Ksiądz Henryk Jankowski był mentorem. Dla opozycji, też dla kibiców. Dziś jest apel o komisję społeczną

- Apeluję o komisję społeczną do wyjaśnienia tej sprawy! Nie wolno zamieść jej pod dywan - mówi nam Andrzej Kowalczys, gdański opozycjonista z czasów walki z komuną. Jest wstrząśnięty ostatnimi doniesieniami dot. księdza Henryka Jankowskiego.

Jacek Stańczyk
Jacek Stańczyk
Ksiądz Henryk Jankowski PAP / Adam Warżawa / Na zdjęciu: Ksiądz Henryk Jankowski

Były w komunistycznych czasach w Gdańsku trzy bastiony wolności: stocznia, kościół Św. Brygidy i stadion Lechii Gdańsk. Tam stoczniowcy, kibice pluli władzy w twarz, a potem ganiali się z nią po gdańskich ulicach. W każdą niedzielę zbierali się też w kościele na mszy za ojczyznę, płomienne kazania głosił wtedy ksiądz Jankowski. A potem ci wszyscy ludzie pod kościołem z komuną się tłukli.

Andrzej Kowalczys też się bił. Teraz, gdy Trójmiastem wstrząsnął reportaż Bożeny Aksamit z "Dużego Formatu" o molestowaniu seksualnym nieletnich przez legendarnego duchownego, Kowalczys nie ma wątpliwości: - Jestem tym artykułem wstrząśnięty. Uważam, że powinna powstać komisja społeczna, składająca się z prokuratorów prowadzących śledztwa, policjantów, świadków, przedstawicieli IPN, osób które uważają się za pokrzywdzone i odważnych księży. Nie wolno zamieść jej pod dywan. Jeśli to prawda, nie wiadomo, jakie byłyby zasługi księdza Jankowskiego, ale na pewno trzeba o tym wszystkim głośno mówić.

Mentor i nauczyciel

Ksiądz Jarosław Wąsowicz w książce "Biało-Zielona Solidarność" pisał: "Kibice Lechii Gdańsk regularnie uczestniczyli w mszach świętych w intencji Ojczyzny odprawianych co tydzień w latach 1981-89 w kościele św. Brygidy w Gdańsku. Parafia ks. Henryka Jankowskiego, kapelana gdańskiej Solidarności stała się w tych dniach oazą wolności, schronieniem dla tych wszystkich, którzy podjęli walkę z komunistyczną władzą. Była nieformalną "ambasadą" zdelegalizowanej Solidarności, którą odwiedzali zachodni politycy, głowy państw, dziennikarze, polscy opozycjoniści".

Andrzej Kowalczys, gdański opozycjonista, wspomina nam: - Znałem każdą kostkę bruku pod kościołem. Na plebanii spotykała się wtedy opozycja z górnej półki, a wokół kościoła, na tych niedzielnych mszach manifestanci, którzy głośno protestowali przeciwko reżimowi komunistycznemu. I ja do tej grupy manifestantów należałem. Nigdy nie byłem gościem plebanii, za to byłem wielokrotnie uczestnikiem mszy świętej, po których odbywały się manifestacje patriotyczne. To miejsce było dla mnie szalenie ważne.

Te manifestacje stały się z czasem swego rodzaju fenomenem społecznym i politycznym. Kibice Lechii - o czym możemy przeczytać choćby w książce księdza Wąsowicza - stworzyli nawet grupę uderzeniową, bili się na demonstracjach pod kościołem św. Brygidy z szalikami na twarzy. Bo pod kościołem do walk dochodziło bardzo często, głównie po mszach. Ksiądz Henryk Jankowski był ich duchowym przywódcą, wygłaszał płomienne - patriotyczne kazania.

Tadeusz Duffek, nieżyjący już kibic Lechii i opozycjonista, pisał w książce "Biało-Zielona Solidarność": "Ludzie zwątpili w pewnym momencie. Ale Lechia nie zwątpiła. Walczył też wytrwale ks. Jankowski, co tydzień głosząc mocne kazania na ambonie w kościele św. Brygidy. To był wtedy nasz mentor i nauczyciel. Utożsamialiśmy się z tym, co mówił i robił. Czerpaliśmy natchnienie pięknych, patriotycznych kazań ks. Prałata. Brzmią w mi w uszach do dzisiaj. Uczył nas prawdziwej polskiej historii. Jestem mu wdzięczny za to, że mogę powiedzieć dzisiaj, że jestem polskim patriotą, a nie czerwonym patriotą. Tam w Brygidzie ugruntowałem swoje poglądy polityczne. Gdyby wtedy w Gdańsku nie było ks. Jankowskiego, cały opór antykomunistyczny byłby na pewno mniejszy. Ksiądz prałat był jednym z tych ludzi, dzięki którym Solidarność przetrwała".
Fot. PIOTR MAZUR / AGENCJA GAZETA. Ksiądz Jankowski był też związany ze środowiskiem Lechii Gdańsk. Tu na odsłonięciu gwiazdy legendarnego piłkarza Zdzisława Puszkarza w Alei Gwiazd Fot. PIOTR MAZUR / AGENCJA GAZETA. Ksiądz Jankowski był też związany ze środowiskiem Lechii Gdańsk. Tu na odsłonięciu gwiazdy legendarnego piłkarza Zdzisława Puszkarza w Alei Gwiazd
Po latach, gdy fani innych drużyn chcieli go sprowokować, nazywali "ministrantem księdza Jankowskiego". W 2004 roku, gdy kuria chciała usunąć duchownego z parafii św. Brygidy, Duffek był w komitecie obrony Jankowskiego. A całemu komitetowi przewodził jego ojciec.

Wielkie kontrowersje

Prałat był osobą kontrowersyjną. Już w wolnej Polsce zarzucano mu antysemityzm, niepotrzebny przepych, niejasne interesy. Z jednej strony, kto się do niego zwrócił o pomoc, ten ją otrzymywał, pomagał dzieciom z domów dziecka. Pozostał kibicem Lechii, bywał na klubowych uroczystościach. Ciągnęła się też za nim fama duchownego wykorzystującego nieletnich. W 2003 roku matka jednego z ministrantów księdza oskarżyła Jankowskiego o molestowanie seksualne jej syna. Prokuratura niczego mu jednak nie udowodniła. Rok później ksiądz i tak przestał pełnić funkcję proboszcza parafii św. Brygidy, został z niej odwołany.

Teraz, 8 lat po śmierci księdza, reportaż Bożeny Aksamit z "Dużego Formatu" w "Gazecie Wyborczej" ponownie wstrząsnął opinią publiczną. Relacje osób, już nie tylko w tym artykule które Jankowski miał skrzywdzić, są porażające - TUTAJ PRZECZYTASZ WIĘCEJ. Ksiądz, gdy był jeszcze wikarym w parafii św. Barbary, miał molestować seksualnie dzieci. Jedna z dziewczyn - jak czytamy w reportażu - zaszła z nim w ciążę, a potem popełniła samobójstwo. O zachowaniu prałata Jankowskiego przez lata miała wiedzieć kościół i na to pozwalać.

Gdańsk jest teraz podzielony, bo ksiądz Jankowski ma swój pomnik, jest także honorowym obywatelem miasta - WIĘCEJ TUTAJ. Duchowny zmarł w 2010 roku.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×