Lech - Legia: wojna dyktatorów

East News / Ben Majerus / Na zdjęciu: Ricardo Sa Pinto
East News / Ben Majerus / Na zdjęciu: Ricardo Sa Pinto

Obaj są bezkompromisowi, nie tolerują sprzeciwu, uwielbiają kontrolować każdy szczegół. Adam Nawałka i Ricardo Sa Pinto w ciągu dwóch tygodni spadli do pozycji chłopców do bicia. Dla jednego z nich mecz może być trampoliną, drugiego może pogrążyć.

Niemal w tym samym momencie Lech Poznań i Legia Warszawa wpadły w dołek. W obu przypadkach winą obarczono szkoleniowców. Trudno się dziwić, w końcu z własnej woli stali się głównymi aktorami zdarzeń. Nawałka oczywiście jako były selekcjoner, ale nie tylko. W znacznym stopniu sobotni mecz będzie pojedynkiem dwóch dyktatorów, którzy muszą mieć wgląd w każdy szczegół, a piłkarzy traktują jak członków jednostki karnej.

Pierwszy przyszedł do klubu Ricardo Sa Pinto. Legia była po jednym z najgorszych okresów w swojej najnowszej historii. Dean Klafurić wprowadził zbytnie rozprężenie. Zawodnicy sami chodzili do prezesa z prośbą o ostrzejsze treningi. Gdy przyszedł Sa Pinto, nie musieli prosić. Ciekawe, że na temat jego metod krążą sprzeczne opinie. Dla jednych jest fantastycznym trenerem, który wykorzystał potencjał drużyny. Dla innych parodią Jose Mourinho. Być może obie strony mają rację.

Pierwszy mecz Sa Pinto, z luksemburskim Dudelange, był jednocześnie ostatnim starej ery. Od tego momentu zaczęła się dość szybka przebudowa zespołu. Przede wszystkim Sa Pinto znakomicie zorganizował blok defensywny. Drużyna straciła w 16 meczach 15 bramek. Przy czym był to proces postępujący. W pierwszych 5 kolejkach: 7 bramek, w ostatnich 5 kolejkach - 2 bramki. W 4 z 6 spotkań w tym okresie bramkarz Radosław Majecki zachował czyste konto. I warto tu zauważyć, że aż tak wiele pracy nie miał. Drużyna - jak czytamy na serwisie statystycznym ekstrastats.pl - pozwoliła rywalom na oddanie ledwie 9 celnych strzałów, a więc mniej niż 2 na mecz. Na początku rundy wiosennej liczba strzałów celnych to 7, a więc 3,5 na mecz.

ZOBACZ WIDEO: Trener Legii nie potrafi się zachować. "Sa Pinto to trochę Jose Mourinho dla ubogich"

Jesienią gra zespołu Sa Pinto to też świetny wysoki pressing i przejście z obrony do ataku oraz odwrotnie. Legia zaczęła wykorzystywać naturalne atuty zawodników, jakby stworzonych pod wyjście z szybkim atakiem. Końcówka rundy jesiennej wyglądała świetnie, ostatnich 5 spotkań to 4 wygrane i remis. Dopóki szło dobrze, nikt nie mówił o zasadach jak z karnej jednostki wojskowej.

Adam Nawałka przyszedł do Lecha Poznań na końcówkę rundy jesiennej. Nie był to jego zdaniem fortunny okres, bo miał mało czasu na przygotowania. A przecież nie krył, że motoryka to podstawa sukcesu. A jednak do pewnego momentu wszystko wyglądało lepiej niż dobrze, Lech po porażce z Cracovią w pierwszym meczu wygrał trzy kolejne, bez straty bramki. Bilans 9:0 robił wrażenie.

Wiosna jest dla obu rozczarowaniem. Wygląda na to, że Sa Pinto tak bardzo szukał zewnętrznego wroga, że się w tym zagalopował. Wziął na celownik prasę, w tym głównie dziennikarkę "Przeglądu Sportowego". Gdy podczas konferencji prasowej nie chciał odpowiadać na jej pytania, dorobiono mu twarz damskiego boksera. I słusznie, gdyż oburzenie trenera było tak bardzo udawane, jak gra podrzędnego aktora z horroru klasy B. Mówił coś o braku szacunku dla trenera i drużyny, ale nie potrafił podać konkretów.

Niestety ten "Mourinho dla ubogich" wyrządził spore straty, jeśli chodzi o wizerunek klubu mającego europejskie ambicje. Legia Dariusza Mioduskiego, absolwenta Harvardu i otwartego człowieka wysokiej kultury osobistej stała się Legią bazarowego awanturnika. Po przegranym meczu z Cracovią Sa Pinto nie podał ręki Michałowi Probierzowi, a podczas konferencji zrzucił winę na murawę i sędziego, nie potrafił zauważyć, że jego zespół nie prezentował żadnego atutu z końcówki rundy jesiennej, grał bez pomysłu, liczył jedynie na indywidualne rozstrzygnięcia. A trzeba pamiętać, że klub ma, wg. portalu transfermarkt.de kadrę wartą pięć razy tyle co Cracovia. Więc siłą rzeczy piłkarzy lepszych indywidualnie. I również wartą pięć razy tyle co Wisła Płock, z którą Legia męczyła się w pierwszym meczu. Choć ostatecznie wygrała 1:0. Mówiąc krótko - powinna wyraźnie dominować w każdym meczu.

Gdyby choć za Sa Pinto szły wyniki w rundzie wiosennej, a także gra na miarę oczekiwań, tak jak było jesienią, pewnie wszyscy przymknęliby oko na niegodne zachowanie. Ale i tak jest to nic w porównaniu z Lechem, który po prostu gra katastrofalnie w stosunku do swoich możliwości. Można się przyczepić do wyborów personalnych, ale też warto zwrócić uwagę, że jesienią również było kilka dziwnych wyborów, choćby gra Vujadinovicia. A jednak Lech punktował.

O analizę kilku kluczowych statystyk poprosiliśmy Marka Marciniaka z firmy Instat, który m.in. analizował rywali dla reprezentacji Belgii i Szwecji podczas mundialu w Rosji.

Zacznijmy od posiadania piłki.

Marek Marciniak: - Przeciwnicy wyraźnie dłużej utrzymywali się przy piłce (Zagłębie 58 a Piast 56 procent czasu). Poznańscy piłkarze potrafili osiągać przewagę w posiadaniu piłki, jednak w trakcie rozegranych jak dotąd na wiosnę dwunastu 15-min części gry dokonali tego dwukrotnie. A więc po jednym kwadransie w trakcie każdego spotkania. Drużyny Zagłębia i Piasta osiągały wyższe przewagi posiadania niż zawodnicy Lecha. Co też ciekawe, zespół trenera Nawałki atakuje głównie prawą stroną boiska, zaś podczas meczu w Gliwicach piłkarze Lecha oddali tylko 2 strzały z gry, oba w pierwszej połowie meczu.

Kolejna kluczowa statystyka dotyczy podań. I tutaj Lech wypada blado.

Podania

Lech vs Zagłębie Lech vs Piast
Podania 316 - 472 424 - 507
Celność podań 83 - 82 79 - 86
Podania kluczowe 12 - 18 9 - 13
Celność podań kluczowych 7 - 9 5 - 8

Marciniak: - Lech wymienia mniej podań niż przeciwnicy - poznańscy piłkarze tylko raz w ciągu ostatnich dwóch meczów przekroczyli barierę 200 podań w jednej połowie (264 w I połowie w Gliwicach). W meczu z Zagłębiem, zawodnicy Lecha wymienili o 156 podań mniej niż rywale; w meczu z Piastem nie osiągnęli progu 80 proc. celności podań. W obu meczach, drużyny przeciwnika wykonywały większą liczbę podań kluczowych, w tym też celnych.

Również w tak kluczowy element jak strzały okazuje się pięt achillesową drużyny.

Lech - Zagłębie Lech - Piast
Strzały razem 18 - 20 4 - 11
Strzały celne 5 - 9 2 - 7
Strzały z pola karnego 10 - 12 3 - 8
Długość strzału 17 - 16,6 14,1 - 12,2

Marciniak: - Lech rzadziej strzela na bramkę niż przeciwnicy - zespoły Zagłębia i Piasta oddały łącznie więcej strzałów niż drużyna z Poznania (22 vs 31), a także strzałów celnych (7 vs 16). W obu spotkaniach, przeciwnicy piłkarzy Lecha oddali więcej strzałów z pola karnego (13 vs 20) i oddawali je z bliższych odległości. W ostatnich dwóch meczach Lotto Ekstraklasy, najczęściej strzelającym graczem ze stolicy Wielkopolski był Pedro Tiba (4 strzały, 1 celny).

Kolejna dramatycznie wyglądająca statystyka dotyczy gry jeden na jednego.

Lech - Zagłębie Lech - Piast
Pojedynki wygrane 70 - 99 72 - 90
Skuteczność pojedynków 41 - 59 44 - 56
Dryblingi wygrane 9 - 16 9 - 14
Skuteczność dryblingów 45 -67 38 - 67

Marciniak: - Piłkarze Lecha wygrali o 47 pojedynków mniej niż zawodnicy zespołów Zagłębia i Piasta. Byli też mniej skuteczni w dryblingach - w żadnym z meczów nie przekroczyli progu 10 wygranych dryblingów; przeciwnicy wygrali łącznie o 12 dryblingów więcej. Najlepiej dryblującym piłkarzem Lecha był Amaral - w dwóch ostatnich meczach atakujący 9 razy wchodził w drybling i wygrał 5 takich akcji.

I na koniec to, co lubią kibice, a więc dystans przebiegniętych kilometrów. Okazuje się, że w dwóch meczach zawodnicy Lecha przebiegli pond 7 kilometrów mniej od rywali, co jest kolosalną różnicą. W meczu z Lubinem 110,27 do 114,17 km, zaś w spotkaniu z Piastem 110,42 do 113,74.

W skrócie, drużyna Sa Pinto na boisku rozczarowuje, ale portugalski trener przegrywa głównie poza boiskiem. Nawałka ma więcej odwagi i potrafi wziąć na siebie odpowiedzialność po przegranych, ale gra Lecha to kolosalne rozczarowane. Wali się i pali na wszystkich frontach.

Z perspektywy czasu wszelkie zasady, jak wstawanie o 6 u Nawałki czy kary za nieodebranie telefonu u Sa Pinto wyglądają komicznie. Tak długo jak nie ma wyniku. A pamiętajmy, że w poprzednich latach wygrana w meczu między tymi zespołami oznaczała hossę na długie miesiące.

Źródło artykułu: