Michał Gałęzewski: Lechia Gdańsk - gotowi na wszystko

Newspix / Grzegorz Radtke / Na zdjęciu: piłkarze Lechii Gdańsk
Newspix / Grzegorz Radtke / Na zdjęciu: piłkarze Lechii Gdańsk

Największym wrogiem Lechii Gdańsk, która w ostatnim czasie zaczyna grać tak, jak marzą jej kibice, jest sama Lechia. Najbliższe miesiące będą testem, czy lider Lotto Ekstraklasy dorósł do tego, by zdobywać trofea.

Tych trofeów przecież w klubowej gablocie niewiele. Po sezonach, w których gdańszczanie zajmowali czwarte miejsca, był w Lechii olbrzymi niedosyt. Klub zdawał się być już wtedy gotowy na reprezentowanie Polski w europejskich pucharach, jak przychodziło co do czego, przegrywał w najważniejszych momentach. Kumulacja tego co złe, nadeszła w ubiegłym sezonie. Do Gdańska za wielkie pieniądze przyjeżdżali piłkarze u schyłku swojej kariery oraz tabun obcokrajowców. Mogło się zdawać, że nazwisko kończące się na -ić lub portugalski paszport załatwią wszystko, nawet jak nie ma piłkarskich umiejętności. Z tą zasadą zaczął walczyć Piotr Stokowiec.

Przecież obecne, doskonałe wyniki Lechii Gdańsk, to nie jest wypadkowa wielkich transferów. To prawda, przyszedł choćby Jarosław Kubicki, który bije rekordy przebiegniętych kilometrów i haruje w środku pola, jednak ani to obcokrajowiec, ani piłkarz wypalony. W Gdańsku pozbyto się tych, którzy nie dawali zespołowi wiele, a brali największe pieniądze. Zejście z listy płac Sebastiana Mili, Marco Paixao, Grzegorza Kuświka, Jakuba Wawrzyniaka, a ostatnio też Milosa Krasicia, a także zwiększenie liczby polskich piłkarzy w pierwszym zespole - Lechia jest tutaj zdecydowanym liderem w całej ligowej czołówce - nadało drużynie tożsamość.

Największym wrogiem Lechii w tej sytuacji jest sama Lechia - zarówno piłkarze, którzy nie mogą dopuścić do tego, by poczuć się zbyt pewnie, jak i działacze. Ci muszą pójść za ciosem i utrzymać wszystkie ważne postaci w drużynie. Gdańszczanie mają przecież w swoim składzie kilku wyróżniających się zawodników, po których swoje ręce już zimą mogą wyciągnąć kluby z zachodniej Europy. Sam trener Stokowiec na pytanie o zimowe wzmocnienia (tutaj mówi się dużo o ewentualnym sprowadzeniu Michała Pazdana) od razu odpowiedział, że przede wszystkim liczy na brak osłabień.

ZOBACZ WIDEO Serie A: Błysk Milika na wagę trzech punktów. Piękny gol Polaka [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

Łakomym kąskiem może być przede wszystkim Lukas Haraslin. Piłkarz ten wrócił po ciężkiej kontuzji i jest jednym z najczęściej faulowanych piłkarzy. W tym sezonie zagrał co prawda we wszystkich dziewiętnastu meczach (licząc Puchar Polski), jednak tylko dwukrotnie przetrwał na boisku przez pełne 90 minut. Skrzydłowy, będący w kręgu zainteresowań selekcjonera reprezentacji Słowacji, zbiera doskonałe recenzje za swoją grę, zresztą podobnie jak Filip Mladenović. Serb, który z BATE Borysów grał w Lidze Mistrzów, daje wiele argumentów na plus i również na lewej obronie zaczyna wyrastać poza tę ligę.

Ciekawe jest to, że Mladenović nauczył się języka polskiego w przeciągu kilku miesięcy. Obecnie w Lechii jest ośmiu obcokrajowców, z czego wywiadów po polsku nie udziela jeszcze tylko trzech - Zlatan Alomerović, Steven Vitoria i Egy Maulana Vikri. Pozostali biegle władają naszym językiem, co też wpływa na atmosferę w drużynie. To miła odmiana w stosunku do klubów wystawiających dziewięciu obcokrajowców w wyjściowej jedenastce. Właśnie atmosfera i żelazne zasady to jest coś, na czym Piotr Stokowiec zbudował wielkie fundamenty. Filmy z fetującymi lechistami i wodzirejem Haraslinem co każde zwycięstwo zdążyły już podbić internet.

Lechia jest liderem, a ma jeszcze spore rezerwy. Do drużyny wprowadzani są młodzi zawodnicy - swoją szansę mieli już Mateusz Sopoćko i Karol Fila, a ostatnio dołączył do nich Tomasz Makowski. W kolejce do zaistnienia w wyjściowej jedenastce są też Adam Chrzanowski, Konrad Michalak, Mateusz Żukowski czy Egy Maulana Vikri, który jak na zawołanie strzela bramki w czwartoligowych rezerwach. Gdańszczanie uciekają od jasnych deklaracji, jednak jeśli tylko sami sobie nie przeszkodzą, są gotowi na wszystko, z mistrzostwem Polski włącznie.

Wyniki Lechii są bardzo dobre, a w niedzielę dojdzie do najważniejszego meczu jesieni. Do Gdańska przyjeżdża Legia Warszawa. W przypadku zwycięstwa gospodarzy, mogą oni powiększyć przewagę nad tym zespołem do aż ośmiu punktów. Patrząc na grę i poziom wyrachowania gdańskiej drużyny, która przegrała dotąd tylko dwa razy w siedemnastu meczach, a u siebie uzbierała 20 punktów w ośmiu spotkaniach, trudno byłoby roztrwonić taką przewagę.

Jakie to będą marzenia? Odpowiedź na wiele pytań dadzą najbliższe dwa okienka transferowe i pokażą, czy prezes Adam Mandziara i niemieccy właściciele klubu mają możliwości budowy krajowego hegemona. Pod batutą Piotra Stokowca nieoczekiwanie buduje się drużyna, która może stać się spełnieniem marzeń gdańskich kibiców.

Michał Gałęzewski

Komentarze (4)
avatar
Patr
5.12.2018
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
avatar
santa66
5.12.2018
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Mladenovic prawym obrońcą?:) 
avatar
Fives75
5.12.2018
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Nie oszukujmy się. Lechia to ne PSG albo MC. Niemieccy właściciele nie chcą budować potęgi Lechii tylko zarabiać na niej. Więc jak tylko ktoś zaproponuje pieniądze rzędu 500tys-1,5mln euro za z Czytaj całość