To piękna historia. Kuba z Wisłą Kraków to - jak śpiewał kiedyś Jan Pietrzak w kawałku "Czy te oczy mogą kłamać" - dojrzały związek: "kobieta z przeszłością, mężczyzna po przejściach". Dziś oboje w tarapatach, ale może będą umieli sobie wzajemnie pomóc.
Od razu pojawiło się tysiąc pytań, czy to dobry transfer? O ile te wspólne treningi z Wisłą można już nazwać transferem, bo mam wątpliwości. A kibice mają wątpliwości - po tym, jak mało i jak średnio Kuba grał jesienią w Wolfsburgu i reprezentacji - czy w ogóle Wiśle jeszcze coś da pod względem sportowym.
Czy to on pomaga klubowi czy może klub jemu? Widać dużą desperację ze strony byłego kapitana kadry, żeby wrócić do Krakowa. Nie zniechęciło go nawet to wielkie zamieszanie wokół Wisły. Specjalnie mu się nie dziwię, bo przecież ma już 33 lata, organizm sterany urazami, kontuzjami i wcześnie rozpoczętą karierą. Mógłby pewnie znaleźć przystań w jakimś mniej lub bardziej przypadkowym klubie np. w Grecji, gdzie pieniędzy z kontraktu na oczy by nie zobaczył, a i sportowo by nie zyskał. A w Krakowie może kokosów nie zarobi, ale ma szansę się piłkarsko odbudować. No i - co najważniejsze - będzie obecny w życiu środowiska piłkarskiego w kraju. Przecież łatwiej wspominać o grze Kuby w reprezentacji Polski, jeśli się będzie pojawiał - nawet na krótko - w Ekstraklasie, niż nigdzie. Istotne przy decyzji Kuby o powrocie do Wisły były też względy rodzinne. W Krakowie dobrze się żyje, dzieci mogą się uczyć po polsku, a żona odpocznie po latach tułaczki. Czy Kuba dużo da Wiśle? Tego nikt nie wie, bo od chyba roku nie zagrał meczu, z którego byłby pozytywnie zapamiętany. Ale Kuba to pracuś, roboty się nie boi. Zrobi wszystko, by wrócić, tylko nawet on nie wie, co na to powie jego organizm.
Jedno jest pewne: Błaszczykowski to jest w Polsce duże nazwisko. I dla klubu takiego jak Wisła – z ubłoconą reputacją - to jest wartość nie do przecenienia. "Biała Gwiazda" musi odgruzować się z całego kibolskiego syfu, jaki się do niej przyczepił, i o mało co nie wysłał na tamten świat. Reanimacja klubu jest cały czas prowadzona i pewnie się skończy sukcesem. Bo dziś nikomu nie zależy, żeby zostać ochrzczony mianem grabarza Wisły. Prokuratura, PZPN, Ekstraklasa obudziły się strasznie późno, długo udając, że nie znają problemów Wisły. Ale dziś będą wiosłować w słuszną stronę, ratować klub. Wszystkie te instytucje - i jeszcze kilka innych - popełniły grzech zaniechania. Skąd nagła aktywność? Nie wątpię, że rosnące poczucie winy to też jest skuteczna motywacja, ale całą robotę zrobiły media. To dziennikarze rozpętali burzę, której nie dało się już uciszyć. Jednak nie mam wątpliwości, że gdyby prowadzony przez gangsterów klub spektakularnie nie zbankrutował, to dziś o tym, że jest w Wiśle źle, "gęgaliby" tylko dziennikarze. Głowy ważnych prezesów byłyby nadal - tak jak do tej pory - odwrócone.
ZOBACZ WIDEO Sytuacja Wisły Kraków to telenowela. "Opuścisz jeden dzień i jesteś zagubiony"
Nie wiem, czy transfer Jakuba Błaszczykowskiego do Wisły będzie najlepszym transferem tego zimowego okienka w Polsce, ale na pewno najgłośniejszym. Bo przecież nie będą nimi dwaj Portugalczycy ściągnięci do Legii przez trenera Ricardo Sa Pinto, którego posunięcia transferowe świetnie scharakteryzował Antoni Bugajski z "PS": "Sa Pinto zachowuje się jak typowy zagraniczny szkoleniowiec w polskiej lidze, który żyje w niesłabnącym przeświadczeniu, że tylko jego rodacy są w stanie podnieść poziom tutejszego futbolu".
Idea chorwackiej Legii, której twarzami byli Romeo Jozak, Dean Klafurić i Eduardo efektownie zbankrutowała, ale jak widać idea Legii portugalskiej jest właśnie w rozkwicie. Już dziś najlepszym transferem zimy jest sprzedaż przez Pogoń młodego Sebastiana Walukiewicza do Cagliari, choć zawodnik do Włoch przeniesie się dopiero latem. Pogoń zainkasowała za niego 4 mln euro, a z Legii wyciągnęła go - mądrze wykorzystując kryzys właścicielski klubu z Łazienkowskiej - za... 60 tysięcy złotych. Tak się robi transfery!
A najgorszy transfer? W Ekstraklasie mogą się nie bać. Ten najgorszy transfer już się wydarzył i to jeszcze przed formalnym otwarciem okienka. Tyle, że nie w futbolu, a w… polityce. Jak pisze znakomity felietonista Jerzy Iwaszkiewcz, polityką się nie zazwyczaj nie zajmujemy, bo można od tego dostać kociej mordy, a jednak zrobimy mały wyjątek.
W przypadku powrotu Kuby Błaszczykowskiego do Wisły mamy piękną historię o przywiązaniu do barw klubowych, o lojalności i uczciwości. W transferze politycznym zostaliśmy zaprowadzani na drugi biegun – jak najdalej od tych wartości.
Lider PO Grzegorz Schetyna sprowadził do swojego klubu posłankę Kamilę Gasiuk-Pihowicz z kolegami z zaprzyjaźnionego klubu Nowoczesnej, wierząc że w ten sposób on sam staje się wielką i jedyną koalicją opozycji wobec PiS. Pan Grzegorz, sam entuzjasta sportu, piłkarz amator, były działacz koszykarski, popełnił grzech pychy. I bardzo się pomylił. Jakby nie znał sportu. Przecież gdy do Turynu sprowadzano Cristiano Ronaldo, nikt z szefów Juventusu nie pomyślał, że kupił sobie cały Real Madryt. Co gorsza za ten najgorszy transfer zimy od własnych kibiców (wyborców) pan Grzegorz dostał po głowie. Za to, że rozwala - z trudem zbudowany - wspólny blok antypisowskiej opozycji. Padły mocne słowa: o zdradzie, o nielojalności, o zachowaniu godnym modliszki. Na tyle bolesne, że transfer posłanki Gasiuk-Pichowicz obrzydł nawet panu Grzegorzowi. Raz jeszcze się okazało, że styl - nawet w takich zapasach w kisielu jaką jest polska polityka - liczy się teraz bardziej niż kiedykolwiek.
Nie wiem, kiedy zrozumieją to w polityce, ale w Wiśle Kraków zaczynają powoli rozumieć. A to już bardzo dużo.
Dariusz Tuzimek,
Futbolfejs.pl
Jedynym dziennikarzem godnym tego miana okazał się niejaki Jadczak, tropiący wytrwale aferę krok po kroku.
Cała reszta, "gęgająca", z tobą Czytaj całość