- Naprawdę ciężko jest po takim meczu powiedzieć cokolwiek, co miałoby jakiś sens. Każdy z nas bardzo chciał żeby Górnik utrzymał się w ekstraklasie. Walczyliśmy o tym w spotkaniu z Polonią, byliśmy zdeterminowani żeby ten mecz wygrać. Niestety stało się inaczej - mówił rozgoryczony napastnik Górnika, Dawid Jarka. - Wiedzieliśmy, że wyniki innych meczów nie układają się dla nas korzystnie. Musieliśmy postawić wszystko na jedną szalę i rzucić się do ataku. Niestety nasze ataki nie przyniosły nam upragnionego trafienia, a potem straciliśmy bramkę, która pozbawiła nas nadziei na chociażby honorowy punkt - dodał napastnik zabrzańskiej drużyny.
W starciu z warszawianami uzdolniony snajper Trójkolorowych był jedynym nominalnym napastnikiem drużyny trenera Henryka Kasperczaka: - Trener za zadanie postawił mi ciągłą grę blisko bramki przeciwnika. Nie miałem się cofać po piłki do drugiej linii, lecz krążyć przy polu karnym przeciwnika czyhając na błąd obrony i strzelić tę upragnioną dla nas wszystkich bramkę. Polonia zagrała jednak bardzo dobrze w defensywie i nie popełniła żadnego błędu, po którym mógłbym stanąć przed szansą strzelecką. Nasza gra w końcówce spotkania była bardzo nerwowa. Bardzo chcieliśmy trafić do siatki rywala i wygrać to spotkanie. Niestety nie było nam to dane, a jakie są tego konsekwencje wszyscy doskonale wiemy - kręcił z niedowierzaniem głową 22-letni snajper drużyny z Roosevelta.
- Bardzo nam zależało na tym, żeby utrzymać się w ekstraklasie. Nikt z nas nie dopuszczał do siebie myśli o spadku. Niestety stało się tak, jak się stało. Wszyscy jesteśmy nieszczęśliwi. W szatni każdy z nas przeżywał swój osobisty dramat. Ciężko mi powiedzieć, co się teraz stanie z tą drużyną, bo nie ode mnie należy podejmowanie tego typu decyzji. Na pewno w najbliższych dniach będziemy się oswajać z tym, że przyjdzie nam na jesień grać w pierwszej lidze. Ale nie ukrywam, że jak najszybciej chciałbym z Górnikiem wrócić do ekstraklasy i mam nadzieję, że już za rok będzie mi to dane - zakończył z nutką optymizmu w głosie Dawid Jarka.