Il Grande Torino, dzieciaki Busby'ego, Chipolopolo i Chapecoense - największe katastrofy lotnicze w historii futbolu

Zdjęcie okładkowe artykułu: PAP/EPA / LUIS EDUARDO NORIEGA / Wrak samolotu, którym podróżował zespół Chapecoense
PAP/EPA / LUIS EDUARDO NORIEGA / Wrak samolotu, którym podróżował zespół Chapecoense
zdjęcie autora artykułu

Wypadek śmigłowca, w którym zginął prezes i właściciel Leicester City, Vichai Srivaddhanaprabha, nie jest pierwszą katastrofą lotniczą, po której piłkarskie środowisko pogrążyło się w żałobie. Oto loty śmierci, po których płakał świat futbolu.

Vichai Srivaddhanaprabha

Właściciel i prezes Leicester City zginął w wypadku śmigłowca, do którego doszło w sobotę po ligowym meczu Lisów z West Hamem United (1:1). Maszyna runęła na ziemię tuż po starcie z parkingu przy King Power Stadium.

Na miejscu zginęli wszyscy pasażerowie helikoptera: Srivaddhanaprabha, jego współpracownicy Nursara Suknamai i Kaveporn Punpare oraz piloci Eric Swaffer i Izabela Lechowicz.

Srivaddhanaprabha był jednym z najbogatszych Tajlandczyków. Jego majątek szacuje się na blisko 5 mld dolarów. Właścicielem Leicester City był od sierpnia 2010 roku. Za jego rządów klub najpierw (2014) wrócił do Premier League po jedenastoletniej przerwie, a potem sięgnął po mistrzostwo Anglii (2016). Więcej o tym TUTAJ.

Świat futbolu jest pogrążony w żałobie po tragicznej śmierci Srivaddhanaprabhy, ale niestety właściciel i prezes Leicester City nie jest pierwszym człowiekiem piłki, który stracił życie w katastrofie lotniczej.

Wrak samolotu, którym podróżował zespół Torino / PAP/KIKA
Wrak samolotu, którym podróżował zespół Torino / PAP/KIKA

Tragedia di Superga

4 maja 1949 roku to najczarniejszy dzień w historii włoskiego futbolu. Budowana latami wielka drużyna Torino, najlepsza w Italii i prawdopodobnie najlepsza na Starym Kontynencie, przestała istnieć w jednej chwili. "Il Grande Torino" absolutnie zdominowało ligę włoską i było wtedy w drodze po czwarte mistrzostwo z rzędu. Tego pechowego dnia zespół wracał z Lizbony, gdzie wziął udział w pożegnalnym meczu kapitana miejscowej Benfiki, Jose Ferreiry, który prywatnie był przyjacielem największej gwiazdy Torino - Valentino Mazzoli. Dzień po spotkaniu drużyna legendarnego Ernesta Erbsteina ruszyła w drogę powrotną do Turynu z międzylądowaniem w Mediolanie.

W stolicy Piemontu pogoda była fatalna. W okolicy wzgórza Supega Pierluigi Meroni, weteran wojenny, który siedział za sterem Fiata G.212, stracił orientację i zbyt szybko schodził w dół, a gdy zobaczył przed sobą wzgórze, nie miał już czasu na reakcję. Samolot rozbił się o mury Bazyliki Superga z prędkością 180 kilometrów na godzinę i eksplodował, stając w płomieniach. Nikt nie przeżył tej katastrofy: zginęła czteroosobowa załoga i wszyscy pasażerowie - 18 piłkarzy, dwóch trenerów, trzech działaczy, trzech dziennikarzy i tłumacz.

Po katastrofie działacze Milanu zaapelowali do włoskiej federacji o przyznanie tytułu Torino, propozycję poparły pozostałe kluby, a związek się do niej przychylił. W pozostałych do końca sezonu meczach barw Torino bronili juniorzy wsparci Sandro Tomą i Renato Gandolfim - jedynymi członkami pierwszej drużyny, którzy nie udali się do Lizbony. W ceremoniach pogrzebowych wzięło udział pół miliona turyńczyków, a pozostałości po katastrofie są traktowane jak relikwie i przechowywane w muzeum w Grugliasco pod Turynem. Znajdują się tam osobiste bagaże Valentino Mazzoli, Virgilio Maroso i Ernesta Erbsteina, śmigło, opona i rozbite fragmenty kadłuba.

Pechowy rejs 609

6 lutego 1958 roku piłkarze Manchesteru United wracali z wyjazdowego meczu z Crveną Zvezdą Belgrad, w którym zapewnili sobie awans do półfinału Pucharu Europy (ówczesnego odpowiednika Ligi Mistrzów). Airspeed AS.57 Ambassador 2 zatrzymał się w Monachium, żeby uzupełnić paliwo, ale z bawarskiego lotniska już się nie poderwał. Dwa starty piloci przerwali ze względu na nieprawidłową pracę silników, a przy trzeciej próbie samolot wypadł z pasa, przebił barierę okalającą lotnisko i rozbił się o okoliczne zabudowania. Początkowo winą za wypadek obarczono pilotów, ale po latach uznano, że przyczyną katastrofy było zalegające na pasie startowym błoto pośniegowe, które uniemożliwiło samolotowi osiągnięcie prędkości rotacji.

Na pokładzie było 38 pasażerów - zginęło 23 z nich, w tym ośmiu członków drużyny Manchesteru United, która za sprawą legendarnego Matta Busby’ego stawała się potęgą mogącą zagrozić dominacji Realu Madryt na Starym Kontynencie. Wśród ofiar tragedii w Monachium był m.in. Duncan Edwards, uznawany wówczas za największy talent angielskiej piłki. Sam Busby przeżył katastrofę i rozpoczął odbudowę wielkiego zespołu. Z życiem uszedł też Bobby Charlton - najlepszy zawodnik tamtej drużyny. Gdy osiem lat później poprowadził Anglię do zdobycia mistrzostwa świata, tytuł zadedykował tragicznie zmarłym kolegom z Man Utd.

Zespół nazywany "dzieciakami Busby’ego" przestał istnieć, ale legendarny menedżer rozpoczął mozolną budowę nowej drużyny. Na odzyskanie mistrzostwa Anglii Czerwone Diabły czekały sześć lat, a dokładnie dziesięć lat po monachijskiej katastrofie prowadzony przez Busby’ego Manchester United po raz pierwszy w historii wygrał Puchar Europy. W finale z Benficą Lizbona (1:0) zagrało dwóch piłkarzy, którzy przeżyli wypadek w Monachium: Bill Foulkes i sir Bobby Charlton. Czarna seria

W latach 60. XX wieku Ameryką Południową wstrząsnęły trzy katastrofy lotnicze z udziałem piłkarzy. 3 kwietnia 1961 roku, w wyniku wypadku lecącego z Temuco do Santiago Douglasa DC-3 śmierć poniosły 24 osoby - wszystkie, które były na pokładzie maszyny. Zginęło wtedy ośmiu piłkarzy CD Green Cross i dwóch ich trenerów, którzy wracali do domu z meczu w Osorno. Druga część zespołu leciała inną maszyną. Wśród ofiar był m.in. Eliseo Mourino, reprezentant Argentyny, uczestnik MŚ 1958. Tydzień później odnaleziono część wraku i ciała niektórych pasażerów. Na pozostałe szczątki maszyny dopiero w 2015 roku natknęli się uczestnicy wyprawy wspinaczkowej.

W owym czasie była to największa katastrofa lotnicza w historii Chile, ale pięć lat później doszło do jeszcze większej. 6 lutego 1965 roku w chilijskich Andach rozbił się Douglas DC-6 lecący z Santiago do argentyńskiego Buenos Aires. Wśród 80 ofiar było 22 piłkarzy Santiago Antonio Varas, którzy podróżowali na mecz towarzyski z urugwajskim Camadeo.

26 września 1969 z kolei z radarów zniknął lecący z Santa Cruz do La Paz samolot Douglas DC-6. Dzień później w okolicy miejscowości Viloco odnaleziono wrak z 79 ofiarami na pokładzie. Katastrofy nie przeżyło 13 piłkarzy The Strongest La Paz, trenerzy oraz jeden działacz. Zespół wracał do La Paz z towarzyskiego spotkania z drużyną z Santa Cruz.

Jedno z ostatnich zdjęć drużyny z Taszkentu, zrobione w 1979 r. Fot. YouTube
Jedno z ostatnich zdjęć drużyny z Taszkentu, zrobione w 1979 r. Fot. YouTube

Tajna katastrofa

11 sierpnia 1979 troku nad Dnieprodzierżyńskiem doszło do jednej z najtragiczniej katastrof lotniczych w historii. W wyniku błędu kontrolerów lotów z Charkowa, Władymira Sumskoja i Nikołaja Żukowskiego, doszło do zderzenia dwóch Tupolewów Tu-134: jeden leciał z Czelabińska do Kiszyniowa, a drugi z Doniecka do Mińska. Zginęli wszyscy, którzy znajdowali się w obu maszynach, łącznie 178 osób, w tym 17-osobowa delegacja uzbeckiego Paxtakora Taszkient, która leciała na mecz z Dinamem Mińsk: 14 piłkarzy, trener i dwóch działaczy. Obaj kontrolerzy zostali osądzeni i skazani na 15 lat w kolonii karnej.

Zderzenie Tupolewów nazywane jest "tajną katastrofą". Do dziś nie odtajniono akt sądowych, a radzieckie media albo nie informowały o tragedii, albo robiły to zdawkowo. W "Sowieckim Sporcie”, największej gazecie w kraju, dopiero po tygodniu pojawił się krótki artykuł o pogrzebie 17 członków ekipy Paxtakora, ale... nie podano w nim przyczyny ich śmierci.

A mowa o zespole Wyższej Ligi ZSRR, czyli radzieckiej ekstraklasy, w którym występowało dwóch reprezentantów kraju: Władimir Fiorodow i Michaił An (obaj zginęli w katastrofie). Pogrzeby ofiar były symboliczne, a w trumnach umieszczono jedynie ziemię z miejsca katastrofy.

Władze Wyższej Ligi nakazały pozostałym klubom oddelegowanie do Taszkentu po jednym swoim zawodniku. Oprócz tego Paxtakor dostał gwarancję pozostania w Wyższej Lidze na trzy lata, bez względu na osiągane wyniki. Unikał degradacji jednak bez korzystania z tej furtki: sezon 1979 skończył na 9. miejscu, a dwa kolejne na 16. - ostatnim bezpiecznym. Z kolei rok później wyrównał rekord z 1962 roku i zajął w lidze 6. miejsce - najwyższe w historii. Weterani na pomoc

8 grudnia 1987 roku wojskowa maszyna Fokker F27 z 44-osobową delegacją klubu Alianza Lima na pokładzie spadła do Oceanu Spokojnego na krótko przed lądowaniem w mieście Callao. Peruwiański zespół wracał z meczu ligowego w Pucallpie, po którym został liderem tabeli. Zginęło 16 piłkarzy, pięciu trenerów, czterech działaczy, osiem cheerleaderek, trzech sędziów i ośmiu członków załogi.

Przyczyną tragedii był brak doświadczenia pilota w lataniu po zmroku, jego słaba znajomość procedur w przypadku awaryjnego lądowania oraz zły stan techniczny samolotu. W toku śledztwa wyszło na jaw, że kpt David Villar rok wcześniej oblał jeden z kursów, ale mimo to otrzymał zgodę na prowadzenie samolotów.

Do końca sezonu w meczach Alianzy występowali juniorzy, piłkarze wypożyczeni z innych klubów oraz weterani, którzy wznowili karierę, by pomóc klubowi - m.in. Teofilo Cubllas czy Cesar Cueto. Stołeczny zespół skończył rozgrywki na 6. miejscu, a tytuł zgarnął Club Universitario de Deportes.

Ostatni pokaz

7 czerwca 1989 roku doszło do największej katastrofy lotniczej w historii Surinamu. Lecący z Amsterdamu do Paramaribo Douglas DC-8 rozbił się przy próbie lądowania na lotnisku im. Johana Adolfa Pengela w stolicy Surinamu. Śmierć poniosło 176 ze 187 osób, które były na pokładzie samolotu.

Wśród pasażerów była m.in. drużyna piłkarzy o surinamskich korzeniach, którzy na co dzień grali w klubach holenderskiej ekstraklasy. "Colourful 11", jak nazywał się ten zespół, miał zagrać pokazowy mecz w Paramaribo. Zginęło 15 z nich, a przeżyli jedynie Sigi Lens, Edu Nandlal i Radjin de Haan. Dwaj pierwsi w wyniku odniesionych obrażeń nigdy już nie wybiegli na boisko, a de Haan szybko skończył karierę, nie mogąc odzyskać formy sprzed katastrofy.

"Colourful 11" miała lecieć do Surinamu z największymi gwiazdami holenderskiej piłki, ale udział Ruuda Gullita, Franka Rijkaarda, Arona Wintera i Bryana Roya w tym spotkaniu został zablokowany przez ich kluby.

Przyczyną katastrofy był błąd pilotów. Śledztwo wykazało, że załoga była niedostatecznie przeszkolona.

Przerwany sen

Reprezentacja Zambii nigdy nie wzięła udziału w mistrzostwach świata, ale w 1993 roku "Chipolopolo", czyli "Miedziane Pociski", były krok od awansu do mundialu. Drużyna, której liderem był Kalusha Bwalya z PSV Eindhoven, od lat pokazywała duży potencjał. Na IO 1988 w Seulu potrafiła pokonać 4:0 Italię, a dwa lata później zdobyła brązowy medal Pucharu Narodów Afryki,

Jednym z ostatnich przystanków Zambii na drodze do MŚ 1994 był wyjazdowy mecz z Senegalem. Zambijskiej federacji nie było stać na wysłanie drużyny samolotem rejsowym, nie mówiąc o wyczarterowaniu maszyny. Związek musiał korzystać z uprzejmości wojska, które udostępniało piłkarskiej reprezentacji swojego Buffalo CT 15.

W drodze do Dakaru "Bawół" miał mieć dwa międzylądowania na tankowanie: w Gabonie i Wybrzeżu Kości Słoniowej, ale kilka minut po starcie z lotniska w Libreville eksplodował nad wybrzeżem Atlantyku. Zginęli wszyscy pasażerowie i cała załoga, łącznie 30 osób. Śmierć poniosło 18 reprezentantów Zambii, w tym znany z gry w Lechu Poznań Derby Makinka.

Przyczyna katastrofy długo pozostawała tajemnicą. Oficjalny raport w sprawie katastrofy opublikowano dopiero w 2003 roku. Przyczyną tragedii miał być defekt lewego silnika oraz błąd pilota, który zamiast płonącego silnika wyłączył ten sprawny, przez co samolot stracił moc i runął do morza zaledwie 500 metrów od brzegu.

Mimo tragedii "Miedziane Pociski" były krok od awansu do mundialu. W pierwszym meczu po katastrofie Zambia ograła 2:1 Maroko, następnie zremisowała i wygrała z Senegalem (0;0, 4:0), ale w decydującym meczu uległa 0:1 Maroku. Kilka miesięcy później natomiast Zambia dotarła do finału Pucharu Narodów Afryki, w którym przegrała z bardzo mocną wówczas Nigerią (1:2).

Tragedia pod Medellin

Vichai Srivaddhanaprabha zginął w wypadku śmigłowca, gdy świeża jest jeszcze pamięć o katastrofie lotniczej, w której śmierć poniosła niemal cała drużyna Chapecoense. 29 listopada 2016 samolot BAe 146, którym delegacja brazylijskiego klubu leciała do kolumbijskiego Medellin na finał Copa Sudamericana 2016 z Atletico Nacional, rozbił się w odległości 45 kilometrów od docelowego lotniska. Na pokładzie znajdowało się 77 osób, w tym zawodnicy oraz działacze klubu i dziennikarze - w wyniku katastrofy zginęło 71 z nich, w tym 19 piłkarzy.

Kilka dni później, na wniosek Atletico Nacional, władze CONMEBOL uznały klub z Chapeco triumfatorem Copa Sudamericana 2016. Dzięki temu brazylijski zespół otrzymał także 2 mln dolarów premii i miał zapewniony udział w następnej edycji Copa Libertadores 2017, co wiązało się z kolejnymi bonusami finansowymi. Dzięki temu dotkniętemu tragedią klubowi nie groził upadek.

Katastrofę przeżyło trzech piłkarzy. Alan Ruschel nadal broni barw Chapecoense, ale Jakson Follmann i Neto odnieśli w wypadku obrażenia, które uniemożliwiły im powrót na boisko.

Jak podano w oficjalnym komunikacie komisji, przyczyną katastrofy był "pusty zbiornik paliwa samolotu w wyniku niewłaściwego zarządzania ryzykiem przez linie lotnicze LaMia".

Źródło artykułu:
Komentarze (2)
Zosia Balucka
30.10.2018
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Złapali w końcu pytona:  
avatar
Waderski
30.10.2018
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Świeć Panie nad ich duszami. Niech spoczywają w spokoju.