Krzysztof Baran: Przeszedłem solidną szkołę życia. Nadal czekam na swoją szansę

Newspix / Michał Chwieduk / Na zdjęciu: Krzysztof Baran
Newspix / Michał Chwieduk / Na zdjęciu: Krzysztof Baran

- Dużo dały mi wypożyczenia do klubów w czwartej lidze. W wieku 17 lat grałem w seniorach i trenowałem 2 razy więcej niż koledzy. Myślałem że za karę, a wiele na tym zyskałem - mówi WP SportoweFakty bramkarz GKS-u Katowice, Krzysztof Baran.

[b]

Kuba Cimoszko, dziennikarz WP SportoweFakty: Marzy pan jeszcze o występach w Ekstraklasie?
[/b]
Krzysztof Baran, bramkarz GKS-u Katowice: Jak najbardziej. Każdy zawodnik w Polsce ma taki cel. Ze mną nie jest inaczej. Tylko najpierw trzeba zrobić swoje niżej, żeby być tam gdzie się chce.

Wydawało się, że przejście do GKS-u to doskonała szansa na awans. A tymczasem na razie bliżej do drugiej ligi.

Drużynę mamy bardzo dobrą, atmosfera jak na to, co osiągamy, jest naprawdę "ok". Nikt sobie do gardeł nie skacze, szatnia nie jest podzielona. Nie ma w niej jakichś wrogów. Ale wyników brak.

Jaki jest powód?

No właśnie mamy teraz taką burzę mózgów na ten temat i w sumie... nikt nie wie o co tak naprawdę chodzi.

Kibice są coraz bardziej niecierpliwi. Jedyną szansą, by podreperować reputację u nich jest chyba Puchar Polski.

Musimy udowodnić coś w lidze. Wyjść ze strefy spadkowej, poprawić grę. To jest priorytet. I dla nich, i dla nas. A puchar to na razie troszkę inna historia. Chcemy tylko zagrać dobry mecz, powalczyć. Bez "napinki". Bo bardziej myślimy co zrobić w lidze.

ZOBACZ WIDEO Żyją w strachu, mieszkają w obozie dla uchodźców. Młodzi piłkarze z Palestyny odwiedzili Polskę


Jednak wyeliminowaliście już jeden zespół z Ekstraklasy, a pan został bohaterem tamtego spotkania.

Udało mi się obronić dwa rzuty karne. Zrobiłem więc to co do mnie należało. Ale grało nas jedenastu przez 120 minut. I trzeba przyznać, że mieliśmy dużo szczęścia. Bo nie ma co ukrywać, że Pogoń była lepszym zespołem.

Ale to wy zagracie z Jagiellonią. Przeciwnicy z Ekstraklasy motywują dodatkowo?

Oczywiście. Pamiętam jeszcze kiedy ja w niej grałem i jechało się gdzieś niżej. Zawsze było ciężko. Słabsze na papierze drużyny podchodzą do takich meczów bardzo ambicjonalnie.

Pan się o tym przekonał podczas występów w Jagiellonii, kiedy sensacyjnie przegraliście z Ruchem Zdzieszowice.

Tak 1:3. Zagrałem wtedy 90 minut.

Wynik rozwścieczył ówczesnego trenera Czesława Michniewicza.

I podczas pomeczowego treningu staliśmy 90 minut. Ja także. Taki był jego pomysł na karę.

Z tym szkoleniowcem spotykał się pan dość często w swojej karierze.

Fakt, nasze drogi schodziły się bardzo często. Ale to nie było tak, że gdzie trener nie poszedł, to zabierał mnie. Wręcz przeciwnie. W Jagiellonii i Podbeskidziu akurat już byłem, kiedy trener przychodził. Tylko w Niecieczy było inaczej. I zresztą nigdzie zbyt wiele u niego nie pograłem.

[b]Autor na Twitterze:

[/b]

NA NASTĘPNEJ STRONIE PRZECZYTASZ M. IN. O TRUDNYCH POCZĄTKACH W EKSTRAKLASIE, RADZENIU SOBIE W NIEPŁACĄCYM PIŁKARZOM RUCHU RADZIONKÓW I KULISACH ODEJŚCIA BARANA Z BIAŁEGOSTOKU... [nextpage]Mecz z Jagiellonią przywoła u pana wspomnienia? 

Oczywiście. Spędziłem w Białymstoku trochę czasu. Z każdym klubem, w którym grałem, mam związane jakieś miłe wspomnienia. Ale to na Podlasiu zostawiłem najwięcej znajomych, przeżyłem wiele fajnych momentów.

Początki były jednak trudne. Debiut z roli praktycznie 4 bramkarza, rezerwowego nawet w zespole Młodej Ekstraklasy.

To znaczy dla mnie akurat to było dobre. Wszedłem z Polonią w drugiej połowie i nie mogłem za dużo myśleć, zastanawiać się co będzie. Nie musiałem się jakoś dodatkowo denerwować. Dopiero potem moje losy potoczyły się gorzej.

Kibice do dziś wspominają mecz z Lechem i pana błąd przy golu Rudnevsa.

Tak, to było niewytłumaczalne. W ciągu tamtego tygodnia było już trochę sporo myślenia. Pojawiła się presja. Na pewno nie poszło mi tak jak chciałem. I później dość długo czekałem na swoją szansę.

Odszedł pan z klubu w momencie, kiedy pojawiła się realna szansa na bycie "1". Dlaczego?

W pewnym momencie posłuchałem nieodpowiednich ludzi. Później żałowałem. Żona mnie też bardzo za to ganiła. Ale było za późno. Niestety, czasu już się nie cofnie. Staram się o tym już nie myśleć, choć nie jest łatwo, bo często jest mi to przypominane. I wraca.

To prawda, że miał pan wyjechać do USA?

Nie, Ameryka miała być tylko na wakacje. Ale nie ma co grzebać w trupach. Krótko mówiąc okazało się, że nie jest tak, jak miało być. I musiałem brać to, co było. Z braku innych ofert wyszła więc Termalica.

Dość trudne chwile musiał pan tam przeżywać pod koniec umowy.

O Niecieczy lepiej nie rozmawiajmy. Nie chce do tego wracać.

A do okresu w Ruchu Radzionków?

Nigdy nie zapomnę tego czasu, bo atmosfera wewnątrz była najlepsza z klubów, w których grałem. Chociaż była to także największa szkoła życia w mojej karierze. Byliśmy tam w trójkę z dwoma piłkarzami Widzewa. Żyliśmy w jednym mieszkaniu, klub nie płacił. Ale wspieraliśmy się wspólnie. To ja dostałem jakąś zaległą premię z Jagiellonii, to oni z Łodzi. I tak sobie radziliśmy. Przygoda chociaż bardzo krótka, to mega ucząca.

W Podbeskidziu już tak fajnie nie było. Zarzucono panu nieodpowiednie podejście do treningów i po kilku miesiącach odesłano do Białegostoku.

Problem tylko w tym, że nikt do mojego podejścia nie mógł mieć pretensji. Ale później się dowiedziałem, że to nie o to chodziło. Co jednak było rzeczywistym powodem? Do dziś tak naprawdę nie wiem. Mogę jednak przyznać, że to był trudny okres.

Po powrocie niespodziewanie trafił pan jednak na dłużej do jedenastki Jagiellonii.

Tak, od u trenerów Stokowca i Probierza zagrałem ponad dwadzieścia spotkań.

Wcześniej nie miał pan jednak chwil zwątpienia, chęci skończenia z piłką?

Nie, chciałem tylko wrócić i dostać szansę. To wszystko mnie bardzo motywowało. Zresztą w GKS-ie, jest podobnie. Tylko jestem już starszy i trochę inaczej myślę. Spokojniej do tego podchodzę.

Tylko znowu musi pan czekać.

Ja już przychodząc wiedziałem, że nie jestem przewidywany jako "1". Zresztą trudno było liczyć na co innego. Był to taki okres, że nie występowałem. A trzeba przyznać, że ciężko jest znaleźć klub w ogóle nie grając. Czekam więc cierpliwie na swoją szansę.

To czekanie ciągnie się za panem już od juniorów.

Ale z perspektywy czasu akurat jestem bardzo zadowolony, że nie łapałem się do podstawowych składów swoich roczników w SMS-ie Łódź. Dużo dały mi bowiem wypożyczenia do klubów w czwartej lidze. W wieku 17 lat grałem w seniorach i trenowałem 2 razy więcej niż koledzy, bo dochodziły też zajęcia w SMS-ie. Myślałem, że to za karę. A dziś śmiało mogę powiedzieć, że wiele na tym zyskałem.

Źródło artykułu: