Polski amp futbol zachwyca. Piłkarze podbili serca kibiców

PAP / Bartłomiej Zborowski / Na zdjęciu: Przemysław Świercz przy piłce
PAP / Bartłomiej Zborowski / Na zdjęciu: Przemysław Świercz przy piłce

- Uderzyłem w bok campera, motocykl przygniótł moją prawą nogę - mówi Przemysław Świercz. W ten sposób został bez kończyny. Potem odkrył amp futbol, którym teraz zachwyceni są kibice.

W tym artykule dowiesz się o:

- Z naprzeciwka wyjechał mi camper - wspomina Przemysław Świercz, kapitan drużyny, jej weteran. Gra w reprezentacji Amp futbolu niemal od samego początku. - I nastąpiło zderzenie. Uderzyłem w jego bok, motocykl przygniótł moją prawą nogę. Noga była mocno zniszczona: skóra spalona, kości zmiażdżone. Tego samego dnia norwescy lekarze, nawet nie konsultując tego ze mną, podjęli decyzję o amputacji podudzia. Po to, żeby ratować stan kolanowy i pozostałą część kończyny.

To był 2009 rok. - Pojechałem z grupą znajomych na motocyklach, żeby pozwiedzać Norwegię. To był piąty dzień wyjazdu, dojeżdżaliśmy do celu, w którym mieliśmy nocować, zostało 30 km - opowiada nam. Zamiast noclegu była trudna noc w norweskim szpitalu. I amputacja. - Jestem wdzięczny lekarzom za to, że sprawnie podjęli wszystkie kroki, bo teraz jest mi troszeczkę łatwiej z kolanem. Tydzień leżałem w Norwegii, miałem dwie operacje sprawdzające stan kolana, skóry i mięśni. Potem wróciłem do Polski, tu dwa zabiegu przeszczepu skóry, rehabilitacja i oto jestem.

Mocno zdziwieni

Po krótkiej przerwie trwającej rok Przemysław Świercz znowu jest kapitanem reprezentacji Polski i - jak mówią koledzy - jej dobrym duchem. Obrońca zapowiadał, że drużyna przywiezie z Meksyku medal. - Jeżeli coś robimy, to po to, żeby być w danej dziedzinie najlepszym. Z szacunku do kibiców, osób, które nas wspierają i rodzin nie mogę powiedzieć, że jadę tylko po to, by wyjść z grupy - tłumaczył przed wylotem.

A na brak wsparcia Biało-Czerwoni nie mogli narzekać. - Zasięg tylko jednej transmisji na naszym profilu na Facebooku wynosił 600-700 tys. osób. Do tego dochodzą wyniki TVP, która również pokazywała nasze mecze - wyjaśnia Mateusz Widłak, prezes Amp Futbol Polska. Spotkań Polaków na mundialu było siedem: trzy w grupie, 1/8 finału i ćwierćfinał, potem starcie z Anglią i na końcu mecz o siódme miejsce z Hiszpanią. Kibice, głodni sportowych emocji, znaleźli swoich nowych bohaterów. Bohaterów, którzy na co dzień prowadzą podobne życie co oni. - Pobudka o piątej rano, bo trzeba wcześniej odwieźć dziewczynki do przedszkola i wrócić do normalnego funkcjonowania. Daleki jestem od tego, by mówić, że po mundialu świat się nam bardzo zmienił. Takie codzienne obowiązki też sprowadzają na ziemię - wyznaje Świercz.

Jednak piłkarze nie mogą powiedzieć, że wracają na tarczy. - Po powrocie z Turcji, gdzie zajęliśmy trzecie miejsce ME, to przywitali nas tylko najbliżsi chłopaków mieszkających w Warszawie. We wtorek byliśmy bardzo zdziwieni, bo na lotnisku pokazała się dość mocna ekipa kibiców i mediów - opowiada o ostatnim przystanku Łukasz Miśkiewicz, bramkarz drużyny. - Dużo osób usłyszało o nas i dowiedziało się, że w ogóle jest coś takiego jak amp futbol. Mimo że to sport niepełnosprawnych, to mamy rywalizację na najwyższym poziomie - dodaje pomocnik Dawid Dobkowski.

"Weź, nie pytaj"

Kilka minut po godzinie 11, trzy dni po ostatnim meczu z Hiszpanią. W głowach całej drużyny wciąż siedział feralny ćwierćfinał z Angolą - jak się okazało - nowym mistrzem świata. - To, że wygrała Angola to jeszcze większy żal, że nie udało się w ćwierćfinale wygrać. O czym byśmy nie rozmawiali, to zawsze kończyło się na Angoli - zdradza Widłak. Ale to już za nimi. - Budowanie mistrzowskiego zespołu to pewien proces. To co, się wydarzyło na mundialu - wszystkie wspólne chwile, przegrane mecze i zwycięstwa, uczenie siebie nawzajem, rozumienie siebie i wyjaśnianie sobie pewnych sytuacji - to był świetny czas i świetna robota. Oczywiście, powstają w zespole konflikty, różnice zdań, ale jest wzajemny szacunek i chęć do wyjaśniania sobie pewnych rzeczy. Nawet jeżeli na boisku się pozłościliśmy na siebie, a były takie momenty, to wyjaśnialiśmy to sobie po meczu. To młody zespół: mamy 17- i 18-latków. Jeżeli utrzymamy tę drogę, to aż się boję pomyśleć, co możemy osiągnąć - patrzy z optymizmem w przyszłość Świercz.

Kapitan kadry był już w stanie żartować z tego, czego doświadczyli na turnieju. Kiedy na środowym spotkaniu z mediami ktoś rzucił hasło "Angola", szybko odpowiadał: - "Weź nie pytaj".

Przemysław Świercz: - Sport bywa brutalny. Po ćwierćfinale miałem w głowie jedną myśl: żeby jak najszybciej ich zebrać i podnieść. Noc była nieprzespana, ale trzeba było zmotywować chłopaków, żeby zakończyć turniej dobrymi spotkaniami. W końcu jesteś tak dobry, jak twój ostatni mecz. Gdyby były porażka z Angolą, Anglią i Hiszpanią, to byłby niebezpieczny dołek dla tego zespołu. A udało nam się wywalczyć zwycięstwo, a dzięki temu wsiada się do samolotu w zupełnie innych nastrojach. Że jednak udało się ostatni mecz na turnieju wygrać. Oczywiście po Angoli każdy inaczej przeżywał, jeden potrzebował rozmowy, drugi nie. Ja też dopiero po kolacji tego samego dnia znalazłem chwilę dla siebie. Jednak w pierwszych chwilach chciałem być jak najwięcej dla chłopaków, potem w szatni Łukasz Miśkiewicz mówił fajne słowa. Wzajemnie próbowaliśmy się wspierać, mimo że każdy potrzebował czegoś innego.

Ktoś studiuje, ktoś w skarbówce

Kapitan kadry amp futbolu odważnie deklaruje. - Nigdy nie cofnąłbym czasu. Moja siostra grozi wtedy palcem. Może gdyby nie wypadek, to trzy dni później jechałbym z większą prędkością i nie byłoby mnie w tym miejscu. Nie ma co analizować. Jest tu i teraz. Pokazuję, że można fajnie żyć. Czerpię inspirację i cieszę się, że sam mogę inspirować - mówi Świercz.

Grę w reprezentacji łączą z codziennym życiem. Przemysław Świercz jest ojcem dwóch córek: jedna ma trzy, a druga cztery lata. Wraz z kolegą prowadzi klub sportowy. - To sekcja pływania i tenis, organizacja eventów, wyjazdów sportowych. Szeroko pojęty sport rekreacyjny - opowiada. Już teraz zawodnik prowadzi szkolenia biznesowe, a niebawem chce łączyć karierę sportową z byciem trenerem mentalnym.

- Czyli z motywacją nie ma problemów?
- Nie ma, ale zawsze jest nad czym popracować - odpowiada.

ZOBACZ WIDEO Timo Werner show! Hertha rozbita na własnym boisku [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

- Po takich imprezach potrzebuję czasu, żeby się przełączyć. Faktycznie wśród nas są uczniowie, studenci, pracownicy skarbówek albo korporacji czy przedsiębiorcy. Jesteśmy profesjonalistami, ale to nie jest zawodowy sport - dodaje kapitan kadry. To wystarczyło, żeby kibice zachwycili się ich poczynaniami na mundialu, mimo że nie dotrzymali obietnic o medalu.

Mimo to, prezes Amp Futbol Polska i tak mówi o sukcesie. Bo liczą się walka, kibice i wychowywanie kolejnych reprezentantów. Jak mówi, kadra ma być "lokomotywą, która rekrutuje i dociera do młodzieży". - Jak ktoś obejrzał nasze mecze na mundialu, to już jest z nami i będzie chciał oglądać - to jest to mistrzostwo świata, które udało nam się zrobić. I to największa wartość tej imprezy dla nas.

Źródło artykułu: