia, żeby nie obudzić się i nie zobaczyć obok martwego ciała. Czasem miałem szczęście, gdy ktoś taki np. nie skończył swojego chleba. Tak, uznawałem to wówczas za szczęśliwy dzień. Nie myślałem, że to jest złe.

Buchenwald też Niemcy musieli ewakuować, tuż przed nadejściem wojsk alianckich. 3 tysiące osadzonych wsadzili do bydlęcych wagonów pociągu jadącego do obozu w czeskim Terezinie (Theresienstadt). Bomby zniszczyły jednak tory, Niemcy zorganizowali więc osadzonym marsz. Kto nie miał siły iść - dostawał kulę. Kto był chory - dostawał kulę.

- Nocami stawaliśmy na jakichś farmach - opowiada 89-latek. - Tak długo jak szedłeś, miałeś spokój. Jak usiadłeś - to SS-mani grozili, że cię zastrzelą. I strzelali. Któregoś dnia maszerując znalazłem w polu buraka. Zobaczył to inny chłopak, poprosił o kawałek. Powiedziałem, że mu nie dam. Odpowiedział: - Jeśli mi nie dasz, to zaraz powiem wszystkim, a reszta rzuci się na ciebie i zabije. Dałem mu. Za drugim razem też. Za trzecim razem już odmówiłem. On przeżył, ja przeżyłem. Potem już w Anglii był moim partnerem biznesowym.
Harry Spiro dzisiaj. Zdjęcie z archiwum prywatnego Harry Spiro dzisiaj. Zdjęcie z archiwum prywatnego
To w obozie Theresienstadt Chaim dowiedział się, że Niemcy skapitulowali. - Podeszliśmy do bramy, gdzie był już rosyjski żołnierz. I on nam mówi: - Na ulicach spotkacie złapanych przez nas Niemców. Macie moją zgodę na 24 godziny, możecie z takim Niemcem zrobić, co tylko chcecie. Wyszliśmy więc, zatrzymaliśmy oficerów. I jedyne co im kazaliśmy zrobić, to otworzyć torby. Zabraliśmy ich chleb, czekolady i papierosy.

Mamo, miałaś rację

- Jak przeżyłem? Często o tym myślę. Na pewno nie przyzwyczaiłem się do śmierci, nie myślałem o niej. Koncentrowałem się po prostu na każdym kolejnym dniu. Na tym, że żyję i co mogę zrobić, aby kolejny dzień też przeżyć. Zastanawiało mnie, co będzie jutro. Zaakceptowałem też fakt, że naziści posłali moją rodzinę do komory gazowej... - zamyśla się.

Chaim dziś jest już Harrym, mieszka z żoną Pauline na przedmieściach Londynu. Na pytanie, czy pamięta język polski, odpowiada po polsku: "Zapomniałem". Do Anglii wyjechał od razu po wojnie. Z Terezina pojechał do Pragi, a następnie stacjonującym tam bombowcem Stirling przyleciał na Wyspy. Brytyjski rząd zgodził się przyjąć wtedy tysiąc dzieci i młodzieży, które przeżyły Holocaust i były sierotami. Warunkiem był wiek maksymalnie 15 lat. Trafił - razem z 300 innymi dziećmi - do miejscowości Windermere na północy kraju. Potem te dzieci - uchodźców - nazywano "The Boys".
The Boys maszerujący po lepsze życie w Anglii. Harry Spiro jest w środku w pierwszym rzędzie. Zdjęcie z archiwum prywatnego The Boys maszerujący po lepsze życie w Anglii. Harry Spiro jest w środku w pierwszym rzędzie. Zdjęcie z archiwum prywatnego
- Byłem 10-letnim chłopcem, gdy wybuchła wojna. Miałem 15 lat, gdy się kończyła. Widziałem wszystko... To, co człowiek może zrobić drugiemu, przekraczało wyobrażenia. Po raz pierwszy zdałem sobie sprawę, że moje życie się zmieniło, gdy przyjechaliśmy do Anglii. Miałem czyste łóżko, tylko dla siebie. Obcy chcieli mi pomóc, zrobić co się da, wiedzieli, przez co przeszedłem. I pomyślałem, że życie teraz będzie inne. Przez 5 lat widziałem, jak ludzie się zabijają, widziałem głód i wszystko, co zabierało nam ludzkość.

Na Wyspach Brytyjskich początkowo pracował... w hucie szkła. A potem został wziętym krawcem, szył męskie ubrania. Otworzył w Londynie zakład, początkowo znajdował się niedaleko stadionu Arsenalu. I nawet zaczął sympatyzować z tym klubem, bo zaprzyjaźnił się z piłkarzem Malcolmem McDonaldem, ten wpadał do zakładu na herbatę. Mówi: - Niby byłem szczęśliwy, ale jednak ciągle czegoś brakowało. Ciągle czułem, że to nie wszystko.

To spełnienie nowego życia, nowego szczęścia, przyszło któregoś wieczoru, gdy zobaczył już swoje dzieci bawiące się na podłodze. To wtedy powiedział sam do siebie: - Mamo, miałaś rację mówiąc "oby chociaż jedno z nas przeżyło".

Ja wygrałem

O swoich doświadczeniach opowiada teraz w szkołach, na uniwersytetach, jest zapraszany do programów telewizyjnych, daje wykłady. W styczniu tego roku zaprosił go klub Chelsea FC, który ma właściciela Romana Abramowicza, żydowskiego pochodzenia, i rozpoczął kampanię przeciwko antysemityzmowi. Jego najnowszym pomysłem jest wysyłanie przyłapanych na skandalicznych okrzykach kibiców na pouczające wycieczki do Oświęcimia. Delegacja klubu też zresztą była w obozie Auschwitz - Birkenau.

- Powiedzieli mi, że mam godzinę. Byli wszyscy piłkarze, trenerzy, zarząd. Ktoś z biura ostrzegł mnie, że tak długo pewnie nie wszyscy będą uważnie słuchać. Gdy zacząłem opowiadać, przez całą godzinę nikt poza mną nie odezwał się ani słowem. A potem wszyscy ściskali mi rękę.



Po spotkaniu drużyna poszła na trening, a gwiazdor Eden Hazard mówił, że po tej wstrząsającej godzinie, na zajęciach głowy zawodników były raczej z Harrym niż na boisku. Belg mówi: - Dzień wcześniej graliśmy z Norwich, ludzie dyskutowali o Varze, czy był karny... tymczasem historie takie jak Harry’ego przypominają ci, co tak naprawdę w życiu jest ważne.

Opowiada ze szczegółami o codziennych tragicznych wyborach, jakich ludzie dokonywali w tamtych czasach. Choćby matka, która przewidziała, co zamierzają naziści i wybrała przecież dla niego życie. Wspomina scenę z synagogi, gdy z 500 osobami czekał na niemiecką kulę. - Był przede mną mężczyzna z dzieckiem. Gestapo powiedziało, że on może wyjść, ale dziecko musi zostawić. Spojrzałem na niego, przez te dwie sekundy widziałem, jak się zastanawia: wyjść samemu, czy zostać z maleństwem i zginąć w lesie. Wrócił do synagogi. Przez lata nad tym się zastanawiałem i do dziś nie mam odpowiedzi na pytanie, czy dobrze zrobił?

Harry nie opowiada słuchaczom o nienawiści, bo takiego uczucia nigdy w sobie nie miał. Nie akceptował tego, co robili naziści, nie wybaczył im, ale nienawidzić nie potrafi. Lepiej ludzi uczyć. - Zobaczcie, Hitler nienawidził ludzi i przegrał. Ja wygrałem  - triumfuje obejmując żonę i patrząc na zdjęcia dorosłych już dzieci. I dodaje: - Kto nienawidzi ludzi, ten zawsze przegrywa.

ZOBACZ WIDEO Reprezentanci Polski oszukali przeznaczenie. Mogli zginąć w katastrofie
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×