Tu "Ecik" strzelał gole, a Ruch Radzionków ośmieszał gigantów. Stadionu już nie ma, będą sklepy

Robert Czykiel
Robert Czykiel
Prezes Bomba przez jednych porównywany był do Mariana Dziurowicza (byłego prezesa PZPN), a przez innych do Huberta Kostki (byłego bramkarza reprezentacji Polski, a następnie trenera). Nieprzypadkowo, bo szef radzionkowskiego klubu nie gryzł się w język, bardzo dużo wymagał od trenerów i zawodników oraz ciągle chciał więcej. Gdyby nie jego charakter, to być może klub w latach 90. nadal grałby na zapleczu najwyższej ligi albo nawet niżej. Bomba jednak natchnął wszystkich do pracy i rozbudził w nich marzenia.

- Bez prezesa Bomby nie byłoby Ruchu w I lidze. Nie mam co do tego wątpliwości. Był prezesem w całości oddanym Ruchowi. Nie mieliśmy z nim lekko, ale każdy szanował ogromną pracę, którą wykonywał - mówi Marian Janoszka.

Bomba w "Cidrach" przeszedł niemal wszystkie szczeble. W młodości był zawodnikiem. Potem trenerem, ale... badmintona oraz piłki ręcznej. W końcu prowadził drużynę piłkarską, by potem zasiąść w fotelu prezesa. Tego siedzenia było jednak niezwykle mało, bo Ruch organizacyjnie nie był gotowy na I ligę. Wszystko było dopinane do ostatniej chwili przed debiutem. Prezes jednak świetnie odnajdywał się w takich sytuacjach - pod ciągłą presją, tocząc walkę z czasem. Miał także niezwykły zmysł do interesów.
Po awansie do I ligi na meczach Po awansie do I ligi na meczach "Cidrów" była jedna z największych frekwencji w Polsce. Fot. Agencja Gazeta/Robert Krzanowski
Drużyna, która awansowała do I ligi była zbudowana z zawodników niechcianych w innych klubach lub grających w niższych ligach. Negocjacje z nimi nie były łatwe, ale prezes Ruchu miał asa w rękawie. Jako pracownik kopalni posiadał dostęp do przeróżnych produktów. Przykładowo Wojciech Myszor przyszedł z Górnika Lędziny. Górnik, by zarobić na funkcjonowanie sekcji piłkarskiej, prowadził własną działalność, m.in. handlował mięsem. Klub jednak miał problem z dostępem do półtusz wieprzowych. Bomba załatwił więc mięso, w zamian mógł kupić utalentowanego obrońcę. Z kolei Wojciech Grzyb, który potem rozegrał ponad 300 meczów w Ekstraklasie, przyszedł z Victorii Jaworzno za... kiełbasę. Natomiast Ireneusza Walusia wyciągnięto ze Stali Zabrze za piłki.

To wszystko nie wystarczyłoby jednak do osiągnięcia dobrych wyników. Kluczowa była świetna atmosfera panująca w szatni. Ruch Radzionków był niczym wielka rodzina. Jeden drugiemu pomagał, co miało później przełożenie na boisku. Klimat w drużynie budowano w sposób, który ludzi z zewnątrz nieco zaskakiwał.

- Jedno z pierwszych pytań, z jakimi się spotkałem w roli trenera "Cidrów", zabrzmiało: "A może byśmy na grzyby pojechali?". To była klubowa tradycja! Zdziwiony byłem, ale postanowiłem ją uszanować. W lesie czekało na nas ognisko, kiełbaski, zimne piwo. Pośpiewaliśmy, działacze walnęli po lufie. A grzyby rzeczywiście zbieraliśmy, wielkie kosze przywoziliśmy - wspomina Jan Żurek (trzy razy był trenerem Ruchu - przyp. red.) w książce "Żółto-czarna ojczyzna" wydanej z okazji 90-lecia klubu.

Wypady na grzyby często zastępowały... odnowę biologiczną. Inną klubową tradycją był tzw. śledź. To impreza, którą organizowano na pożegnanie karnawału. Piłkarze przychodzili z życiowymi partnerkami, bawili się do białego rana, co scalało zespół. Atmosfera budowała się także w trakcie... pracy. Zawodnicy mieli etaty w kopalni, ale pracowali na stadionie. Najczęściej ich zajęciem było czyszczenie schodów z chwastów.

Człowiek, który miał czoło do bramek

Marian "Ecik" Janoszka powtarzał, że bez Bomby nie byłoby Ruchu w I lidze, ale równie dobrze można powiedzieć, że tego sukcesu nie byłoby także bez niego. Niemal całą karierę napastnik spędził właśnie w "Cidrach". To tutaj zaczynał przygodę z piłką i tylko dwa razy zdecydował się na krótkie epizody w innych barwach. Najpierw wyjechał na krótki czas do Niemiec. Zdecydował się na to po trzynastu latach gry w żółto-czarnych barwach.

Za drugim razem zdecydował się na przenosiny do GKS-u Katowice. W tym klubie zadebiutował w dzisiejszej Ekstraklasie. Miał już wtedy 32 lata, a i tak nadal strzelał bramki. Do dzisiaj jednak wszyscy wspominają anegdotę z meczu przeciwko Girondins Bordeaux w Pucharze UEFA. Zinedine Zidane - późniejszy mistrz świata i gwiazdor Juventusu oraz Realu - często był faulowany. Francuz narzekał u sędziego na rywali z Katowic. Janoszka w pewnym momencie nie wytrzymał i wypalił do niego po śląsku: "Skońc knolić, ino zacnij groć".

Legendą obrosła inna wypowiedź, którą zawsze wspominają ludzie, którzy grali z nim w Ruchu. Podobno pewnego dnia Janoszka przeglądał się w lustrze, po czym stwierdził: "Takie coło to mom ino jo i Pele". Czoło było jego najgroźniejszą bronią. Każdy kibic kojarzy "Ecika" z niezliczoną liczbą bramek strzelonych głową. Trenerzy i koledzy śmiali się, że tą częścią ciała uderza piłkę mocniej niż oni nogami.
Na zdjęciu: Marian Janoszka na nieistniejącym już stadionie Ruchu Radzionków. Fot. Newspix/Press Focus/Rafał Rusek Na zdjęciu: Marian Janoszka na nieistniejącym już stadionie Ruchu Radzionków. Fot. Newspix/Press Focus/Rafał Rusek
- W tych wszystkich opowieściach o jego grze głową nie ma w ogóle przesady. Janoszka mógł być niewidoczny przez cały mecz, ale wystarczyło jedno dośrodkowanie i on wiedział, w którym miejscu być, kiedy wyskoczyć i którą częścią czoła uderzyć piłkę. I ona niemal zawsze wpadała do siatki. Często przy niekorzystnych wynikach z trybun krzyczeliśmy "grajcie na Ecika". Przeciwnicy trzęśli się ze strachu przy dośrodkowaniach i często podwajali, a nawet potrajali krycie. I co? I czasami nawet to nie pomagało! - śmieje się wieloletni kibic Ruchu Dariusz Werner.

Janoszka po okresie gry w Katowicach wrócił do Radzionkowa. Kiedy wprowadzał Ruch do I ligi, miał już 37 lat. To nie przeszkodziło mu w strzeleniu dwunastu bramek dla beniaminka w sezonie 1998/99. Nigdy nie był piłkarzem, który czarował świetnym wyszkoleniem technicznym, samotnymi rajdami czy sztuczkami. Miał jednak nosa, a raczej czoło do strzelania bramek. Radzionkowscy kibice kochają go do dzisiaj. To efekt tego, że nigdy woda sodowa nie uderzyła mu do głowy. Nie chował się przed fanami, nie zgrywał pana piłkarza. Na ulicy każdy mógł podejść i porozmawiać o ostatnim meczu. Później to dla niego przychodzili na stadion.

- Gdzie by mi było lepiej? Zawsze byłem z Radzionkowem mocno związany, bo to moje miasto i czułem się w nim najlepiej. Tutaj było mi dobrze, nie chciałem wyjeżdżać. Tu była moja żona i dzieci. Ludzie do dzisiaj mnie pamiętają. Na ulicy zaczepiają, zapytają, co słychać i jak się żyje - tłumaczy legenda Ruchu.

W rozgrywkach ligowych skończył grać w 2009 roku, w wieku... 48 lat. Do samego końca siał postrach na niższych szczeblach. Dzisiaj także ciągnie go do piłki, ale już tylko rekreacyjnie. W Radzionkowie regularnie odbywa się turniej amatorski jego imienia. Kilka dni temu odbyła się ostatnia edycja i "Ecik" (obecnie 57-latek) oczywiście sam wystąpił w jednej z drużyn.

Czekając na lepsze czasy

Pełne trybuny, zwycięstwa nad ligowymi gigantami, Janoszka strzelający gole i Bomba szalejący z radości. To wszystko już przeszłość. "Cidry" po trzech sezonach spadły z I ligi, a potem tułały się po niższych klasach rozgrywkowych. Obecnie na razie nikt nie marzy o grze w Ekstraklasie. Marzeniem wszystkich jest nowy stadion i stabilizacja finansowa. W czerwcu Ruch świętował awans do III ligi, a niedługo później na obiekt przy Narutowicza wjechały buldożery.
Zdjęcie z rozbiórki stadionu przy ul. Narutowicza w Bytomiu. Fot. Daniel Lekszycki Zdjęcie z rozbiórki stadionu przy ul. Narutowicza w Bytomiu. Fot. Daniel Lekszycki
Ruch Radzionków został bez domu. Swoje mecze gościnnie rozgrywa na stadionie Sokoła Orzech. Kończy się powoli budowa małego stadionu przy radzionkowskiej szkole sportowej, na który przeniosą się "Cidry" (zobaczycie go na poniższym zdjęciu, które opublikował aktualny prezes klubu). Nie jest to obiekt, który zadowalałby klub z takimi tradycjami. Na razie jednak nie ma porozumienia z burmistrzem, który przez wiele lat obiecywał nowy stadion, ale na obietnicach się skończyło.



- Serce cały czas boli, a w oku kręci się łezka, gdy przechodzi się obok miejsca, gdzie stał nasz stadion - zgodnie przyznają na koniec nasi rozmówcy.

ZOBACZ WIDEO Joanna Jóźwik o nagiej sesji: To nie jest rozebranie się. To pokazanie sportowej duszy
Czy byłeś kiedykolwiek na meczu Ruchu Radzionków?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×