W styczniu zeszłego roku Legia Warszawa przeszła rewolucję kadrową. Wtedy stołecznym klubem zarządzali Chorwaci: trenerem był Romeo Jozak, z kolei stanowisko dyrektora sportowego piastował Ivan Kepcija.
Do warszawskiego zespołu trafiło aż dziewięciu nowych piłkarzy. Po dwunastu miesiącach śmiało można powiedzieć, że trzech z nich było strzałami w dziesiątkę. Bardzo dobrze prezentują się: Cafu, Marko Vesović i William Remy.
- Gdy patrzymy na sprowadzone przed rokiem nazwiska, nie wygląda to źle, wielu z tych zawodników się sprawdziło. Największym plusem jest Cafu - ocenia Maciej Murawski w rozmowie z Izą Koprowiak z "Przeglądu Sportowego".
Przeciętnie prezentują się Domagoj Antolić i Chris Philipps. Największym rozczarowaniem okazał się z kolei Eduardo da Silva, którego w klubie już nie ma. To był niewypał transferowy. - Brakowało mu cech, które w naszej lidze są bardzo istotne, jak zaangażowanie i siła - twierdzi Murawski, który jest zdania, że Legia przeprowadziła całkiem niezłe transfery, ale gorzej było z trenerami. Słabo w tej roli spisywali się Jozak i Klafurić.
- Założenia były dobre, transfery niezłe, tyle że drużynę prowadziły niewłaściwe osoby. Romeo Jozak był lepszym dyrektorem sportowym niż szkoleniowcem, razem z Ivanem Kepciją potrafili pozyskać naprawdę niezłych zawodników. Gdyby to on był dyrektorem sportowym, a trenerem został człowiek z doświadczeniem, to ten projekt mógł się powieść - przyznaje ekspert stacji "Canal +", który w przeszłości występował w Legii Warszawa.
Teraz szefem w Legii jest trener Ricardo Sa Pinto. Portugalczyk w ciągu kilku miesięcy sporządził rygorystyczny regulamin, skreślił kilku piłkarzy, których uznał za niepotrzebnych. Na razie system Portugalczyka się sprawdza, bo warszawianie pod jego wodzą wygrali 12 z 20 meczów. Tracą trzy punkty do Lechii Gdańsk.
ZOBACZ WIDEO Piękny gest Błaszczykowskiego. "W Wiśle dali mu szansę. Teraz się odwdzięcza"