Stanisław Wierzgacz: Każdy gol to wina bramkarza

Stal Stalowa Wola przegrała 1:0 ze Zniczem Pruszków. Do 84. minuty wszystko układało się po myśli zielono-czarnych. Wtedy jednak padł gol dla zawodników z Pruszkowa. - Wydaje się, że mogłem się lepiej zachować przy tym golu - mówi portalowi SportoweFakty.pl Stanisław Wierzgacz.

Jedyny przedstawiciel Podkarpacia w pierwszej lidze nie jest jeszcze pewny utrzymania. W minioną sobotę Stalowcy przegrali w Pruszkowie z miejscowym Zniczem 1:0 i nadal walczą o uniknięcie baraży. Podopieczni Władysława Łacha potrzebują tylko jednego oczka. W Pruszkowie do pełni szczęścia nie brakło wiele. - Zabrakło nam kilku minut i wywieźlibyśmy z Pruszkowa cenny punkt, który byłby na wagę złota w obecnej sytuacji. Trudno, nie udało się, ale walczymy dalej. Mamy nadzieję, że w piątek będzie inaczej - stwierdził drugi bramkarz Stali, Stanisław Wierzgacz.

Dla Wierzgacza był to kolejny mecz, w którym stanął między słupkami. Rezerwowy golkiper zielono-czarnych w sobotnie popołudnie kilka razy uchronił swój zespół od utraty gola. - Nie zagrałem chyba rewelacyjnie. Miałem jednak dużo szczęścia. Zawsze to powtarzam. W końcu mogłem pokazać odrobinę moich umiejętności, ponieważ miałem więcej pracy. Zabrakło chyba trochę koncentracji. Stało się tak jak się stało. Bardzo tego żałuję. Na pewno miałbym swój udział w tym remisie, a tak to nikt nie będzie tego pamiętał - kontynuuje.

Stal spotkanie w Pruszkowie kończyła w osłabieniu, co na pewno pomogło piłkarzom Znicza w zdobyciu gola. - Po tym jak Bartek Piszczek dostał czerwoną kartkę, o którą nikt nie ma do niego pretensji, ponieważ musiał sfaulować gdyż akcja zapewne zakończyłaby się golem, to wkradła się w nas jakaś nerwowość. Gracze z Pruszkowa umiejętnie przesuwali się i atakowali większą liczbą zawodników. My tylko wykopywaliśmy piłkę do przodu i próbowaliśmy tam coś zmontować. Niewiele jednak z tego wychodziło. Znicz miał kilka okazji do zdobycia gola i w końcu się im to udało - mówi w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl Stanisław Wierzgacz.

Gol dla ekipy spod Warszawy padł w 84. minucie. Bartosz Ossoliński będąc na 14. metrze ładnie uderzył futbolówkę, która zaskoczyła bramkarza Stali i tuż nad nim wpadła do siatki. - Wydaje się, że mogłem się lepiej zachować przy tym golu. Zawsze analizuję bramki i chcę coś poprawiać. W tym przypadku w ogóle nie spodziewałem się, że piłkarz z Pruszkowa może coś takiego zrobić. Zawodnik Znicza wykazał się dużym sprytem, że tak uderzył. Gdybym stał bliżej bramki, to może bym obronił to uderzenie. Stałem na 3-4 metrze od bramki i spodziewałem się jakiegoś prostopadłego podania w kierunku pomocnika, żeby to wyjść i przeciąć. On jednak strzelił i ku rozpaczy mojej i kolegów z drużyny wpadła do siatki - dodaje drugi golkiper zespołu z Podkarpacia.

Wierzgacz jest wobec siebie dość krytyczny, ale twierdzi, że dokładnie nie wie, czy gola można zapisać na jego konto, czy też nie. Zdaje on sobie jednak sprawę, że mógł zachować się przy tym trafieniu nieco inaczej. - Na pewno każdy gol to wina bramkarza. Ja w ten sposób myślę, czy to samobój, czy rykoszet, to zawsze jest co poprawić. Nie ma tak, żeby się nie dało. Czy ten gol obarcza moje konto, czy też nie, to już będzie analizował sztab szkoleniowy. Szczerze powiem, że nie widziałem jeszcze jak wpadła dokładnie ta bramka. Nie jestem w stanie powiedzieć czy to mój błąd, czy nie. Mogłem jednak zrobić coś w kierunku, żeby to obronić - kończy zawodnik drużyny prowadzonej przez Władysława Łacha.

Komentarze (0)