Do końca meczu Jagiellonia - Podbeskidzie pozostawało kilkanaście sekund. Rafał Grzyb posłał rozpaczliwe, długie podanie w stronę narożnika boiska. Wydawało się, że piłka wyjdzie poza linię końcową. Jednak Karol Świderski zdołał zagarnąć ją pięta, obiegł Adama Pazio i wślizgiem wystawił ją Tarasowi Romanczukowi. Po chwili pomocnik białostoczan zdobył bramkę, która teoretycznie zapewniła drużynie utrzymanie.
To właśnie 1 maja 2016 roku "Świder" pokazał po raz pierwszy, że ma potencjał wykraczający daleko poza Lotto Ekstraklasę. Ale by z niej odejść, musiał czekać jeszcze ponad 2,5 sezonu. I przejść naprawdę wiele...
Probierz i snickers
Na początku 2014 roku Michał Probierz pojawił się w SMS-ie Łódź, by poprowadzić kilka treningów dla młodych piłkarzy. W trakcie zajęć jego uwagę przykuł jeden z nastolatków. Podejście, zaangażowanie, umiejętności. Obecny trener Cracovii dokładnie przyjrzał mu się jeszcze w meczu juniorów i zapisał jego nazwisko. Kiedy niebawem został po raz drugi trenerem Jagiellonii, Świderski był jednym z pierwszych transferów.
Być może w ten sposób Probierz uratował jego karierę, bo sam piłkarz rozważał już powrót do rodzinnego Rawicza. Ale nie tylko z powyższego powodu to szczególna osoba dla Świderskiego. To on pozwolił mu zadebiutować w Lotto Ekstraklasie, to on dawał mu kolejne szanse. Nawet kiedy młodego piłkarza z ćwiczeń z drużyną eliminowały kolejne urazy. - Tak, miałem u niego spory kredyt zaufania. Mogę tylko podziękować trenerowi, że wtedy grałem. Że chciał mi dawać szansę. I to nawet jeśli w tygodniu nie trenowałem - nie krył niedawno piłkarz w rozmowie z WP SportoweFakty.
Chociaż jednak nastolatek o doskonale ułożonej lewej nodze był bez wątpienia jednym z ulubieńców charyzmatycznego trenera, to ten potrafił użyć na niego bata. - Karol zjedz snickersa, bo zaczynasz gwiazdorzyć - rzucił kiedyś do piłkarza, gdy ten zbyt słabo przykładał się do treningu. Później nawiązywał jeszcze do tego zdania kilkukrotnie - m. in. publicznie, po meczu 1/16 finału Pucharu Polski z Cracovią (1:0).
Los, który nie oszczędzał
Reprymendy były potrzebne, bo Świderski potrafił spocząć na laurach, gdy słyszał kolejne opinie jak wielki ma talent i dokąd nie zajdzie w przyszłości. Opamiętanie przychodziło jednak szybko, najczęściej wraz z kolejnymi występami. A całkowite orzeźwienie nastąpiło, kiedy piłkarza zaczęły męczyć kolejne kontuzje.
Przeciążenia, urazy mięśniowe, problemy ze ścięgnem Achillesa, kolano. Kłopoty zdrowotne potrafiły mu zabrać wiele czasu. Uciekały treningi, czasem szanse na grę. W ten sposób stracił m. in. sporą część rundy wiosennej 2017 czy okresu przygotowawczego przed obecnym sezonem. - Na pewno nie był to łatwy czas dla mnie - mówił nam Świderski na wspomnienie tamtych chwil.
Przez te wszystkie doświadczenia trudno było mu złapać odpowiedni rytm. 96 meczów i 12 goli. Przed rozpoczęciem obecnych rozgrywek Lotto Ekstraklasy ligowe statystyki "Świdra" wyglądały dość mizernie. - Ta liczba występów jest spora, ale tylko na pierwszy rzut oka - mówił zawodnik w wywiadzie z nami, nawiązując do tego, że wiele z nich nie trwała nawet pół godziny.
ZOBACZ WIDEO Sommer zatrzymał Bayer. Zdecydował piękny gol! [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]
Przez 4,5 roku jego rywalami byli m. in. Patryk Tuszyński, Fiodor Cernych, Cillian Sheridan, Roman Bezjak. Przy nich ciężko było zagrać kilka spotkań z rzędu, złapać równowagę. Pewność siebie uciekała. - Nie raz było tak, że zagrałem raz, wypadłem słabiej i lądowałem na ławce - tłumaczył Świderski.
Przełomowy sezon. A raczej miesiąc
Na początku zeszłego roku Świderski kilkukrotnie błysnął wchodząc na boisko jako rezerwowy. Znowu jednak nie udało mu się wygrać walki o pierwszy skład. Podobna sytuacja miała miejsce na starcie obecnego sezonu. Piłkarz zaczął więc rozważać pójście na wypożyczenie do innego klubu, zadzwonił do Probierza. Ostatecznie jednak został i walczył. Ale sytuacja wyszła na światło dzienne i piłkarz nagrabił sobie u kibiców. Część z nich odebrała bowiem jego zachowanie jako brak ambicji.
To wszystko poszło jednak w niepamięć, kiedy Świderski zaczął grać tak, jak wszyscy liczyli. Zaczęło się od wywalczonego rzutu karnego w meczu PP z GKS-em Katowice (dogr. 1:0), później były 2 gole z Zagłębiem w Sosnowcu (4:1), bramka i asysta z Lechem Poznań (2:2) i kolejne 2 trafienia z Arką Gdynia (3:1). - To chyba najlepszy miesiąc w mojej karierze - cieszył się piłkarz po spotkaniu z tymi ostatnimi.
W oczekiwaniu na transfer
Właśnie wtedy znowu zaczęło się mówić o zainteresowaniu nim klubów z Zachodu. Po raz pierwszy Świderski przyciągnął uwagę zagranicy jeszcze w 2015 roku, dwumeczem eliminacji Ligi Europy z FK Kruoja Pakruojis. Wówczas na Litwie uratował Jagiellonii zwycięstwo (1:0) w ostatniej akcji spotkania, a w rewanżu (8:0) błysnął pięknym golem z woleja. Szybko znalazł się pod lupą skautów m. in. z Serie A. Dobre występy w młodzieżowych reprezentacjach Polski sprawiły zaś, że niespełna rok później do Jagiellonii wpłynęła oferta z Empoli, wkrótce podobną złożyło też Palermo. Ale Jaga nie chciała sprzedawać swojego talentu. Ani wtedy, ani w kolejnych rundach.
- Na pewno każdy marzy o transferze zagranicznym, do lepszej ligi. Każdy z nas na to pracuje. Cieszę się, że były te oferty. Szkoda, że nic nie wyszło. Ale nie rozpamiętuję tego, bo robię wszystko co w mojej mocy żeby podczas kolejnych okienek były następne oferty - zapewniał Świderski w rozmowie z nami.
Długo nie musiał czekać. Jego forma nie uszła uwadze zagranicznych klubów. Przy Słonecznej stało się jasne, że tym razem nie uda się go zatrzymać. Ustaloną cenę 2 milionów euro byli gotowi zapłacić PAOK Saloniki i Genoa CFC. Sam piłkarz postawił na ofertę Greków, gdzie jego zadaniem będzie zastąpić Aleksandara Prijovicia, który przez 2 lata zdobył 55 goli.
Nowy rozdział! https://t.co/3A3g75y8lR
— Karol Świderski (@Swiderski97) January 20, 2019
"Nowy rozdział!" - napisał Świderski na Twitterze po ogłoszeniu transferu. A kibice czekają już na kolejne...