Przed rozpoczęciem ligowej rywalizacji zawodnicy Piasta szykowali się na ciężki bój do ostatniej kolejki. Zdawali sobie sprawę, że premierowy sezon w ekstraklasie dla nikogo nie jest łatwy. Tymczasem beniaminek z wyprzedzeniem zapewnił sobie utrzymanie. - Wiedzieliśmy, że pokonując Odrę pozostaniemy w szeregach najlepszych. Zamierzaliśmy już wygrać mecz ze Śląskiem, ale nie udało się. Nie chcieliśmy czekać do ostatniej kolejki - powiedział - Kamil Glik w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl.
Po pierwszej części sezonu wydawało się, że Piastunki czeka bardzo trudne zadanie. Po jesiennych zmaganiach gliwiczanie mieli na swoim koncie tylko piętnaście punktów i widmo degradacji poważnie spoglądało w ich oczy. - Po rundzie jesiennej nasza sytuacja w tabeli była bardzo trudna. Znajdowaliśmy się w strefie spadkowej i mało kto dawał nam szanse na utrzymanie. My jednak robiliśmy swoje. Ja byłem pewien, że nie spadniemy. Szczególnie te pierwsze wiosenne mecze pokazały, że drużyna odżyła. Zaczęliśmy wygrywać. Osobiście byłem spokojny o ten ligowy byt - wyjaśnił obrońca niebiesko-czerwonych.
W sytuacji nie do pozazdroszczenia zespół Piasta znalazł się po pierwszym wiosennym meczu z Cracovią, kiedy to spadł na ostatnie miejsce w tabeli. - Już te dwa pierwsze spotkania rundy rewanżowej z Polonią Bytom i Polonią Warszawa, które przegraliśmy, na pewno nie napawały optymizmem. A później przyszła jeszcze porażka z Cracovią. To były ciężkie chwile. Przetrzymaliśmy to jednak. Wygraliśmy z Bełchatowem, z Arką, odbiliśmy się od dna. Od tamtego czasu szło nam bardzo dobrze. W konsekwencji zwycięstwo nad Odrą dało nam utrzymanie - wspomina Glik.
Gliwiczanie w mijającym sezonie przeżywali wzloty i upadki. Czy były chwile, w których zaczynali wątpić w możliwość realizacji celu? - Nie było takich momentów - zapewnia obrońca beniaminka. - Trener przed każdym meczem nam powtarzał, że mamy grać swoje. W każdym spotkaniu walczyliśmy na maksa, nie odpuszczaliśmy. Myślę, że kolejne zwycięstwa i samo utrzymanie były tylko kwestią czasu - dodaje.
W kończących się rozgrywkach ekstraklasy można było zobaczyć dwa zupełnie różne oblicza Piasta. Jesienią gliwiczanie grali asekuracyjnie, myśleli przede wszystkim o defensywie. Wiosną ich postawa uległa znacznej poprawie. Spora w tym zasługa trenera Dariusza Fornalaka, który zimą zastąpił na stanowisku - Marka Wleciałowskiego. - Myślę, że trener Fornalak obudził w nas wszystko to, co w nas drzemało już w tamtej rundzie. Poukładał nas bardzo dobrze. Dużo pracy włożył w to, abyśmy się utrzymali - podkreślił Glik.
Rękę nowego szkoleniowca można było bardzo szybko zauważyć. Pierwszy mecz pod wodzą Dariusza Fornalaka gliwiczanie co prawda przegrali, ale w czterech kolejnych regularnie sięgali po punkty i odbili się od przysłowiowego dna. - Zwycięstwa nad Bełchatowem i Arką dodały nam wiary w siebie. Pokazały, że potrafimy wygrywać na takich terenach jak w Gdyni i z takimi przeciwnikami jak Bełchatów. Powrócił optymizm. Każde kolejne zwycięstwo dawało nam nadzieje na pozostanie w ekstraklasie - wyjaśnił 21-letni obrońca.
Były zawodnik Realu Madryt C nie potrafi wskazać spotkania, które wspominałby najmilej. - Każde zwycięstwo było tak samo ważne, cenne. Każdy wygrany mecz jednakowo cieszył - zauważył. Glik bez wahania wymienia jednak pojedynek, w którym straty punktów żałuje najbardziej. - Na pewno przegrane 0:1 spotkanie z Polonią Bytom. Sprokurowałem wtedy karnego. Najgorzej wspominam właśnie to starcie - zakończył.